Lubimy skalne miasta, zarówno te
naturalne jak i te wydrążone. W Nowej Zelandii też mają swoje (oczywiście
naturalne), w dodatku naznaczone filmowo. Podobnie jak w Polsce czy Czechach,
tak i tu zainteresowała się tym miejscem ekipa Andrew Adamsona z „Opowieści z Narnii: Lew, czarownica i stara
szafa”. Zdjęcia kręcił w Flock Hill,ale obok znajduje się jeszcze
słynniejsze Castle Hill, choć już
niefilmowe.
Flock Hill
Flock Hill
Zarówno Flock Hill jak i Castle Hill to wzgórza znajdujące się na terenie Kura Tawhiti Conservation Area. Znane miejsce wspinaczkowe, trekkingowe, cel wypraw grotołazów i wędkarzy, a także filmowców i fanów.
Kanion w Flock Hill
Na początek przyjrzyjmy się filmowemu Flock Hill. Charakterystycznym widokiem są skały osadowe, które kiedyś tworzyły dno morskie, dziś na skutek ruchów tektonicznych znajdują się na zielonych wzgórzach. Oprócz tego wypatrzyć można tutaj kilka wejść do jaskiń, przez które przepływają źródła. Zresztą da się także do nich zejść.
Jaskinia przy kanionie
Flock Hill i Narnia
Właściwe sceny z filmu kręcono w większości po drugiej stronie wzgórza, ale akurat przebywała tam jakaś inna ekipa filmowa, więc nie mogliśmy się tam dostać. Jednocześnie wiele miejsc wygląda dość narnijsko, niczym wyjęta z bitwy między wojskami Aslana i Białej Czarownicy. W tym miejscu jednak nie wspomina się Narnii, niestety to nie „Władca”. Swoją drogą wcześniej kręcono w tym miejscu także kilka scen do telewizyjnej wersji „Zaginionego świata” z 2001 (na motywach powieści Arthura Conan Doyle’a).
Flock Hill – miejsce bitwy między siłami Aslana i Białej Czarownicy w Narnii
Flock Hill i bitwa z wojskami Białej Czarownicy w filmie „Opowieści z Narnii: Lew, Czarownica i Stara Szafa”
Miejsce przy którym się zatrzymaliśmy, nazywa się Cave Stream Scenic Reverse. Znajduje się tam parking i kilka tablic informacyjnych, tak o skałach, jak i jaskiniach ze strumieniami. Oczywiście wstęp jest darmowy. Od tej strony idąc widzimy skały trochę w oddali, nie dochodzimy do nich, tak by móc wędrować pomiędzy nimi. Znów dość typowe dla Nowej Zelandii: mamy ścieżkę, stosunkowo łatwą, ale też krótką.
Castle Hill
Castle Hill
Znajdujące się tuż obok Castle Hill zdecydowanie bardziej przypomina jedno ze skalnych miast, doskonale znanych nam choćby z czeskich gór. Ich geneza jest podobna: skały osadowe 30 milionów lat temu tworzące morskie dno, wypchnięte na powierzchnię i poddane procesom erozji. Jednocześnie pozostaje bardzo podobne wizualnie do Flock Hill. Osadzone jest w praktycznie tym samym miejscu, czuje się tu Nową Zelandię.
Castle Hill
Nazwa została nadana przez europejskich odkrywców, którym skalne rumowisko bardzo przypominało ruiny średniowiecznych zamków. Znów mamy tu darmowy parking i możliwość samodzielnego chodzenia, ale tym razem także między skałami. Wszystko za darmo. Jest wyznaczona ścieżka, ale tym razem do skał można sobie podejść, ba nawet na nie wejść. W pewnym momencie nie ma już wyznaczonej trasy i szczerze: to jest bardzo fajne. Sprawia to, że miejsce to jest bardzo popularne nie tylko wśród turystów, ale też samych Kiwi. To dość znana atrakcja, przyciągająca naprawdę wiele osób.
