Ze wszystkich dziwactw, które można zobaczyć w Brazylii, Petropolis (Petrópolis) jest chyba najbardziej kuriozalne. Łączy ze sobą kompleksy kolonizatorów z tęsknotą za Europą, a historia dodaje tu swoje rzeczy. Pałace europejskich monarchów znajdujące się w pewnej odległości za stolicami znamy choćby z Wersalu, Peterhoffu, Caserty i innych miejsc. W końcu nawet wiedeński Schönbrunn nie znajdował się w centrum austriackiej stolicy. To samo miało miejsce z Rio De Janeiro, gdy było ono stolicą Cesarstwa Brazylijskiego i Portugalii: wówczas wybudowano podmiejski pałac w stylu europejskim.
Willa w Petropolis
Historia Petropolis i Cesarstwa Brazylii
Obecnie Petrópolis to 300-tysięczne miasto nieopodal Rio de Janeiro, położone w górach. Zostało założone 1702 roku jako element rozwijania sieci dróg pomiędzy poszczególnymi stanami kraju. Była to wówczas osada, nawet nie wioska, na szlaku Caminho Novo das Minas wykorzystywanym do transportu dóbr dla górników i w mniejszym stopniu rolników. W pierwszej połowie XIX wieku niewielkie miasto w górskim otoczeniu spodobało się Piotrowi I. Zatrzymał się na farmie należącej do katolickiego księdza. Zauroczony okolicą, w 1830 roku kupił on tutaj ziemie i rozpoczął budowę Letniego Pałacu. Z powodu abdykacji porzucił jednak tę konstrukcję, a tron zajął jego wówczas pięcioletni syn Piotr II.
Willa
To jest dobry moment na wyjaśnienie kwestii politycznych. Jeszcze w XVIII wieku Brazylia miała status zamorskiej kolonii podległej Królestwu Portugalii. Kłopoty Portugalii to uśmiech losu dla Brazylii. W trakcie wojen napoleońskich, dokładniej w 1807 roku, armia francuska zajęła Portugalię. Król Jan VI postanowił opuścić tonący okręt i znaleźć się w bezpiecznej kolonii, jaką była Brazylia. Dwór królewski przeniósł się więc do Rio de Janeiro i proklamował powstanie Królestwa Brazylii, a wkrótce potem przeformował państwo na Zjednoczone Królestwo Portugalii, Brazylii i Algarve. Tym samym Brazylia zrzuciła status kolonii, a Rio de Janeiro stało się stolicą państwa Starego Świata. To właściwie jedyny taki przypadek w historii. W Lizbonie pozostała rada regencyjna, rozwiązana po upływie dekady. Jej zadaniem było zarządzanie w imieniu króla „prowincją” portugalską.
Don Pedro II
Wojny napoleońskie i unia z Portugalią
Wojska napoleońskie udało się odeprzeć z Portugalii w 1808 roku, lecz Jan VI zdecydował się pozostać w Ameryce Południowej. Tutaj nie próżnował: podsycał ruchy niepodległościowe hiszpańskich kolonii. Można powiedzieć, że król Portugalii i Brazylii działał dla dobra swojego nowego królestwa Brazylii, czym przy okazji zrujnował gospodarkę portugalską, bardzo zależną od dostaw surowców zza oceanu. Warto dodać, że za królem podążała arystokracja i możni, którzy uciekali przed wojną. Osiedlali się tam, gdzie znajdował się dwór. Dziś w Petrópolis możemy podziwiać ich eleganckie wille i pałace, zbudowane w bardzo europejskim stylu. Jest ich tutaj naprawdę wiele, znajdują się w większości wzdłuż głównej ulicy miasta i górskiego strumienia.
Obelisk w Petropolis
Ze względu na ruchy liberalne w Portugalii, król Jan VI musiał w 1820 roku powrócić do Portugalii. Rok później zgodził się na konstytucję, która zmieniła ustrój państwa na monarchię konstytucjonalną. Jednocześnie chciał cofnąć przywileje samorządności Brazylii, które zresztą sam wypracował. Na to jednak nie mógł się zgodzić jego syn, Piotr. Zrzucił ojca z tronu Brazylii i przejął władzę, jednocześnie obwołując się cesarzem jego nowego Cesarstwa Brazylii. Ze względu na wojnę domową w Portugalii przez trzy miesiące 1826 roku nosił także koronę portugalską jako Piotr IV.
Klasyczna zabudowa Petropolis
Początkowo Piotr nastawiał się na utworzenie cesarstwa – trochę na wzór Napoleona – połączonego z nowoczesną myślą francuskiej rewolucji. Tak się jednak nie dało, zwłaszcza w tak rozległym i zróżnicowanym etnicznie i gospodarczo kraju jak Brazylia. Udzielił więc sobie nieco więcej władzy, sprawował rządy absolutne. Ze względu na polityczne spory po odwołaniu cesarskiego rządu, w 1831 roku abdykował na rzecz swojego syna Piotra II, wówczas pięciolatka.
Pomnik Don Pedro II
Rządy Piotra II
Piotr II (Dom Pedro II) urodził się w 1825 roku w Brazylii, zmarł w 1891 roku w Paryżu. Był on drugim i zarazem ostatnim cesarzem Brazylii, jedynym rodowitym, bo urodzonym w dawnej kolonii. Do 14-stego roku życia faktyczną władzę sprawowali regenci, zaś w 1840 roku Piotr II przejął pełnię władzy, a rok później został oficjalnie koronowany jako władca Cesarstwa Brazylii. Był monarchą nowoczesnym, liberalnym i nastawionym na rozwój przemysłu. Za jego rządów powstawały kolejne zakłady przemysłowe, powstawała sieć utwardzonych dróg, transportu kolejowego i rzecznego. Zaczął działać w kierunku zniesienia niewolnictwa. Udało mu się w ryzach utrzymać konkurujące ze sobą stany Brazylii, a także prowadził umiejętną politykę zagraniczną.
Uniwersytet Katolicki w Petropolis
Chociaż Piotr II był na ogół lubianym władcą, to jednak w bardzo konserwatywnej części ludności wzbudzał niezadowolenie z przeprowadzanych działań, zaś dla nastawionych mocno liberalnie jego reformy nie były dość zdecydowane. Ostatecznie junta wojskowa doprowadziła do obalenia cesarza i Piotr II w 1889 roku udał się na wygnanie do Francji, gdzie zmarł trzy lata później. W roku wygnania rodziny cesarskiej, Cesarstwo Brazylii stało się federacyjną Republiką Brazylijską.
Katedra św. Piotra w Petropolis
W 1843 Piotr II wydał dekret budowy nowego miasta wokół letniej rezydencji, czyli Petrópolis. Wiązało się to zarówno z kontynuacją budowy pałacu, jak również zaprojektowaniem całej osady. Było to drugie miasto w Brazylii budowane od początku według projektu, pierwsze to Recife. Zresztą obecna stolica Brasilia także została starannie zaprojektowana. Nowe miasto było więc stolicą Brazylii de facto, zupełnie jak to miało miejsce w przypadku Wersalu. Tu działał dwór i wszystko inne. Zresztą nazywane było miastem cesarskim bądź miastem imperialnym (Cidade Imperial).
Wejście do katedry
Katedra św. Piotra w Petropolis
Miasto miało być kompletne i samowystarczalne, stąd budowano także kościoły. Katedra São Pedro de Alcântara, czyli św. Piotra z Alcantary to zdecydowanie największa świątynia w Petrópolis. Początek budowy miał miejsce w 1884 roku. Kolejne prace odbywały się w latach 20. XX wieku, zaś wieżę wybudowano dopiero w 1969 roku. Całość powstała w modnym w XIX wieku stylu neogotyckim. Prochy zmarłego cesarza Brazylii, Piotra II, zostały przewiezione z Paryża do Brazylii w 1922 roku. Złożono je właśnie w katedrze w Petrópolis wraz z prochami żony. Grobowiec w katedrze bardzo przypomina europejski styl, zwłaszcza to, co można zobaczyć w Saint-Denis.
Wnętrza katedryWitraż w katedrze
Pałac Cesarski
Inne budynki to przede wszystkim rezydencje i pałace możnych. Palácio Rio Negro to pałac odsprzedany rządowi Republiki na potrzeby letniej rezydencji prezydentów Brazylii. Chętnie spędzali w niej wakacje. Znajduje się on pośród wielu innych pięknych i zadbanych domów w centrum wzdłuż Av. Köeller.
Pałac cesarski
Natomiast typowo cesarskie budynki, jak Letni Pałac Cesarski, po obaleniu Piotra II służyły funkcjom publicznym: szkołom, lokalnym urzędom i tym podobnym. Letni Pałac był właśnie zajęty przez szkołę, a wyposażenie wyprzedano miłośnikom historii. Dopiero w 1940 roku objęto te obiekty formalną ochroną i Letni Pałac stał się Muzeum Imperium (Museu Imperial). Muzeum to uchodzi za najważniejszy zabytek miasta. Wewnątrz znajdziemy kilka komnat, w których odtworzono dekorację z epoki, jest też garaż z pojazdami. W środku trzeba nosić filcowe kapcie, by nie zniszczyć parkietu. Choć pałac miał leczyć kolonialne kompleksy, to niestety daleko mu do europejskich odpowiedników. Wygląda trochę jak ubogi krewny, nie tylko z powodu burzliwych losów po obaleniu cesarza. Muzeum jest tym samym raczej ciekawostką, zwłaszcza że zbiory nie są duże. Wystarczy choćby porównać sobie pojedyncze powozy, które wystawione są tutaj, z olbrzymią liczbą karoc w Wiedniu. Z drugiej strony, ciężko znaleźć takie budowle poza Europą.
