Jezioro Natron w Tanzanii, zabójcze i przepiękne

Słone jezioro Natron (Lake Natron) w Tanzanii to mało znane, ale bardzo intrygujące miejsce, które co pewien czas pojawia się w różnych mediach z dwóch powodów. Oba związane są z niesamowitymi zdjęciami. Warto dodać, że samo jezioro znajduje się w Wielkim Rowie Wschodnim. W porze deszczowej osiąga powierzchnię do 850 km², przy głębokości nie przekraczającej 50 cm. W porze suchej w dużej części jest to solnisko.

Jezioro z daleka, z charakterystyczną czerwienią
Jezioro z daleka, z charakterystyczną czerwienią

Czerwone jezioro

Pierwszy z powodów to ukazuje przedziwny kolor wody, wchodzący lekko w róż i czerwień. Przy odpowiednim świetle z pewnej odległości jezioro faktycznie tak wygląda. Wynika to głównie z tego, że jest bardzo mocno zmineralizowane, więc zasychające błota sprawiają z daleka niecodzienne wrażenie. Zaś jak dochodzi do kwitnienia glonów wizualnie się to potęguje. Tyle, że to kwitnienie występuje raz na bardzo krótki czas. Przy odpowiednich filtrach i podrasowaniu takie zdjęcia (można je znaleźć w sieci) naprawę robią duże wrażenie. Ale jak to zwykle bywa, w rzeczywistości dość trudno znaleźć coś podobnego. My obserwowaliśmy podobne złudzenie widząc taflę z daleka. Z bliska już wyglądało trochę bardziej zwyczajnie. Zjawisko to nie jest też jakoś wyjątkowe. Do podobnego zabarwienia wody dochodzi też w innych akwenach (np. Maharlu) czy solniskach (koło Burgas).

Zabójcze jezioro Natron – czarna legenda

Drugi powód to także zdjęcia, ale do tego ważna jest pewna wiedza. Otóż nazwa jeziora pochodzi od natronu, czyli rzadkiego minerału, który występuje masowo w tym słonym jeziorze. W starożytnym Egipcie używano natronu do mumifikacji zwłok. Jakiś czas temu pewien artysta zrobił instalację, ze zmumifikowanymi zwłokami dzikich zwierząt. Poumieszczał je w okolicy jeziora i w ten sposób narodził się mit, o zabójczej wodzie, która w krótkim czasie uśmierca zwierzęta. Co pewien czas ta plotka wraca, czy to jako niezwykłe miejsce, czy jako jedno z najniebezpieczniejszych jezior na Ziemi. Jak to w plotkach bywa, ziarno prawdy jest, ale na tym ziarnie się kończy. Inaczej zmumifikowanych zwierząt byłoby tam mnóstwo, a tak są żywe. W dodatku nie wyglądają, jakby coś im zagrażało.

Widok na Ol Doinyo Lengai
Widok na Ol Doinyo Lengai (3188 m n.p.m.)

Ol Doinyo Lengai i kanion

Samo jezioro znajduje się na terytorium Masajów. Oni zajmują się oprowadzaniem po okolicy i to u nich się nocuje. Ale to nie jest już klasyczna wioska, a raczej zwykły kamping. Wokół jeziora mamy trzy atrakcje, do których zawsze prowadzi nas masajski przewodnik. Ekipa, która wozi nas przez całe safari, w tym wypadku zazwyczaj zostaje w obozie, lub co najwyżej pełni rolę transportu. Atrakcje są następujące: wejście na szczyt jednego z wulkanów – Ol Doinyo Lengai (niestety wymaga dużo więcej czasu, więc nie znalazło się w naszych planach), przeprawa przez kanion i wyjście na samo jezioro.

Przeprawa przez wąwóz
Przeprawa przez wąwóz

Święta góra Masajów

Ol Doinyo Lengai, czyli z masajskiego Góra Boga (Masajowie wierzą, że w kraterze brzmi bóg Ngai), to czynny i aktywny wulkan. To znaczy tyle, że co pewien czas następują tu erupcje, ostatnia w 2013. Nie są one jednak gwałtowne, więc jest relatywnie bezpiecznie. Nie wpływają one na życie mieszkańców. Zwłaszcza, że brak dużego ruchu turystycznego i jakiś rozbudowanych stacji sejsmologicznych powoduje, że raczej katastrofy nikt się tu nie spodziewa.