Castle Hill
Dojazd i zwiedzanie Kura Tawhiti
Tu warto porównać na chwilę Flock
Hill i Castle Hill. W tym drugim dość duży parking był mocno zajęty, w tym
pierwszym zaś mieliśmy naprawdę wiele miejsc do zatrzymania się do wyboru. Cóż,
jak już wspominaliśmy, Narnia nie ściąga tu aż tylu osób, a Castle Hill ma
swoją renomę.
Castle Hill
Trudno się dziwić, bo to bardzo
ładne skalne miasteczko. Może nie tak duże, jak te do których przyzwyczaiły nas
europejskie góry, ale wciąż dające wiele radości, czy to z chodzenia, wspinania
się na wzgórze czy same skały.
Skały w Castle Hill
Stąd także mamy dobry widok na
Flock Hill. Obie atrakcje są zdecydowanie komplementarne. Jeśli mamy czas,
warto poświęcić go trochę na oba wzgórza, z tym że pewnie Castle Hill zajmie
nam go zdecydowanie więcej.
Castle Hill (Kura Tawhiti Conservation Area)
Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.
Czeska Szwajcaria, już sama nazwa budzi zaciekawienie, zwłaszcza jak się dołoży do tego czeską Niagarę. O ile ta druga nazwa jest zabiegiem marketingowym, o tyle pierwsza to już ciekawsza historia. Wszystko zaczęło się od Drezna i rekonstrukcji tamtejszej Galerii. Od 1776 pracowało tam dwóch Szwajcarów, Anton Graff i Adrian Zingg. Piękno okolicy, w szczególności piaskowców znajdujących się nad Łabą sprawiło, że nazwali tamtejszy park „Szwajcarią na obczyźnie”. Obecnie park jest podzielony pomiędzy Niemcy (Saksońska Szwajcaria) i Czechy (Park Narodowy Czeska Szwajcaria), więc istnieją dwie nazwy. Zresztą cały ten obszar, między Sudetami a Rudawami jest bardzo ciekawy i zróżnicowany w formy geologiczne.
Park Narodowy Czeska Szwajcaria
Czeska Szwajcaria i Narnia
Jednak to nie nazwa nas tu przyciągnęła, a Narnia. A dokładniej „Lew, czarownica i stara szafa” Andrew Adamsona z 2005 roku. Warto przypomnieć, że cześć zdjęć do tej adaptacji dzieła C.S. Lewisa kręcono też w Polsce. W Czeskiej Szwajcarii wykorzystano zaś zdecydowanie najbardziej znany i charakterystyczny fragment, czyli słynny łuk skalny. Brama Pravčicka (cz. Pravčická brána) pojawia się w filmie. Widzimy tam stojące dzieci, które oglądają okolice. Nikt nie wpuszczał tam młodych aktorów. Scenę faktycznie nakręcono w tym miejscu, ale ujęcia z dziećmi powstały w studiu na niebieskim ekranie. W kinie zobaczyliśmy już efekt specjalny.
Brama Pravčicka
Brama Pravčicka pojawiła się na krótko w filmie „Opowieści z Narnii: Lew, Czarownica i Stara Szafa”.
To nie jedyna produkcja, która tu powstawała. Brama pojawiła się także w serialu Amazona „Koło czasu”. To na niej stoi na koniu Lan Mandragoran. Dość krótkie ujęcie.
Łuk jest zamknięty dla turystów. Nie można na niego wchodzić. To pomnik przyrody i coś, co przyciąga tu wielu odwiedzających. Z jednej strony boją się o bezpieczeństwo, z drugiej go konserwują. To że nie można na niego wejść, nie znaczy, że nie da się go obejrzeć. Wręcz przeciwnie, Czesi doskonale rozumieją, jak bardzo przyciąga on tu ciekawskich. Warto dodać, że to największa skalna brama z piaskowca w Europie.