Palácio Rio Negro
Pałac Kryształowy
Ciekawym obiektem architektonicznym w Petrópolis jest Pałac Kryształowy. Nazwa przywodzi na myśl londyński Pałac Kryształowy, który powstał z okazji Wystawy Światowej w 1851 roku lub z późniejszym Pałacem Kryształowym w Madrycie, wybudowanym w 1887 roku. Tutejszy Pałac Kryształowy powstał w podobnym czasie, ale wbrew skojarzeniom, jest to maciupki obiekt. Po prostu palmiarnia. Palmiarnia w tym klimacie? Nonsens. Dlatego forma konstrukcji jest zachowana, natomiast było to miejsce przeznaczone na bankiety, tańce, do słuchania muzyki. Wszystko raczej kameralne z uwagi na „rozmach” twórców.
Pałac Kryształowy
Pałac-hotel i inne atrakcje Petropolis
Jak wspomnieliśmy powstawały tu także domy poddanych i ludzi pracujących na dworze. Za nimi do Petrópolis ściągali także niemieccy przemysłowcy. Jeden z importowanych Niemców rozwijał pierwotne lotnictwo w Brazylii, drugi założył browar – Cervejaria Bohemia. Jeden z pierwszych na kontynencie i w Brazylii. Można go nawet częściowo zwiedzać, natomiast dziś to wciąż jedno z najważniejszych centrów produkcji piwa w kraju. Obecnie działa tu także ogródek piwny. Z atrakcji kulinarnych warto wspomnieć o najsłynniejszej w mieście czekoladziarni – Chocolates Katz. Tu także można kupić oryginalne, brazylijskie produkty. Czy jest w niej coś specjalnego, raczej nie, ale została wypromowana przez ruch turystyczny.
Zaś całkowitą ciekawostką jest Palácio Quitandinha. To hotel i kasyno, które powstało w latach 40. XX wieku według projektu Luisa Fossattiego. Mieszanina brazylijskiego baroku z art deco i normańsko-francuskim stylem. Przypomina trochę jakąś alpejska budowlę resortową. Dziś obiekt wyróżnia się w mieście, ale to także muzeum, atrakcja turystyczna i już tylko w niewielkiej części hotel.
Palácio Quitandinha
Zwiedzanie Petrópolis
Samo Petropolis uchodzi za najbezpieczniejsze miasto w Brazylii. Przede wszystkim nie ma tu faweli, ludność jest raczej jednorodna etnicznie, wyróżniająca się jak na Brazylię, jest zdecydowanie post-europejska. To miejsce idealne na kilkugodzinny wypad z Rio i raczej nietypowa atrakcja. Zabytki w Petrópolis, takie jak Muzeum Imperium, czy pałac kryształowy nie zajmą wiele czasu. Zwiedzanie miasta będzie więc raczej przyjemnym spacerkiem w lekko kuriozalnym otoczeniu.
Willa
Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.
Czasem mieszkańców Matmaty nazywa się jaskiniowcami, bądź nawet troglodytami, wszystko dlatego, że mieszkają w wydrążonym skalnym mieście. Jednak pomijając te uszczypliwości, Matmata (arab. ماطماطة القديمة) to miasto zdecydowanie inne, niż typowe wydrążone w górach domostwa (jak choćby w Goris, Guadix czy w Kapadocji), głównie dlatego, że są płaskie. Ta niezwykła zabudowa przyciągnęła tu filmowców, a dokładniej ekipę George’a Lucasa kręcącą oryginalne „Gwiezdne wojny”. To właśnie w tej części Tunezji kręcono cześć ujęć domostwa Larsów.
Hotel Sidi Driss w Matmacie
Matmata obecnie i historycznie
Dziś Matmata jest niewielką miejscowością w centralnych, górskich rejonach Tunezji, większość mieszkańców przeniosła się do nowocześniejszej Nowa Matmata (Nouvelle Matmatma). Stara Matmata przyciąga przede wszystkim turystów, zainteresowanych tradycyjnymi, drążonymi domostwami. W piaskowo-gliniano-lessowym podłożu drążono dziury o głębokości 6-7 metrów i średnicy 10-15 metrów. Wgłębienia pełnią rolę patio z którego wchodziło się do kolejnych, wydrążonych pomieszczeń. Z jednej strony łatwo i tanio się to budowało, z drugiej mieszkania te nie nagrzewały się, a z trzeciej nie rzucały się w oczy. Warto dodać, że jest to dość płaskie miasteczko.
Matmata, hotel Sidi Driss
Matmata: Domy troglodytów
Sposób budowania tych domów jest znany od tysięcy lat. Pierwsze zapiski o ich istnieniu pochodzą z V wieku przed naszą erą, gdy wspominał o nich grecki historyk Herodot. Ludność już wtedy na tych terenach uprawiała między innymi palmy daktylowe oraz tworzyła tarasy dla innych upraw.
Zdobiony sufit w jadalni
Hotel „Sidi Driss” w Matmacie i „Gwiezdne Wojny”
W jednej z takich dziur znajduje się hotel „Sidi Driss”, wciąż czynny, acz rzadko przyjmujący gości. Większość ludzi przyjeżdża żeby go tylko zobaczyć, bo stanowi jeden z najlepiej zachowanych przykładów tych tunezyjskich wgłębień. Ale rozsławiło go kino. W 1976 zawitała tu ekipa George’a Lucasa kręcąca „Nową nadzieję” (wówczas jeszcze „Gwiezdne wojny”). Tu zlokalizowano dom wuja Owena i ciotki Beru, ale tylko ujęcia, które dzieją się na patio lub ukazujące je. Pustynne okolice kręcono na słonym jeziorze Chott El Jerid.
Tu kręcono dom Larsów z „Gwiezdnych Wojen”„Gwiezdne Wojny Część II Atak klonów” i ujęcie w Matmata (domostwo Larsów)
Co ciekawe, w 2001 George Lucas powrócił do tego miejsca, kręcąc „Atak klonów” i wracając do domu Larsów. Po tym właśnie pozostały tu dekoracje, których użyli filmowcy. Właścicielom to nie przeszkadza. Choć nie rozumieją fenomenu „Gwiezdnych Wojen”, to jednak są świadomi, że te udziwnienia przyciągają tu więcej osób. Tym samym scenografia została. W „Skywalker. Odrodzenie” odtworzono to miejsce w studio i w Wadi Rum.
Cześć dekoracji pozostała do dziś
Zwiedzanie hotelu
Większość ludzi, którzy tu przyjeżdża zatrzymuje się na kilkanaście minut, może godzinę. Prawdę mówiąc, jak nie jest się fanem „Gwiezdnych Wojen” to nie ma tu za wiele do oglądania. Jest to zaledwie przystanek po drodze. Natomiast jeśli już śpią w Matmacie, to wybierają lepsze hotele. Tu da się zaaranżować nocleg, choć warunki są spartańskie. Z drugiej strony można tu wieczorem siedzieć patrzyć na gwiazdy, a rano zjeść skromne śniadanie w miejscu, w którym jadał Luke Skywalker. Zwłaszcza, że specyficzne freski na suficie jadalni są także elementem scenografii w obu filmach.
Hotel Sidi Driss w Matmacie wciąż formalnie przyjmuje ludzi
Oprócz noclegu jest tu jeszcze czasem otwierana jedna sala z pamiątkami po filmie, głównie zdjęcia z ekipy. W naszym przypadku trzeba było czekać, aż następnego dnia pojawi się osoba z kluczem. Formalnie rzecz biorąc to pomieszczenie to bar, ale nieczynny, co chyba wiele mówi o samym miejscu. Hotel jest to jest, czasem coś na siebie zarobi, a utrzymywać go specjalnie nie trzeba, tak wygląda pomysł na biznes.
Matmata i typowy dom troglodytów
Nawiązania literackie
Jako ciekawostkę warto dodać, że jeden z autorów piszących książki z cyklu „Gwiezdne Wojny”, Troy Denning, wykorzystał nazwę hotelu. I tym samym w mieście Anchorhead, na planecie Tatooine znajduje się gospoda „Sidi Driss”. Powieść ta obecnie należy do tak zwanych Legend. Natomiast poza filmami, umieszczono tu także misje do gier z serii „Call of Duty”.
„Gwiezdne Wojny Część IV Nowa nadzieja”, hotel Sidi Driss widziany z góry (domostwo Larsów na Tatooine)Widok na dziedziniec Sidi Driss
Matmata turystycznie
Ta niefrasobliwość wynika też z jeszcze innego powodu. Matmata jest na tunezyjskim szlaku turystycznym, więc przyjeżdża tu mnóstwo wycieczek z wybrzeża, zatrzymując się na krótko. Nadmiar turystów spowodował, że miejsce to stało się albo turystyczne, albo niedostępne, wręcz odizolowane, także gubiąc pierwotny charakter. W innych miejscach domostwa są ogrodzone, tak by nikt tam nie zaglądał. „Sidi Driss” tym samym stanowi właśnie najczęściej główną atrakcję Matmaty i akceptuję tę rolę. Hotel to już niejako dodatkowa aktywność.
Część hotelowa
Pomijając hotel i ewentualnie inne domy, w Matmacie znajduje się też muzeum etnograficzne, ukazujące lokalny folklor, w tym sposób tworzenia dywanów i tradycyjne około trzydziestu centymetrowe klucze oraz inne elementy kultury Berberów.
Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.
Kandy (syng.
මහ
නුවර,
tamil. கண்டி)
czasem uchodzi za kulturalną lub religijną stolicę Sri Lanki. Dziś jest to
święte miasto buddystów, którzy przyjeżdżają tu oddać cześć najważniejszej
relikwii w kraju – zębowi Buddy. To
też dawna stolica ostatniego królestwa Cejlonu, część Złotego Trójkąta, a także
lokacja filmowa. Niebanalna, zwłaszcza dwie z nich są dość wymagające.