Wulkan jest jednak istotny z innego powodu, tak zwanej zimnej lawy. Zimna, znaczy że ma jakieś 300-400 stopni. W tej temperaturze i wzbogacona o minerały, których na tym terenie jest wiele, ma jasny kolor. Z daleka wygląda więc trochę jak pokrywa śniegowa. Góra ma niecałe 3000 metrów, więc na wejście tam trzeba być przygotowanym, nie tylko kondycyjnie. Masajowie w okolicy mają obowiązek raz w życiu wejść na górę i zejść do krateru. A że to Masajowie są tu przewodnikami, turyści też mogą zejść do krateru (o ile jest zastygły).

Przeprawa przez strumień
Przeprawa przez strumień

Kanion to kanioning, coś bardzo podobnego do tego, co opisywaliśmy przy okazji Jordanii i Wadi Mujib. Tylko, że nie w tej skali. Trochę wspinania po skałkach i przechodzenie przez strumień. Dobrze mieć ze sobą wygodne buty, na przykład trekingowe. Przewodnicy masajcy potrafią polecać lub nawet namawiać na sandały czy jeszcze lepiej klapki, bo sami w czymś takim chodzą, ale to naprawdę zły pomysł.

Droga do brzegu
Droga do brzegu

Jezioro Natron

Oczywiście główną atrakcją i tym, co nas przyciągnęło do tego miejsca jest jezioro. To dość płytki akwen, mający maksymalnie do trzech metrów głębokości. Bezodpływowy, więc słony. Gniazduje tu dużo ptaków, głównie flamingów i czasem pelikany. Ale to też jedno z najbardziej nagrzewających się miejsc w Tanzanii. W sieci można natknąć się na informację, że czasem temperatura sięga tam do 60 stopni. Niestety nie mogliśmy tego zweryfikować. Niemniej jednak, faktycznie robi się tam gorąco i parno, więc sami Masajowie unikają jeziora w godzinach innych niż wczesny ranek czy czasem pod wieczór, o ile oczywiście nie jest za gorąco. A skoro oni go unikają, a jednocześnie to oni oprowadzają turystów, trzeba się liczyć z tym, że nawet jak się tu przyjedzie, powiedzą, że teraz nie idziemy. Może rano.

Schnące błoto
Schnące błoto

Droga do jeziora jest bardzo malownicza, zwłaszcza, że po okresie deszczowym część błota zasycha. Oczywiście jest opcja dojechania bliżej brzegu, ale przejście jest bardziej satysfakcjonujące. Nad samym jeziorem przede wszystkim można obserwować sobie ptaki oraz zasuszone błoto. Zaś najgroźniejsze, co może nas spotkać to odwodnienie się, jeśli się nie przygotujemy wcześniej. Niemniej jednak widoki są przepiękne i fascynujące.

Flamingi (słone, bezodpływowe jezioro Natron)
Flamingi (słone, bezodpływowe jezioro Natron)

Ptaki i obszar Ramsar

Natron ma jeszcze jedną zaletę. Obecnie nie jest jeszcze popularne wśród turystów. Grupki się mijają, ale raczej jest to wciąż dziewicza Afryka w prawie nienaruszonym stanie. Ponieważ jest to ważne siedlisko ptaków, jezioro znalazło się na liście ramsarskiej. Jednym z gatunków, dla których jest to istotne siedlisko jest flaming mały (Phoeniconaias minor).

Flamingi nad jeziorem Natron
Flamingi nad jeziorem Natron

Jezioro Natron i okolice nie są zbyt popularne wśród oferowanych safari. Przybywa tu mało turystów. A szkoda, bowiem to Afryka trochę inna niż pobliskie rezerwaty. Zdecydowanie warto poświęcić temu miejscu czas, a przy odrobinie szczęścia zobaczyć niesamowity kolor wody.

Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.

Szlak tanzański
Jezioro Natron
Share Button

Komentarze

Rekomendowane artykuły