Sokole gniazdo
Pod bramą znajduje się dawny pałacyk, a obecnie restauracja Sokole Gniazdo (cz. Sokoli hnizdo). Tam kupuje się bilety, by wejść zarówno pod bramę, jak i na pobliską skałę, z której doskonale widać łuk. W sezonie wejście do Gniazda jest otwierane około godziny 10:00. Jak łatwo się domyśleć, szybko robią się tam kolejki i tłok.
Brama Pravčicka
Czeska Niagara
W tej samej części Parku Narodowego znajduje się trasa z tak zwaną czeską Niagarą. Wodospad trochę rozczarowuje, zwłaszcza, że jest uruchamiany przez człowieka. Trochę wody poleci z góry i tyle. Jest tam ukryta mała zapora, dzięki czemu w sezonie odwiedzający zawsze mogą zobaczyć działający wodospad. Za to mamy tu bardzo ciekawy szlak wąwozem nad wodą, który częściowo pokonujemy piechotą, a częściowo trzeba go przepłynąć łodziami. Płynie się z flisakiem, całą grupą i jest to część płatna.
Czeska Niagara
Przede wszystkim jest to wspaniały teren do górskich, leśnych wędrówek. Co pewien czas warto się zatrzymać, by pooglądać skalny krajobraz. Trasa do wodospadu zaś wiedzie przez malowniczy, rzeczny wąwóz. Najbardziej znany fragment to Edmundova soutěska, czyli Wąwóz Edmunda, czy Soutěsky Kamenice, czyli Wąwóz Kamenice.
Szlak nad wodąKamienne ludki na szlaku
Park Narodowy: Dojazd i trasy
Park Narodowy Czeska Szwajcaria (cz. Národní park České Švýcarsko) został utworzony 1 stycznia 2000 roku. Poza ciekawymi formacjami skalnymi i drzewami, występują tu również zwierzęta, najłatwiej wypatrzeć ptaki. Przy dużym szczęści podobno można nawet natknąć się tu na rysia, choć łatwiej jest zobaczyć jelenia. Łatwiej niby o ptaki, jak kruk, puchacz, pluszcz czy sokół wędrowny, ale też raczej dalej od szlaków.
Czeska SzwajcariaTunel
Bazą wypadową, z której warto zacząć spacer (w kierunku Bramy, a potem można wrócić kanionem) jest miejscowość Hřensko. Tam można spokojnie zostawić samochód (parking jest płatny) lub też wynająć nocleg. Samo wejście do parku jest darmowe, choć niektóre atrakcje są płatne (wstęp do Sokolego gniazda czy pływanie po rzece). Jedyne o czym trzeba pamiętać, to że im wcześniej przyjedziemy samochodem tym lepiej. W późniejszych godzinach czasem ciężko znaleźć miejsce do zaparkowania. Zaś jeśli mamy samochód, nocleg kilkanaście kilometrów dalej będzie tańszy i łatwiejszy do znalezienia, bo w sezonie przybywa tu naprawdę sporo ludzi. Takie przykładowe miejscowości noclegowe to Děčín czy Česká Kamenice.
Skały w Czeskiej Szwajcarii
Szlaków jest tu kilka. My pojechaliśmy do wsi Hřensko, tam zostawiliśmy samochód, czerwonym szlakiem udaliśmy się na Bramę, a potem do Mezni Louka. Tam zaś zielonym aż do rzeki Kamenice i wzdłuż niej żółtym do Hřenska. Na rzecze zaś był i wodospad i płynięcie łodzią. Na jeden dzień starcza, zwłaszcza jak trzeba wracać do domu. Wspinaczka w parku jest możliwa tylko w kilku wydzielonych miejscach. Mapa znajduje się także na stronie Parku, ale tylko w czeskiej wersji strony – zakładka Mapy. Będąc w sezonie nie mieliśmy potrzeby kupować biletów na wejście do całego parku. Płaciło się za parking, wejście na Sokole Gniazdo oraz za przepłynięcie łodziami. Tu przydają się korony lub rzadziej euro.
Pływanie łodzią
Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.