Tama Victoria koło Kandy
„Indiana Jones” i Sri Lanka
Kilkukrotnie wspomnieliśmy, że na Sri Lance czuje
się klimat Indiany Jonesa. Porównanie jest nieprzypadkowe. Wszak tutaj ekipa Stevena Spielberga w 1983 roku kręciła
wiele scen do filmu „Indiana Jones i Świątynia Zagłady” (lub „Indiana Jones i
Świątynia Przeznaczenia”, bo pod takim tytułem w Polsce wchodził do kin film „Indiana Jones and the Temple of Doom”).
Choć obraz z 1984 roku jest drugim w serii, chronologicznie dzieje się przez
„Poszukiwaczami zaginionej Arki”. Jeśli dodamy, że za produkcję odpowiada George Lucas, to już taki przeskok
czasowy nie powinien dziwić.
Filar z którego kręcono Indianę Jonesa
Początkowo film, którego główna akcja rozgrywa
się w Indiach, miał być kręcony w północnym regionie tego kraju. Jednak po
zapoznaniu się ze scenariuszem przez indyjski wydział kultury, nie wyrażono
zgody na produkcję w ich mniemaniu obraźliwą i
rasistowską. Zaproponowane liczne poprawki do scenariusza, ale twórcy nie byli
na szczęście chętni na ustępstwa. Przenieśli się więc na Sri Lankę, głównie w
okolicy Kandy. Był jeszcze drugi powód wybrania Cejlonu: David Lean, ale do
niego jeszcze wrócimy.
„Indiana Jones i Świątynia Zagłady”. Przy budowanej tamie Victoria nagrywano scenę na wiszącym moście.
Okolice Kandy: Tama Victoria
Jedna ze scena w filmie „Indiana Jones i
Świątynia Zagłady” zapisała się szczególnie w historii kina. Mianowicie
sekwencja na moście wiszącym nad rzecznym wąwozem. Zapędzony w pułapkę Indiana
Jones przecina most, na którym stoi i cała konstrukcja widowiskowo spada do
wąwozu, a wrogowie kończą w paszczach wygłodzonych krokodyli. Scena ta była
kręcona nieopodal Kandy na rzece Mahaveli
Ganga (najdłuższa rzeka Sri Lanki, 335 kilometrów długości), a konkretnie przy
budowanej wówczas tamie Victoria.
Skała przy tamie Victoria, okolice Kandy. Tu kręcono drugiego Indianę Jonesa
Historia i zwiedzanie Tamy
Tama
Victoria planowana była przez blisko 30 lat, a jej budowa rozpoczęła się w
1978 roku. Zapora została uroczyście otwarta w kwietniu 1985 roku, a więc rok
po premierze filmu „Indiana Jones i Świątynia Zagłady”. Jest to najwyższa tama
na Sri Lance – mierzy 122
metry wysokości i 520 metrów długości. Tworzy ogromny zbiornik
retencyjny, co sprzyja zarządzaniu zasobami wody i jednocześnie tama
funkcjonuje jako elektrownia wodna.
Tama Victoria z punktu widokowego
Nie jest trudno trafić do tamy Victoria z Kandy,
zwłaszcza gdy ma się tak dobrego kierowcę, jak
nasz. Dla odwiedzających dostępny jest jeden punkt widokowy, ale wejście na
samą tamę jest surowo zabronione odkąd Tamilskie Tygrysy przeprowadziły
nieudany zamach na obiekt. Zresztą do punktu obserwacyjnego też nie jest tak
łatwo dotrzeć, trzeba poprosić żołnierzy o zezwolenie. Ci zazwyczaj wpuszczają,
potem już w Visitor’s Center wpisujemy się do księgi i wychodzi się na balkon.
Na tym koniec. Bardzo nas to rozczarowało, gdyż wyglądało na to, że nie
zobaczymy wymarzonej lokacji. Z punktu obserwacyjnego udało się dojrzeć jedynie
konstrukcję – słup – na którym umieszczono w 1983 roku kamerę. Ale najważniejszego,
czyli skały i filarów mostu, nie dało się dojrzeć.
Widok na skałę przy tamie
Kręcenie filmu przy tamie
Twórcy
musieli nagrywać ujęcia tylko w jednym kierunku, by nie pokazać placu budowy
tamy. Obecnie w teorii (bo w praktyce ciężko dostać zezwolenie) tamą można się
przedostać na drugą stronę rzeki, ale w 1983 roku budowa nie była na tyle
zaawansowana, by to umożliwić. Jedyny most na drugą stronę to był filmowy most
wiszący. Nie wyglądał zbyt solidnie (chociaż był), więc Steven Spielberg ze
swoim lękiem wysokości musiał jechać do oddalonego o 10 kilometrów „normalnego”
mostu, by przedostać się do ekipy po drugiej stronie.
„Indiana Jones i Świątynia Zagłady”. Na dawnej plantacji herbaty zbudowano indyjską wioskę Mayapore. Obecnie wszystko zarosło.
I tu ciekawostka. Wytłumaczenie,
że chce się zobaczyć nie tamę, a jakieś skały, bo kiedyś kręcono tam film, o
którym nikt tu nigdy nie słyszał, brzmi dziwnie. Nasz kierowca, widząc jak
ogromnie nam zależy, by dostać się na tamę, bardzo pomógł nam zagadać i
zakręcić pracownika obiektu, że – nie wierząc własnemu szczęściu – weszliśmy na
ściśle chroniony teren! Podjechaliśmy kawałek do innego punktu widokowego,
dostępnego jedynie dla pracowników tamy, skąd zobaczyliśmy wszystko, czego
pragnęliśmy. Oczywiście ten pracownik pojechał z nami, by mieć pewność, że nie
robimy jakiś inżynieryjnych zdjęć tamy. Tam zaś doskonale było widać skałę, na
której zawisł Indiana Jones, filary do których przywiązany był most i kanion w
dole. Cudowny widok, bardzo rozpoznawalny!
Miejsce gdzie znajdowała się indyjska wioska, obecnie zarosło. Bez maczety trudno przejść.
Set jetting i znajomość filmów na Sri Lance
Film „Indiana Jones i Świątynia Zagłady” nie jest
szeroko znany na Sri Lance. Nie znał go nasz kierowca, nie znał też pracownik
tamy. Na tablecie włączyliśmy słynną scenę ze „Świątyni Zagłady”, by pokazać ją
pracownikowi tamy i kierowcy. Bardzo emocjonalna reakcja ich obu – zwłaszcza
pana od tamy – sprawiła nam ogromną radość. Dobry film budzi emocje pomimo
upływu czasu i różnic kulturalnych.
Pola herbaciane, Hantana
Niektórzy
twierdzą, że tama jest najtrudniejszą lokacją z „Indiany” do zobaczenia.
Mieliśmy ogromne szczęście, z różnych przyczyn. Jedną z nich było to, że dzień
później było wielkie buddyjskie święto – pełnia księżyca – i tym samym dzień
wolny, a i tama niedługo była zamykana. Przed weekendem już nikomu się nie
chciało dzwonić po urzędach wyżej, więc nas wpuścili. Udało nam się także wejść
tam, gdzie zwykły turysta nie miał prawa wejść, by zobaczyć upragnioną lokację.
To była zdecydowanie udana wyprawa! Przejazd przez tamę i oglądanie tego miejsca
z drugiej strony, było niemożliwe z powodu obostrzeń i tu już nie nalegaliśmy.
Starczyło to, co zobaczyliśmy.
Podsumowując, tama Victoria to piękna lokacja, wyzwaniem jest się na nią dostać, tym większa satysfakcja, gdy się udało. Natomiast sama tama znajduje się kilkadziesiąt kilometrów od Kandy. Tu właściwie można dojechać jedynie samochodem lub tuk-tukiem. Droga jest dość kręta.
Droga między polami herbacianymi w Kandy
Kandy: Pola herbaciane Hantana
Tama to nie jedyna lokacja z
Indiany w okolicy. Część zdjęć kręcono też w sierocińcu dla słoni – Pinnawala,
część zaś na polach herbacianych. Kandy znajduje się w dolinie pod masywem
górskim Hantana, osiągającym
wysokość do 1118 metrów
n.p.m. Mgliste stoki porastają krzewy herbaciane, znajduje się tutaj także Muzeum cejlońskiej herbaty. Niestety
nie udało nam się do niego dotrzeć (ale na Sri Lance zwiedzaliśmy fabrykę Liptona). Za to mogliśmy podziwiać zapierające dech widoki okolicznych wzgórz i
dolin. Jest to też obszar popularny wśród uprawiających łagodną turystykę
górską.
Pola herbaciane otaczające Kandy
Samo muzeum jest jedną z
popularniejszych atrakcji i do niego dojeżdżają czasem turyści. Dalej znajdują
się stare plantacje i fabryki, kiedyś opuszczone, obecnie tylko trochę
wykorzystywane. Jednak to nie herbata, ani górskie widoki były dla nas
najważniejsze. Pamiętacie indyjską wioskę, do której trafia Indiana Jones,
Willy i Shorty po rozbiciu się samolotu? Tutaj rozpoczyna się i kończy przygoda
ze świętym kamieniem Śankary.
Pole Oodewella
Dotarcie do lokacji na plantacji
Miejsce to jest ogólnodostępne, ale porzucone.
Herbatę zbierają jedynie okoliczni mieszkańcy na własne potrzeby, wiele miejsc
pochłonęła dżungla. Niestety również to jedno konkretne miejsce było bardzo
zarośnięte. Nie mieliśmy czym torować sobie drogi w gęstwinie, na domiar złego
zaczęła się ulewa, a godzina robiła się coraz bardziej późna. W każdym razie
przemokliśmy i aż nazbyt dobrze zapoznaliśmy się z lokalnymi pijawkami (więcej
o nich przy okazji wpisu o Sinharaji). To też taki moment, w którym trzeba
sobie powiedzieć dość. Jeśli ktoś się będzie tu wybierał, to maczety są
naprawdę wskazane.