Wellington, stolica Nowej Zelandii, to miasto trzecie pod względem wielkości, zamieszkane przez niecałe 200 tyś. osób. Pięknie położone, acz niezbyt urodziwe, miasto które dopiero musi napisać swoją historię. Filmowo jednak ma niesamowitą atrakcję. Znajduje się tu studio efektów specjalnych – Weta Workshop, a co jeszcze lepsze, można je zwiedzać.
Centrum Wellington
Stolica Nowej Zelandii – Wellington
Ale zaczniemy od samego Wellington. Oprócz nizin, są i góry, niedaleko las deszczowy, cieśniny Porirua Basin, Hutt Valley i Cooka – dzieląca Wyspę Południową od Północnej – sprawiają że Wellington, jeśli chodzi o położenie, przypomina San Francisco. Faktycznie mamy tu zatoki, wzniesienia, brakuje tylko wielkiego, charakterystycznego mostu.
Budynek przy parlamencie
Nazwa Wellington pochodzi od zwycięscy bitwy pod Waterloo – Arthura Wellesley’a – który został obdarowany tytułem księcia Wellington. Maoryska nazwa miasta brzmi Te Whanga-nui-a-Tar i oznacza „Wielki port Tara”, odwołując się bezpośrednio do tutejszego portu.
Parlament czyli Beehive
Historia Wellington
Pierwsze polinezyjskie plemiona dotarły tu gdzieś w X. W XI wieku było ich tu cztery, w XIII zaś plemię Tara założyło tu swoją osadę. Ale nie był to teren jakoś specjalnie rozwijany. Prawdziwy rozwój zaczął się wraz z New Zealand Company, która zajmowała się kolonizacją Nowej Zelandii. Dwie pierwsze grupy osadników przybyły tu 20 września 1839 oraz 22 stycznia 1840. Przy rzece Hutt założyli osadę Petone (używano też nazwy Britannia). Oficjalną nazwę – Wellington – nadano w listopadzie 1840, wówczas nadano osadzie prawa miejskie (choć w tym drugim wypadku inne źródła sugerują rok 1886). Od 1862 zaczął tu zbierać się lokalny parlament, zaś w 1865 formalnie przeniesiono tu stolicę (z Auckland). Przeniesienie tu stolicy, do miasteczka zamieszkałego przez niecałe 5000 osób uratowało Nową Zelandię przed rozpadem. Po pierwsze nowa stolica znajdowała się w centrum kraju, po drugie szybko stała się ważnym portem handlowym.
Centrum Wellington
Ścisłe centrum Wellington
Zabytków jest tu niewiele, podobnie jak i ładnych budynków. Acz znajdzie się kilka charakterystycznych, szukać ich należy w dwóch miejscach. Pierwsze to centrum z parlamentem. Budynek jest bardzo specyficzny. Nazywają go ulem – Beehive, zaiste wygląda trochę jak jakaś pasieka. Budowę zaczęto pod koniec lata60. XX wieku, oddano do użytku w 1981. Dziś jest uznany za dziedzictwo narodowe i można się zapisać na wycieczkę po nim.
Doki
Druga istotna historycznie część ciągnie się od dawnych doków, aż do monumentu upamiętniającego ofiary wojen światowych, jest też boisko do krykieta, na które można wejść. Sam monument to dobry przykład architektury dawnych kolonii, która nieudolnie próbuje udawać historyczną, europejską zabudowę. Właśnie takie budowle nas odrzucają. Za to z pewnością na uwagę zasługuje sam port.
Tablica upamiętniająca Polaków
Stoją tam okręty wojenne, a liczne tablice opowiadają o udziale Nowej Zelandii w wojnie. Zaskakuje, ale i cieszy wątek polski. Tym więcej cieszy, że ujęto w opisie dostanie się Polski pod okupację ZSRR. Jest to związane z historią polskich dzieci, które podczas II wojny światowej zostały ewakuowane na antypody. Gdy wojna się skończyła, a zaczął okres komunizmu, dzieci zostały w Nowej Zelandii, stając się wartościowymi obywatelami.
Doki i centrum biznesowe Wellington
Punkty widokowe
Wellington ma też dwa punkty widokowe znajdujące się na wzniesieniach. Pierwszy, przyciągający turystów, to okolice ogrodu botanicznego. Dodatkową atrakcją jest winda, czy raczej coś jakby tramwaj miejski – wagonik szynowy wiodący na jedno ze wzgórz. Niestety stamtąd same widoki nie są zbyt ciekawe, choć darmowy ogród jest ciekawy do oglądania.
Widok z okolic ogrodu botanicznego
Drugi to góra Victoria (Mt Victoria). Jest o tyle interesujące miejsce, że znajduje się nie z boku Wellington, a w samym centrum. Na zachodzie widzimy tę, główną, najstarszą część z dokami, ale miasto rozciąga się jeszcze na wschodzie i na południu. Widać tam też więcej zatok, oceanu i gór, a także jest to dobry punkt widokowy do wypatrywania samolotów lądujących na lotnisku. W każdym razie jak tu byliśmy mocno wiało na samym szczycie, co akurat dziwne nie jest. Wellington ze względu na swoje położenie należy do najbardziej wietrznych miast na świecie. Silny wiatr występuje tam średni przez ok. 230 dni w roku.
Góra Wiktorii i gościniec z Władcy
„Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia” i okolice góry Victoria (Wellington)
Wellington, „Władca Pierścieni” i góra Victoria
Góra Victoria jest istotna także z filmowego punktu widzenia. To jedna z lokacji „Drużyny Pierścienia” Petera Jacksona. To tutaj kręcono sceny na gościńcu, gdzie hobbici ukrywają się przed nazgulem. Prawdę mówiąc w jednym miejscu nawet jest miejsce, gdzie się można schować za konarami, tak specjalnie dla turystów.
Róża wiatrów na Górze Victoria
Wellywood: Weta Cave
To zaś prowadzi nas do głównej atrakcji, którą chcieliśmy zobaczyć w tym mieście, czyli Weta Cave. Jaskinia Wety, czyli część firmy, w której Weta Workshop oferuje wycieczki po studio z przewodnikiem. Z pewnością było warto. Po sukcesach filmów Petera Jacksona często tę okolicę zaczęto nazywać mianem Wellywood. Dziś jaskinia to swego rodzaju muzeum, w którym można też liznąć aktualne produkcje i zobaczyć warsztat zza kulis.
Rzeźba reklamująca Wetę
Weta Workshop to firma zajmująca się tworzeniem dekoracji, rekwizytów, strojów i efektów specjalnych do filmów, mieszcząca się w dzielnicy Miramar. Założona w 1987 roku ogromny sukces i światowy rozgłos zdobyła dzięki tytanicznej pracy poświęconej „Władcy Pierścieni” Petera Jacksona (wcześniej pracowali z nim przy „Martwicy mózgu”), a potem wrócili do „Hobbita”. O ile różnie można oceniać te filmy jako całość, o tyle wkład Wety jest naprawdę niesamowity, zaś możliwość poznania bliżej sposobu ich pracy, czy w pewien sposób dotknięcia ich dzieł to naprawdę spora atrakcja.
Wejście do Weta Cave
Nazwę Weta przyjęła od grupy owadów endemicznych dla Nowej Zelandii, a przypominających świerszcze. Niektóre z nich są gigantyczne jak na robale – o wadze 40 g (więcej niż np. wróbel). Warto przypomnieć, że w kraju Kiwi nie było ssaków (poza fokami i nietoperzami), więc nie było szczurów. Wety wyewoluowały i zajęły ich miejsce w ekosystemie. Weta – to nazwa maoryska, która oznacza boga wszelkiej szkaradności. Gdy kręcono „Martwicę mózgu” nazwa ta wszystkim się spodobała i tak już dziś zostało.