Głazy na dawnej plantacji
Mieliśmy w miarę dokładne
wskazówki od innych poszukiwaczy filmowych lokacji (stąd: templeofdoomlocation.blogspot.com),
ale najważniejszy i najbardziej charakterystyczny element lokacji – wielki
kamień z niszą na filmowy artefakt – trzeba było odszukać pośród zarośli.
Niestety, nie udało się to nam tym razem, nie zawsze się udaje. Droga była dość
wymagająca. Nie dało się tu podjechać samochodem, ale pod ostatnią kwartę
(jednostka podziału plantacji) można dotrzeć tuktukiem. Zresztą teren Oodewella Top Division był znany
lokalnej młodzieży pijącej tu alkohol. Jednak o kręconym tu filmie nie
wiedzieli.
Centrum Kandy
Królestwo Kandy i historia Sri Lanki
Kandy jest jednym z
najważniejszych miast na Sri Lance i drugim co do wielkości, choć liczy
zaledwie ok. 120 tysięcy mieszkańców. Z pewnością jest też jednym z
najświetniejszych ze względu na swoją historię: wszak było ostatnią stolicą
niezależnego królestwa lankijskiego. Stare miasto zostało wpisane na listę UNESCO w 1988 roku.
Jezioro Kandy
Miasto położone jest między
wzgórzami Wyżyny Kandy, otoczone przez pola uprawne – głównie herbaty.
Odczuliśmy już, że tutejszy klimat jest chłodniejszy
i znacznie bardziej deszczowy (tutaj trwał okres monsunowy) niż na nizinie,
kwalifikując się do strefy klimatycznej lasów deszczowych. Nie przeszkadzało to
w zwiedzaniu okolic, ot trzeba przygotować się na krótkotrwałe opady.
Kompleks świątyni Zęba w Kandy to najważniejszy zabytek miasta
Powstanie Kandy
Miasto
Kandy zostało założone prawdopodobnie w XIV wieku przez króla Vikramabahu III, którego Królestwo
Gampola miało stolicę nieopodal późniejszego Kandy. Jedna z historycznych nazw
Kandy brzmiała Senkadagalapura lub Senkadagala Siriwardhana Maha Nuwara, co
znaczyło „Wielkie miasto Senkadali o olśniewającym blasku”, co bywało skracane
do Maha Nuwara, czyli Wielkie Miasto lub Stolica. Nie do końca jest jasne kim –
lub czym – był Senkadala: mieszkającym nieopodal braminen, żoną Vikramabahu czy
specyficznym kamieniem? Natomiast używane w czasach kolonialnych Kandy to skrót
od nazwy Kanda Uda Rata, co oznacza „Krainę na wzgórzach”. Obecnie w języku
syngaleskim funkcjonuje nazwa Maha Nuwara, często skracana po prostu do Nuwara.
Sztuczne jezioro przy świątyni Zęba
Sena Sammatha Wickramabahu (rządy
w latach 1473–1511) był pierwszym królem Królestwem Kandy, częściowo zależnym
od współistniejącego Królestwa Kotte. Jako samodzielne i ostatnie na wyspie
królestwo, Kandy stało się w 1592 roku. Bezpośrednią przyczyną było zajęcie
przez Portugalczyków obszarów wybrzeża. Portugalczycy przybyli na Sri Lankę w
1505 i od tego czasu zmagali się z Królestwem Kandy. Jedno zagrożenie
kolonialne zostało zastąpione przez drugie. W latach 1638-1640 do prób
podporządkowania Cejlonu włączyli się Holendrzy, którzy niebawem zastąpili
Portugalię. Przepuścili oni w 1765 roku atak na Kandy i tymczasowo zajęli
stolicę, zmuszając króla do podpisania pokoju w 1766 roku, który oddawał Holendrom wybrzeże. To był okres
nieustannego spychania i osłabiania Kandy.
Waran paskowany w jeziorze
Upadek Królestwa Kandy i okres brytyjski
Holenderski Cejlon został zajęty przez Brytyjczyków w 1796 roku, a na mocy traktatu z Amiens po rewolucji francuskiej stał się oficjalnie kolonią brytyjską. Anglikom zaś nie zależało na zachowaniu władzy królewskiej na tej wyspie. Seria konfliktów i otwartych wojen zakończyła się porażką Królestwa Kandy w 1815 roku, abdykacją króla Sri Vikrama Rajasinha i uznania króla Grzegorza III jako głowę Cejlonu. Zakończyła się trwająca 2500 lat rodzima monarchia. Królewski pałac można oglądać przy Świątyni Zęba.
Oświetlenie świątyni w Kandy
Tak upadło ostatnie królestwo Lankijczyków. Warto wspomnieć, że w Królestwie Kandy obowiązywały dwa
języki urzędowe: syngaleski i tamilski, co obowiązuje na Sri Lance do dziś. W
latach 1817 – 1948 państwo istniało jako kolonia: Cejlon Brytyjski. W roku 1972 oficjalnie została proklamowana
Demokratyczno-Socjalistyczna Republika Sri Lanki z prezydentem na czele; do tej
pory państwo pozostawało dominium brytyjskim. Dziś jest członkiem brytyjskiej
Wspólnoty Narodów. Jednak to już jest ten okres, w którym Kandy traciło na
znaczeniu politycznym i gospodarczym na korzyść Kolombo, które stawało się
bramą Sri Lanki na świat.
Świątynia Zęba w Kandy
Kandy obecnie
Kandy nas urzekło kolonialną architekturą oraz pięknym położeniem pośród wzgórz i nad Jeziorem Kandy. Właściwie jest to sztuczny zbiornik wodny w kształcie prostokąta o długości obecnie 3,4 kilometra, założony w 1807 roku przed Świątynią Zęba. Miał służyć jak rezerwuar wody na czas pory suchej, a także do hodowli ryb. Dziś jezioro jest domem nie tylko dla karpi, ale także bardzo licznych białych czapli, czarnych kormoranów i kruków oraz gadów: waranów paskowanych i żółwi błotnych. Niezwykłe wrażenia robią całe stada ogromnych nietoperzy: rudawek wielkich. I choć widzieliśmy je już w Anuradhapurze, dopiero w Kandy widzieliśmy ich wieczorne przepiękne stadne przeloty.
Rudawka wielka (Pteropus giganteus) jest czasem nazywana latającym psem. Można je oglądać na przykład we wrocławskim ogrodzie zoologicznym. Zostały uwiecznione tak w „Moście na rzece Kwai” Davida Leana, jak i „Indiana Jonesie”. Tam Jones nazywa je gigantycznymi nietoperzami wampirami (giant vampire bat). Nietoperze wampiry występują w Amerykach, od Meksyku po Chile i Argentynę. Zaś wracając do świątyni, warto dodać, że pierwotnie znajdowało się przed nią pole ryżowe z niewielkim stawem pośrodku, zwanym Kiri-muhuda, czyli Morzem Mleka.
Rudawka wielka to dość częsty widok w Kandy
Kandy i Ząb Buddy
Przy okazji zwiedzania Anuradhapury i Polonnaruwy napomknęliśmy o buddyjskiej relikwii, jaką jest ząb
Buddy. Lankijczycy uważają, że relikwia jest zębem Gautamy Buddy i traktują ją jako jeden ze skarbów narodowych. Wraz
z przenoszeniem stolicy, przenoszono także relikwię, gdyż król był osobiście
odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo odkąd w IV wieku n.e. trafiła do króla
Anuradhapury. Do Kandy ząb trafił w XVI wieku i zdecydowano się wybudować
kompleks świątynny, który swą wielkością i wspaniałością miał być adekwatny do
rangi skarbu. Obok świątyni wzniesiono Pałac
Królewski, który można zwiedzać do dziś. Pierwsza świątynia została
ukończona w 1595 roku, ale na skutek portugalskiej inwazji, nie przetrwała
długo. Na szczęście na czas wojen Ząb był ukrywany w bezpiecznym miejscu poza
stolicą. Kompleks pałacowo-świątynny to najważniejsza i właściwie jedyna
zabytkowa, rdzennie lankijska część Kandy. Reszta to już pozostałości
postkolonialne.
Świątynia Zęba Buddy w Kandy
Do świątyni poszliśmy przed świtem.
Wejście na teren Sri Dalada Maligawa, czyli Świątyni Zęba, oddzielone jest od
przylegających terenów wąską fosą i murem. Zaraz za bramą wejściową widzimy
pawilon na planie ośmiokąta, pochodzący z początku XIX wieku. Pattirippuwa, bo
tak się nazywa, miał służyć do eksponowania przez władcę relikwiarza z zębem w
czasie publicznych uroczystości. W okresie kolonialnym w pawilonie umieszczono
bibliotekę, która znajduje się tam do dziś.
Świątynia Zęba w Kandy
Świątynia Zęba
Pawilon został zniszczony w latach 90. XX wieku podczas wojny domowej, ale szybko go zrekonstruowano. W sumie świątynia była dwukrotnie atakowana przez Tamilskie Tygrysy (w większości byli to hinduiści, więc poza podziałem narodowościowym dochodził tu konflikt religijny). Główna świątynia jest piętrowa i okala ją również piętrowy budynek przeznaczony dla wiernych. Szczególnym wydarzeniem jest otwarcie relikwii o świcie. Przed drzwiami świątyni stoją bębniarze i wybijają rytm aż do czasu, gdy o wschodzie słońce drzwi się otwierają i mnisi wchodzą do środka, by odprawić odpowiednie rytuały. Na górnym piętrze wierni gromadzą się przed główną świątynią i czekają na otwarcie jej drzwi. W całym budynku jest mnóstwo osób z darami, głównie kwiatami, owocami i miseczkami ryżu.
Relikwia zęba Buddy przyciąga do Kandy wielu pielgrzymów
Święta relikwia
Relikwia Zęba Buddy ukryta jest w siedmiu szkatułach ozdobionych
klejnotami, zamkniętych wewnątrz dekoracyjnego złotego relikwiarza w formie
stupy. W głównej świątyni wystawiony jest także przenośny relikwiarz, używany
podczas Kandy Esala Perahera, czyli Festiwalu Zęba. Jest to święto, podczas
którego słoń z pokaźnymi ciosami obwozi relikwiarz z zębem ulicami miasta. Z
całą pompą: historycznymi strojami, tradycyjnymi tańcami i procesjami, odbywa
się ono rokrocznie w lipcu i sierpniu.
Świątynia Zęba
Do kompleksu świątynnego można
podejść przez cały dzień, nawet jeśli nie zamierza się go zwiedzać. Bilety
kupuje się w automatach nieopodal świątyni. Natomiast jeśli się ich nie kupi,
można budowlę oglądać z zewnątrz. Ma to bardzo praktyczne znaczenie, bo tam też
czasem odbywa się część kolorowych ceremonii. Natomiast jak już decydujemy się
na zwiedzanie, to należy pamiętać jeszcze o konieczności oddania butów
(dodatkowa opłata) i ewentualnym skorzystaniu z przewodnika (także dodatkowo
płatne). Nasz kierowca radził nam sobie pominąć ten wydatek, jedyna rada to
zaglądać w różne zakamarki, bo oznaczenia wewnątrz świątyni są dość słabe. Nam
udało się zobaczyć ceremonię wewnątrz świątyni, gdzie rano witano relikwię.
Świątynia Zęba
Pałac Królewski w Kandy
Przy Świątyni Zęba znajduje się
wspomniany już Pałac Królewski. Ten pochodzący z XVI wieku budynek nie jest
zbyt imponujący, ale ma wielkie historyczne znaczenie. tutaj urzędował ostatni
król syngaleskiej dynastii, Sri Vikrama Rajasinha. Obecnie w pałacu znajduje
się muzeum. Można tam również zobaczyć wypchanego słonia Radża (zapis: Raja) (żył
w latach 1913 – 1988), który przez 50 lat uczestniczył w festiwalu Zęba, z
czego przez prawie 40 lat nosił szkatułę z zębem. W 1986 roku prezydent Sri
Lanki ogłosił Radżę skarbem narodowym. Gdy dwa lata później zwierzę padło,
ogłoszono żałobę narodową. Warto odnotować, że nie wolno fotografować się ze
słoniem Radżą w tle, podobnie jak z podobiznami królów i posągami Buddy.
Pałac Królewski w Kandy
Kandy: Hotel Suisse
Kontynuując tematykę filmu
„Indiana Jones i Świątynia Zagłady”. Ekipa filmowa była zameldowana w Suisse Hotel. Jest to nie tylko najświetniejszy
hotel w mieście, ale także część dziedzictwa kulturalnego. Budynek powstał w
XVII wieku i należał do królewskiego ministra. Po antybrytyjskiej rebelii w
latach 1817 – 1818 przeszedł w ręce brytyjskiego oficera. Później wielokrotnie
zmieniał właścicieli, by w 1924 roku zostać zakupionym przez Szwajcarkę, która
urządziła w nim hotel.
Hotel Suisse w Kandy
Dziś Suisse Hotel jest zarządzany przez lankijską firmę hotelarską. W hotelowym lobby wiszą zdjęcia nawiązujące do bogatej historii obiektu i jego znamienitych gości. Nie ma wzmianki o pobycie Stevena Spielberga, Kate Capshaw czy Harrisona Forda, ani nawet gościach Mr i Mrs. Longfellow (pod takimi imionami zameldowano w hotelu pytony). Hotel Suisse, tak się zdarzyło, był tuż przy naszym skromnym hotelu, więc wycieczka była dla nas obowiązkowa. Suisse znajduje się bardzo blisko jeziora, a jednocześnie wyróżnia się w okolicy, stąd trudno go przeoczyć.
Peradeniya, Królewski Ogród Botaniczny w Kandy
Peradeniya, czyli królewski Ogród Botaniczny w Kandy
Królewski ogród botaniczny w Peradeniya to nasz kolejny punkt
zwiedzania w okolicach dawnej stolicy. Ogród znajduje się na przedmieściach
Kandy. Pierwotny Królewski ogród botaniczny został założony aż w 1371 roku
przez króla Vikramabachu III na brzegiem rzeki Mahaweli. Kolejni królowie
kontynuowali dzieło botaniczne założyciela, ale wojna z Wielką Brytanią na
początku XIX wieku doprowadziła ogród do ruiny.
Wiszący most w Peradeniya
Brytyjczycy nie chcieli zarzucać
idei ogrodu botanicznego, wręcz przeciwnie: już w 1821 roku opracowywano nowe
założenia ogrodowe i rozpoczęto nasadzenia. Pierwotnie była to co prawdy
plantacja kawy i cynamonu, ale już dwadzieścia lat później oficjalnie założono
nowy Królewski ogród botaniczny. Dziś jest to jeden z największych ogrodów
botanicznych w całej Azji.
Królewski Ogród Botaniczny w Kandy
Jednym z ciekawych miejsc w ogrodzie jest wielka polana, wokół której znane osoby nasadzały drzewa. Są więc drzewa zasadzone przez kolejnych brytyjskich monarchów, światowych polityków, ludzi kultury, sztuki i nauki, jak choćby drzewo Jurija Gagarina. Z Polaków roślinę zasadził tu Józef Cyrankiewicz (pierwszy sekretarz KC PZPR).
„Most na rzece Kwai” kręcony w ogrodzie Peradeniya w Kandy. Tu znajdowała się kwatera sił Brytyjskich.
Ogród botaniczny i David Lean
W czasie II wojny światowej na
terenie ogrodu naczelny dowódca sił sprzymierzonych, lord Louis Mountbatten, założył główną kwaterę Dowództwa na Azję
Południowo-wschodnią. W tej roli Królewski ogród botaniczny wystąpił w filmie
„Most na rzece Kwai” (premiera 1957 rok) w reżyserii Davida Leana. W filmie widzimy też kilka scen, których akcja działa
się na Birmie przy budowanym moście, ale najprawdopodobniej także powstały pod
Kandy, na przykład gąszcz bambusów nad brzegiem rzeki. Inna scena to wspomniane
już rudawki. Tu właśnie najłatwiej zobaczyć ich latające chmary (choć trzeba
mieć szczęście). Zaś poza nietoperzami możemy tu wypatrzeć motyle, małpy,
żółwie (są nawet w małych sadzawkach) i przede wszystkim ptactwo. Spielberg i
Lucas byli wielkimi fanami Leana, potrafili jeździć na lokacje jego filmów i
nagrywać tam swoje własne (o tym wspominaliśmy przy okazji Sewilli czy Guadix).
Scenę z rudawkami w „Moście” i w „Jonesie” są bardzo podobne, obie nagrano
gdzieś w tej okolicy.
Żółw w Ogrodzie Peradeniya
Jest jeszcze most wiszący nad
rzeką Mahaweli. Można przez chwilę poczuć się jak Indiana Jones. Taka dodatkowa
atrakcja. Centrum Kandy jest usłane postkolonialnymi budynkami, ale też bardzo
turystyczne. Obok Kolombo czy turystycznego wybrzeża, to właśnie tutaj
koncentruje się nocne życie. Jest mnóstwo knajpek, sklepów, ale też
organizatorów wycieczek. Jednak jeśli zapytamy kogoś o kręcone tu filmy, raczej
niewiele powiedzą. Za to można zastanowić się nad jeszcze jedną atrakcją,
kulturalną rewią rdzennych tańców. Z powodu pijawek i przemoczenia, nie
dotarliśmy na pokaz.
Peradeniya
Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.
Nowoczesna stolica Emiratów Arabskich – Abu Zabi (arab. أبو ظبي ale czasem spotyka się też spolszczoną nazwę z angielskiego zapisu Abu Dhabi lub Abu Dabi) rozwinęła się dopiero w drugiej połowie XX wieku. Przeobraziła się z małej wioski rybackiej w prawdziwą metropolię. Zatem podobnie jak w Dubaju, tak i tu niewiele jest starych zabytków, choć z pewnością znajdziemy kilka niesamowitych atrakcji.
Wielki Meczet Szejka Zajida w Abu Dhabi
Szpital dla sokołów
Pierwszym punktem naszego zwiedzania był Abu Dhabi Falcon Hospital, z dwóch przyczyn. Po pierwsze mieliśmy konkretną godzinę, w sam raz na przyjechanie z Dubaju, po drugie miejsce to znajduje się na obrzeżach miasta, więc najwygodniej je oglądać albo przed, albo po zwiedzaniu centrum (chyba że jest się dłużej w Abu Zabi, wtedy można tu podjechać np. taksówką). Wizyty tutaj należy rezerwować z wyprzedzeniem przez ich stronę internetową (http://www.falconhospital.com/), choć prawdopodobnie poza sezonem nie będzie problemu, gdy przyjedzie się tu od razu. Jeśli przyjedzie się samochodem, trzeba powiedzieć strażnikowi przy bramie, na którą godzinę ma się wejście. Parking jest dostępny za darmo. Szpital sokołów zaś zainteresował nas ze względu na sokolnictwo rozpowszechnione w kulturze arabskiej.