Troll przy wejściu
W samej Wecie niestety nie można robić zdjęć, oprócz miejsc dla tego wydzielonych, a to ze względu na prawa majątkowe wytwórni, dla których rekwizyty są robione. Weta oprócz rekwizytów filmowych robi także repliki dla fanów (bardzo drogie), figurki, gry. To właśnie tam można robić zdjęcia. Przed wejściem jest wystawionych też kilka trolli, tak by turyści mieli uciechę.
Bronie z Władcy
Zwiedzanie Weta Cave
Zabawę zaczynamy w Weta Cave. Wokół nie ma dedykowanego parkingu, ale w okolicznych uliczkach jest dość miejsca. Czasu jest dużo, więc na swoją wycieczkę czekamy w sklepie. Są tam też małe wystawy. Do wyboru jest kilka wycieczek, w tym nocna. Więcej na stronie Wety – WetaWorkshop.com. Myśmy wybrali dwie. Podstawową po studio oraz wejście na plan serialu „Thunderbirds Are Go!”.
Zbroje z Władcy
Pani, która oprowadzała nas po dostępnych częściach studio, opowiadała krótko historię Wety i jej najważniejsze produkcje, jak wygląda praca przy przykładowych strojach, pokazywała miniatury i wspominała „megatury” (bigatures), czyli wielkich rozmiarów makiety. Ogromnie pouczająca i ciesząca wycieczka. Oprócz znanych nam produkcji, o których przyjemnie było dowiedzieć się nowych rzeczy, poznaliśmy także ich rodzimą (endemiczną, jak wszystko tutaj) produkcję-remake „Thunderbirds Are Go!”. I chociaż do tej pory zupełnie tego nie znaliśmy, fajnie było zobaczyć, nad czym studio pracuje aktualnie. Zwłaszcza, że miniatury i megatury wykonane na potrzeby produkcji robią wrażenie.
Swoją drogą, to „Thunderbirds” to niezła ciekawostka: serial powstały na zasadzie animacji poklatkowej modeli i miniatur, dziś wzbogacony o animowane komputerowo postaci. To nas zachwyciło, bo widzieliśmy makiety i elementy, które są obecnie używane w produkcji. No i jeszcze historie w stylu żartów w tle. W każdym odcinku znajduje się wyciskacz do cytrusów, gdzieś umieszczony. Tylko dlatego, że te wszystkie miniatury powstają z przedmiotów codziennego użytku, dopiero w złożeniu nadaje się im inne znaczenie. Gdy podczas oryginalnej projekcji wyciskacz nie spodobał się jednemu z widzów, napisał on list do telewizji z protestem. Skończyło się na tym, że wyciskacz stał się stałym elementem każdego odcinka, ta tradycja jest zachowana do dziś.
Broń z Avatara
Rekwizyty z Władcy, Narnii i innych produkcji
Wycieczka po głównej części Wety to raczej przejście przez magazyn. Jest tu wiele przedmiotów, które pozostały po produkcji „Władcy Pierścieni” czy „Hobbita”, ale też filmów Neila Blomkampa („Dystrykt 9”, „Chappi”), „Avatara” Jamesa Camerona, „King Konga”, a nawet Narnii czy „Królestwa Niebieskiego” Ridleya Scotta. Dowiedzieliśmy się także, jaki wpływ na rekwizyty w „Hobbicie” miały zmiany producentów. Ponieważ firmy się nie dogadały, więc wszystko tworzono na nowo, w dodatku tak, by nie naruszyć praw. Stąd różnice w wyglądzie.
Uruk-hai
Wizyta w Weta Cave nas zachwyciła. To jedno z tych miejsc, gdzie powstaje magia kina, gdzie można zobaczyć pewne sztuczki, to bardzo interesująca i pouczająca wycieczka. Zaś Wellington? Cóż, spać gdzieś trzeba. Ale Weta mocno podnosi atuty tego miasta. Na koniec ta sama uwaga, co w przypadku Auckland. Transport lokalny jest, ale do poruszania się między bardziej oddalonymi częściami miasta wskazany jest samochód.
Droga na lotnisko
Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.