Szpital dla sokołów – Abu Dhabi
Historia szpitala
Abu Dhabi Falcon Hospital został
założony w 1999 roku pod auspicją rządu, prowadzony przez niemiecką
dyrektor-chirurg weterynarii Dr Margit
Gabriele Müller (ciekawostka: na zdjęciach z szejkiem występuje bez
nakrycia głowy). Oczywiście przedsięwzięciu patronował szejk Mohammed Bin Zayed. Szpital szybko stał
się największą tego rodzaju placówką w kraju i jedną z największych na świecie,
o międzynarodowej renomie. Przyjeżdżają (lub przylatują) tutaj sokolnicy z
całego regionu Zatoki. No, niedawno z tego grona
wykluczony został Katar.
Sokoły w szpitalu
Od
2007 roku szpital otworzył swoje podwoje dla turystów. Jeden z pracowników
oprowadza grupkę i opowiada o historii placówki, o rodzajach sokołów i ich
cenach (szokujących, bo nawet pół miliona złotych za niektóre). Pokazuje także
szpitalne sale, personel prezentuje proste zabiegi (na przykład przycinanie
pazurów). Ku naszej uciesze sokoła można przez chwilę potrzymać na ręku.
Zobaczyliśmy także wolierę, w której sokoły zmieniają upierzenie oraz klatkę z
sowami, których nie udało się zwrócić na wolność (jedna akurat nie chciała).
Oprowadzanie to daje nam jeszcze jedną rzecz: poznanie specyfiki arabskiego
sokolnictwa. Skąd się wzięło, jak się rozwijało. Można zobaczyć tu choćby
paszporty dla sokołów, poznaje się wiele ciekawostek.
W szpitalu jest możliwość potrzymania sokoła
Szpital dziś
Rocznie
ponad 11 tysięcy sokołów zostaje przyjęte na leczenie lub badania, zwłaszcza
przed sezonem polowań. Zresztą nie tylko sokołów – szpital obsługuje też dzikie
ptaki, na przykład sowy. Ptak przed każdym zabiegiem jest usypiany.
Ciekawie wyglądał proces naprawy uszkodzonych piór: szpital przechowuje
zrzucone podczas pierzenia pióra, segreguje je ze względu na podgatunek sokoła
i położenie pióra. Gdy zachodzi potrzeba, odpowiednie pióro za pomocą igły lub
wykałaczki oraz kleju uzupełnia ubytek. Większość zabiegów jest najczęściej
bardziej pielęgnacyjna, czyli odcinanie narośli na nogach, pielęgnacja szponów.
Sale szpitalne są wyposażone w sprzęt taki, jak szpitale dla ludzi. I jak
wszędzie w Emiratach, dbają tu o jakość. Zaś dodatkową atrakcją są pierzaści
pacjenci i czasem ich rodziny. Niektórzy Arabowie traktują sokoły jak dzieci i
bardzo się przejmują tymi zabiegami, to zaś jest wielce interesujący widok.
Niektóre sokoły są warte nawet 500 tysięcy PLN
Fossil’s Rock przy Abu Zabi
Po sokołach pojechaliśmy na pustynię,
by zobaczyć przynajmniej część Fossil’s
Rock. To dość ciekawe formacje skalne, niestety atrakcja ta nie jest zbyt
popularna i zbyt rozpowszechniona. Trochę dzika (nam to nie przeszkadza), ale
przez to w okolicy trochę bardziej oddalone formacje są niszczone przez rozwój
miasta. Gdyby pojechać dale,j jest ich trochę więcej, no i są częściej znane
przez turystów.
Fossil’s Rock niedaleko Abu Zabi
Emirates Palace Hotel
Najbardziej luksusowy hotel na świecie znajduje się w Abu Zabi i nazywa się Emirates Palace Hotel. Gdy otwarto go w 2005 roku, zdeklasował dotychczasowego lidera luksusowych noclegów – dubajski Hotel Burj Al-Arab (ten hotel nigdy nie miał siedmiu gwiazdek, żaden tak naprawdę nie ma). Uznano, że nie wypada tego obiektu nazywać „hotelem”, ale właściwsze będzie określenie pałac. Najtańszy pokój zaczyna się od skromnych ponad 2 tysięcy złotych za dobę, ale za to do dyspozycji są limuzyny, śmigłowiec, prywatny odrzutowiec, własny kucharz, kamerdynerzy, nie wspominając o basenach, siłowniach i innych tym podobnych udogodnieniach. Hotel można zwiedzać, w dodatku za darmo. Jedyny rygor to strój. Szorty, klapki dyskwalifikują możliwość wejścia. Taki turystyczny smart casual jest jak najbardziej ok. Co ciekawe, nawet parking jest tu darmowy. Można wjechać i spokojnie zaparkować, nie ma nawet limitów godzinowych. W środku zaś robi to wrażenie.
Emirates Hotel
Ethiad Towers w Abu Zabi
Widok z Emirates Palace Hotel (od
strony frontowej, gdzie mogą przebywać turyści) olśniewa. Tu znajdują się
wieżowce – Ethiad Towers oraz trochę
dalej pałac szejka. Ethiad Towers mają oczywiście swój filmowy wkład. W serii „Szybcy i wściekli 7” pojawia się bardzo
charakterystyczna scena skakania samochodem z jednego budynku do drugiego. Choć
oczywiście większość ujęć powstała na blue
screenie.
Ethiad Towers
Wielki Meczet Szejka Zajieda
Zdecydowanie najważniejszą
atrakcją jest jednak Wielki Meczet Szejka
Zajieda, czyli budynek wyjęty niczym z „Baśni z tysiąca i jednej nocy”.
Wygląda niesamowicie, robi fenomenalne wrażenie. Jest największym meczetem w
ZEA i jednym z największych na świecie. I jest niesamowicie piękny. Jak wszystko
w Emiratach, ma dokładnie zaplanowane miejsce, tak by było go widać jak się
wjeżdża do miasta. Ma budzić podziw i to udało się osiągnąć.
Wielki Meczet Szejka Zajida w Abu Dhabi
Powstawał w latach 1996 – 2007 na
zlecenie poprzedniego prezydenta Emiratów, szejka Zajida bin Sultan Al Najiah. Wygląd Wielkiego Meczetu zainspirowany
jest rozmaitymi nurtami architektury islamskiej całego świata, z czego dla nas
najbardziej rozpoznawalne są kopuły na wzór Tadż Mahal w Indiach. Przy
projektowaniu i realizacji brali udział artyści z całego niemal świata, czego
wyraz znalazł się w zastosowanych materiałach wykończeniowych.
Wielki Meczet Szejka Zajida w Abu Zabi
Zwiedzanie meczetu
Wielki Meczet można zwiedzać z przewodnikiem. O wyznaczonej godzinie w punkcie zbiórki gromadzi się tłumek, każdy dostaje słuchawki i ruszamy za przewodnikiem. Warto wspomnieć, że zarówno wstęp do meczetu, jak i zwiedzanie, czy audioguide są bezpłatne.
Wielki Meczet Szejka Zajida jest fenomenalnie oświetlony nocą
Warto poczekać na godzinę zwiedzania z opowiadaniem, można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, co tylko wzmaga podziw. Przewodnik mówi o specjalnie wyselekcjonowanych kamieniach na posadzkę, różnobarwnych kamieniach z całego świata, który wykorzystano do wykonania kwiatowej dekoracji. Z grupą można przejść po części zwykle niedostępnej dla turystów, zbliżyć się do niszy skierowanej ku Mekce, czyli do mihrabu, przejść pod gigantycznym żyrandolem z kryształków Svarowskiego i dowiedzieć się, że dywan na posadzce nie jest łączony, ale całotkany. Pochodzi z Iranu i to największy dywan na świecie, ale w Emiratach do takich wieści zdążyliśmy już przywyknąć.
Wnętrza meczetu
Dobrze jest też wrócić do Wielkiego Meczetu jeszcze, gdy się zupełnie ściemni. Świątynia ma ciekawy system oświetlenia skorelowany z fazami księżyca (kalendarz muzułmański jest kalendarzem księżycowym). Ponadto oświetlenie imituje chmury przechodzące przed tarczą księżyca. W dzień wygląda bajkowo, ale w nocy również to coś fenomenalnego. Zaś z innych ciekawostek warto dodać, że wezwania muezina w całym Abu Zabi są połączone. Pierwsze wezwanie zawsze pochodzi z tego meczetu i jest transmitowane przez każdy minaret w całym mieście. Dopiero drugie jest lokalne. Przed meczetem zaś znajduje się sporej wielkości, darmowy parking.
Wielki Meczet Szejka Zajida
Meczet Marii
W czerwcu 2017 roku obiegła polską prasę i internet wieść, że meczet został nazwany Meczetem Marii, Matki Jezusa (w wierzeniach muzułmańskich Jezus jest jednym z proroków). Jednak zmiana wezwania dotyczyła innej świątyni, meczetu Mohammeda ibn Zajida (a więc syna Zajida bin Sultan Al Najiah, poprzedniego prezydenta ZEA). Mimo że ten meczet jest mniej ważny, to nadal jest to miły gest w stronę mniejszości chrześcijańskich w ZEA, liczących 12,5%.
Wielki Meczet Szejka Zajida
Ferrari World i tor formuły 1
W Abu Zabi jest jeszcze wiele
innych atrakcji, ze słynnym Ferrari
World na czele. Są tu także tory wyścigów formuły 1. Normalnie wstęp kosztuje, ale gdy nie ma wyścigów, to
można tam wejść i zobaczyć jak to wygląda.
Tor Formuły 1
Dzielnica muzealna Abu Zabi
Obecnie bardzo mocno rozwija się też część związana z muzeami. Powstaje cały dystrykt, w którym będzie wiele różnych obiektów, w tym filia paryskiegoLuwru (już otwarta). Jest też wioska dziedzictwa (Emirates Heritage Village). Choć podobną rzecz widzieliśmy w Dubaju.
Aldar Headquaters
Ciekawe wieżowce Abu Zabi
Warto zwrócić uwagę na budynki. W szczególności dwa bardzo charakterystyczne: okrągły Aldar HQ oraz Capital Gate, będący największą krzywą wieżą na świecie (przynajmniej na razie). W przeciwieństwie do tej w Pizie ta jednak krzywa jest celowo (na zdjęciu aż tak tego nie widać, lepiej się to ogląda z innej perspektywy). Jednak wieczorem, gdy spojrzy się na drapacze chmur, widać, jak wiele miejsca jest w nich niewykorzystane. ZEA mają pieniądze by je budować, ale jednocześnie jest tego na tyle dużo, że nikt nie wykorzystuje tej przestrzeni.
Capital Gate
Namorzyny w Abu Zabi
Podobnie jak w Dubaju tak i tu
mamy też część przyrodniczą, z lasami namorzynowymi.
Wieżowce Abu Dhabi nocą
Abu Zabi podobnie jak Dubaj
intensywnie się rozbudowuje. Choć warto zauważyć, że ruch jest tu zdecydowanie
mniejszy. Jazda samochodem przyjemniejsza, mało tego nie ma specjalnych
problemów z darmowymi parkingami. Trochę gorzej wygląda transport miejski (nie
ma metra), ale tym razem nie mieliśmy potrzeby z niego korzystać. Problemy
można mieć tylko w okolicy licznych budów, gdzie są wyznaczone objazdy.
Podobnie jak większość Emiratów jest to miasto czyste, zadbane i bezpieczne, a
wielki meczet to coś naprawdę niesamowitego.
Wnętrza Emirates Hotel
Abu Zabi i kino
Poza wspomnianymi „Szybkimi i wściekłymi” Abu Zabi próbuje stać się ważnym partnerem dla producentów filmowych. W „Maszynie wojennej” z Bradem Pittem stolica Emiratów udawała afgański Kabul. Jednak częściej jest to baza wypadowa. Tak miało to miejsce w przypadku „Gwiezdnych Wojen: Przebudzenia Mocy”J.J. Abramsa, gdzie większość zdjęć kręcono na pustyniach w mniejszej lub większej odległości od miasta. Podobnie było w przypadku „Mission: Impossible – Fallout” Christophera McQuarrie. Scena skoku spadochronowego z dużej wysokości została nakręcona na pustyni nieopodal Abu Zabi. Komputerowo piach zamieniono na Paryż.
Jeśli spodobał Ci się wpis polub nas na Facebooku.
Gdy jechaliśmy autobusem do Baku, pewien Azer zachwalał stolicę swojego kraju jako „mały Dubaj”. Wiedzieliśmy, że koloryzuje, ale rzeczywiście, byliśmy pod wielkim wrażeniem nowoczesnych wieżowców, szerokich arterii, pięknych iluminacji. Jednak ten czar pryska bardzo szybko, wystarczy tylko wyjechać z lotniska Dubai International Airport (DXB). Ba, gdy jeszcze schodziliśmy do lądowania, nabraliśmy przekonania, że stwierdzenie „Baku to mały Dubaj” jest… mocno przesadzone! Nieprawdziwe! Petrodolary są w Dubaju, w Baku co najwyżej petrocenty! Dubaj (arab. دبي) to kwintesencja Emiratów, miejsce gdzie widać pieniądze zainwestowane we wszystko, co się da. To niesamowita mieszanka zaskakujących rzeczy, ale przy tym często stylowych, dopracowanych, przepychu, bogactwa. No i nie może zabraknąć filmu: przede wszystkim „Mission Impossible: Ghost Protocol”.
Panorama Dubaju
Burj Khalifa
Z filmem właściwie wiąże się jeden wieżowiec – słynny Burj Khalifa, (lub Burdż Chalifa) ale nim do niego przejdziemy, dwie krótkie uwagi. Po pierwsze, w Dubaju faktycznie najczęściej zwiedza się hotele i centra handlowe. Burj wpisuje się w to doskonale, bo tu jest jedno i drugie. Druga sprawa: trzeba brać poprawkę na filmy z serii „Mission: Impossible”. Jak pamiętamy z Maroko, sceny dziejące się w Casablance są w montażu połączone z ujęciami z Marakeszu, Rabatu, a nawet okolic Agadiru. W przypadku Dubaju jest bardzo podobnie. Topologia jest trochę zaburzona, prawa ekranu.
Burdż Chalifa
Jeśli ktoś szukałby małej drogi po pustyni, którą jechał Tom Cruise z ekipą, gdzie musiał wyminąć wielbłądy, zaś na horyzoncie wznosi się Dubaj z górującym szczytem Burj Khalifa, to się zawiedzie. Trasa wjazdowa do Dubaju od strony Al-Ajn, prawdopodobnie jest najbardziej pustynna ze wszystkich. A przy tym wielopasmowa. Wielbłądy w tym miejscu nawet jak są, to raczej się nie szwendają po drogach. Natomiast faktem jest, że przy sprzyjającej widoczności, Burj Khalifa można zobaczyć z odległości około 80 kilometrów. Przy drodze jest też tor wyścigowy dla wielbłądów, więc może się zdarzyć, że na poboczu jakiegoś się znajdzie.
Widok z Burdż Chalifa
Geneza nazwy Burdż Khalifa
Budynek ten początkowo miał się nazywać Burj Dubai, czyli wieża Dubaju. Pomijając powiązania historyczne (wcześniej istniała taka wieża), nadano mu nazwę Burj Khalifa, czyli Wieża Chalify (Burdż Chalify) na cześć prezydenta Emiratów, szejka Chalify bin Seida, honorując tym samym jego osobisty, finansowy wkład w uniknięcie przez ZEA skutków kryzysu gospodarczego. Obecnie jest to najwyższy budynek świata. Mierzy 829,8 metrów wysokości, czyli prawie kilometr w pionie, więcej niż np. Ślęża. Najwyższe, czyli 156 piętro jest na wysokości 584,5 metra. Taras widokowy dla turystów jest na 148 piętrze na wysokości 555, 7 metrów lub 124-125 piętrze i wysokości 452 m (tańsza opcja). Budowa trwała zaledwie 5 lat (2004 – 2009 rok, oficjalne otwarcie miało miejsce 4 stycznia 2010) i pochłonęła kwotę 1,5 miliarda dolarów. Budynek jest połączony z Dubai Mall, tworzy jedno centrum (handlowe). W wieży zaś mamy zarówno biura, jak i hotel.
Skrzyżowanie w Dubaju
Mission: Impossible i Burj Khalifa (Dubaj)
Zdawałoby się, że taki budynek nie potrzebuje dodatkowej promocji, jednak film „Mission: Impossible – Ghost Protocol” Brada Birda z 2011 roku, gdzie wiele kluczowych scen ma miejsce w drapaczu chmur, a Tom Cruise brawurowo wspina się po elewacji wieży, dodatkowo rozsławiły Burj Khalifa i sam Dubaj. Podczas oczekiwania na wjazd na 124 piętro, turystom wyświetla się fragment reportażu o tym filmie. Tom Cruise NAPRAWDĘ wyszedł na zewnątrz budynku i się po nim wspinał. Oczywiście w uprzęży, ale sama myśl przyprawia o zawrót głowy. Niekoniecznie robił to na samym szczycie, ale i tak jest to wyzwanie. Niemniej jednak ekipa filmowa urzędowała na 123 piętrze, wówczas jeszcze nie oddanym do użytku.
„Mission: Impossible – Ghost Protocol” i Tom Cruise (jako Ethan Hunt) robiący samodzielnie popisy kaskaderskie. (Burj Khalifa, Dubaj, ZEA)
Liny, które zabezpieczały Toma zostały usunięte komputerowo przez specjalistów z Industrial Light and Magic. Zaplanowanie zdjęć trwało prawie 5 miesięcy. Z tego pierwotnie tylko przez dwa dni zdjęciowe miano kręcić na zewnątrz. Ostatecznie wyszło osiem. Warto dodać, iż pracujący tu Hindusi robią to dużo częściej, ponieważ czyszczą elewację od zewnątrz, a także przeprowadzają pracę konserwacyjne.
Widok na Dubaj z Burj Khalifa
At the top
Główny taras widokowy na Burj Khalifa jest na 148 piętrze, zdecydowanie bardziej ekskluzywny, co za tym idzie droższy. Jest też drugi, na 124 piętrze, oczywiście wjeżdża się tam windą. Znajduje się tam obserwatorium At the Top. Jest tutaj kawiarnia, sklep z pamiątkami, gdzie można kupić certyfikat, że się było w najwyższym budynku świata. Po kręconych schodach można się dostać na wyższy taras (125 piętro). To właśnie At the Top jest tą zdecydowanie najbardziej popularną atrakcją Dubaju. Różnica w cenie między 124 a 148 piętrem jest bardzo zauważalna.
125 piętro
Bilet i ciekawostki (Burj Khalifa)
Ponieważ dużo ludzi chce zobaczyć panoramę Dubaju z tarasu Burj Khalifa, wizytę tę należy sobie wcześniej zarezerwować (np. na stronie At the top, można też sprawdzać Groupona, bo tam często są promocje). Inaczej mogą być problemy z wejściówkami, ale nie muszą, zależy od natężenia ruchu. Godzina na bilecie jest przybliżona, acz w bardzo ograniczonym zakresie.
Tak mniej więcej o pół godziny w tę czy we w tę da się to bez problemu przesunąć na miejscu. Przychodzi się z wydrukowanym voucherem i dalej wszystko idzie dość prosto, choć trochę trwa ze względu na ilość ludzi i kolejki. Gdy już potwierdziliśmy bilet, przechodzi się przez kontrolę bezpieczeństwa, a potem idzie do wind. Te są niesamowite, bardzo szybkie, a przy tym świetnie skalibrowane. Prawie się nie czuje ruchu, czy startu. Czuć za to zmiany ciśnienia w uszach. Na górze mamy już tyle czasu, ile potrzebujemy. Nikt nikogo nie pogania, choć przy windach na dół i tak najczęściej jest kolejka.
Taras widokowy
Na 124 piętrze
Widok na rozbudowujący się Dubaj trochę przypomina ten z samolotu. Na 555 czy nawet 452 metrach, ta wysokość staje się abstrakcją, nie czuje się jej. Staje się raczej odległością, dalekim horyzontem. Przy odpływie i przy dobrej widoczności można stąd dostrzec brzeg Iranu, oddalonego w prostej linii 100 kilometrów! Przy gorszej widoczności ciężko zobaczyć dalszą zabudowę Dubaju. Zaś jeszcze wracając do „Mission: Impossible”: hotele znajdują się w tym budynku do 8 piętra oraz na 38 i 39, w filmie wygląda to jeszcze inaczej. Podobnie zresztą jest z burzą piaskową, szczęśliwie dla pracujących tu Hindusów tak strasznie to nigdy nie wygląda.
Burdż Chalifa nocą
Dubaj z góry i dołu
Z Burj Khalifa można dwukrotnie obserwować zachód i wschód słońca: gdy podziwiamy zachód, należy najpierw oglądać słońce z poziomu ulicy, zaś potem wjechać na punkt widokowy, by podziwiać zachód raz jeszcze tego samego wieczora. Ze wschodem oczywiście postępuje się na odwrót: najpierw słońce wschodzi dla obserwatora na szczycie wieży, później dla obserwatora z poziomu ulicy. Trudniej też kupić bilety w okolicach zachodu, więcej osób chce tam wjechać na tą godzinę. Zresztą wiąże się z tym pewien kłopot natury religijnej: dla przebywających na górnych piętrach muzułmanów słońce zachodzi później, niż na poziomie gruntu. Ma to znaczenie na przykład podczas Ramadanu, gdy jeść można po zachodzie słońca. Stąd wytyczne duchownych muzułmańskich, by przebywający powyżej 80 piętra po zachodzie słońca (z ich perspektywy) odczekali 2 minuty, a przebywający powyżej 150 piętra – 3 minuty.
Fontanna przy Dubai Mall z góry
Dubai Mall
Jak wspominaliśmy, Burj Khalifa jest praktycznie częścią Dubai Mall. To duże centrum handlowe z lodowiskiem, kinem i wieloma innymi atrakcjami. Wieczorem można się załapać na pokaz największej choreograficznej fontanny na świecie. Zbudowana na 30-akrowym sztucznym jeziorze, długa na 275 metrów. Tryska wodą na wysokość do 152,4 metra, a na raz może wyrzuć w powietrze nawet 83 tysiące litrów wody! Nieźle jak na pustynny kraj. Oświetla ją prawie 7 tysięcy lamp i 25 kolorowych projektorów. Kosztowała ponad 200 milionów USD.
Uroczysta inauguracja fontanny i przy tym Dubai Mall miała miejsce w 2009 roku. Widowisko robi ogromne wrażenie: synchronizacja fontanny z muzyką jest bardzo precyzyjne, efekty świetlne i wodne olśniewające. Program pokazu bardzo dynamiczny, świetnie dopasowany do muzyki. Trafiliśmy na jakiś arabski rytm, uwspółcześnioną tradycyjną melodię tak kojarzoną z krajami arabskimi. Niekiedy można usłyszeć remiks motywu przewodniego z „Mission Impossible” – bardzo celnie! W repertuarze z filmowych kawałków jest też piosenka „Skyfall” w wykonaniu Adele i motyw przewodni z „Siedmiu wspaniałych”. Wieczorem nie tylko fontanna jest oświetlana. Na Burj Khalifa wyświetlane są kolorowe animacje na elewacji.
Dubai Mall
Oceanarium i dinozaur
Oceanarium w centrum handlowym, czemu by nie? Dubai Aquarium & Underwater Zoo to jedna z tych dodatkowo płatnych atrakcji. W akwarium jest około 300 gatunków morskich zwierząt, w tym rekiny. Prawdę powiedziawszy, nie zrobiło na nas dobrego wrażenia, zwłaszcza że bilet do tunelu pod wodą kosztował dużo, a odcinek do przejścia mały. Pod tym względem Dubaj ma jeszcze trochę do nadgonienia.
Dubai Aquarium
Otwarte jesienią 2008 roku Dubai Mall jest ogromne: ma powierzchnię 520 tysięcy kilometrów kwadratowych na 4 kondygnacjach, na parkingu mieści się jakieś 14 tysięcy samochodów. A i tak o późniejszej godzinie trudno o miejsce. Jest tutaj ponad 1200 sklepów i usług. Parking jest darmowy, a przy centrum jest też stacja metra. To dobre miejsce, by zostawić samochód i wyskoczyć stąd po Dubaju.
Diplodok w Dubai Mall
Dubai Downtown
Trzeba przy tym pamiętać, że Dubai Mall jest zaledwie częścią całego kompleksu Dubai Downtown. Jeszcze więcej sklepów? Na obszarze Downtown jest suk, taki elegancki, z górnej półki. Samo Dubai Mall jest bardzo różnorodne, jeśli chodzi o architekturę tego miejsca. Można mieć swój ulubiony zakątek. Nas zaskoczył choćby diplodok. Najbardziej kompletny odnaleziony szkielet diplodoka, przynajmniej według informacji podanych na ekranie przy szkielecie. Wyobrażacie sobie takie coś w którymś z naszych centrów handlowych? Oprócz tego w środku jest masa przeróżnych sklepów i restauracji, a co pewien czas jakieś ciekawostki, jak rzeźby. Natomiast najciekawsze wrażenie centrum robi właśnie zaraz po pokazie fontanny, gdy olbrzymi tłum ludzi wraca do środka. Wtedy w niektórych newralgicznych miejscach stoją osoby kierujące ruchem.
Śródmieście Dubaju w kinie
Miasto zaś dodatkowo zostało osławione dzięki głośnej książce „Dziewczyny z Dubaju” Piotra Krysiaka opisującej polskie celebrytki i modelki zajmujące się tu prostytucją. Niebawem premierę będzie miał film na podstawie tej książki. Wyprodukowała go Dorota Rabaczewska, czyli Doda. Film kręcono na lokacjach w Dubaju, ale również w Nicei czy Cannes.
Dubai Downtown to także inna lokacja filmowa. Kręcono tu ujęcia do stacji Yorktown w „Star Trek: W nieznane”. Tam również wykorzystano fragmenty dubajskiego Jumeirah Lake Towers oraz ujęć Seulu. Jeszcze inny film to bollywoodzki „Ki & Ka”, zresztą Dubaj pojawia się w wielu innych hinduskich produkcjach. Burj Khalifa został naruszony i nie trzyma się już pionu w katastroficznym filmie „Geostorm”. W „Dniu niepodległości: Odrodzenie” Burj nawet lata przez moment, zanim zostaje zniszczony. Ujęcia miasta pojawiają się też w „Wall Street: Pieniądz nie śpi” Olivera Stone’a. Więcej różnych rozpoznawalnych miejsc można znaleźć w chińskim „Kung Fu Yoga” z Jackie Chanem. Ujęcia znalazły się także we francuskim „Lwie” z Danym Boonem. Zaś kończąc temat filmowy, w okolicznych pustyniach kręcono „Syrianę”.
Fontanna w Dubai Downtown
Dubaj: Mall of the Emirates
Mall of the Emirates to kolejne wielkie centrum handlowe, odwiedzane rocznie przez około 40 milionów zwiedzających i klientów. Otwarte w 2005 roku, przebudowane w 2015 roku, o powierzchni około 220 tysięcy kilometrów kwadratowych, z parkingiem na ponad 7000 samochodów, bo jakoś do tych ponad 700 sklepów i usług trzeba dojechać. Przy Mall of the Emirates znajduje się Sheraton i Kempinsky, żeby przyjechać na zakupy nie na kilka godzin, ale na kilka dni.
Stok w Mall of Emirates
W centrum handlowym Mall of the Emirates jest Ski Dubai, czyli tor narciarski. Z kolejką linową. I śniegiem. I jest tam -2 stopnie Celsjusza. Ot zwykła atrakcja w galerii… Wejście tam jest płatne, jest wypożyczalnia sprzętu narciarskiego, dają ciepłe ubrania. Trochę tak szczęka opadła. Pojechać na narty do Dubaju, nocleg w Sheratonie, kolejka linowa i śnieg i cały czas jesteśmy w jednym centrum handlowym.
Dubai Downtown
Dubaj: Palm Jumeirah i Jumeriah
Jumeirah to obszar wybrzeża zajęty przez luksusowe rezydencje i hotele. Do lat 60. XX wieku zamieszkiwali go głównie rybacy i poławiacze pereł, w dobie rozwoju gospodarczego zaczęli osiedlać się tutaj zamożni Arabowie, wyrastały kolejne hotele. Jeden z kompleksów hotelowych obejmuje Souq Medinat Jumeirah, czyli luksusowy suk. Niewiele ma wspólnego z tym, co widzieliśmy choćby w Nizwie, ale dla bardzo bogatych turystów to dobre miejsce na zakupy: daje poczucie egzotyki, a jednocześnie jest okiełznane, bezpieczne i czyste.
Plaża na Palm Jumeirah
Dubaj: Burj Al Arab
Sztandarowym projektem Jumeirah jest Burj Al Arab, czyli Wieża Arabów lub Wieża Arabska. Ten ukończony w 1999 roku hotel (obecnie trzeci najwyższy na świecie) w momencie powstania był najbardziej luksusowym hotelem świata. Miał mieć oznaczenie 7-gwiazdkowego, ostatecznie ma 5 gwiazdek z dopiskiem Deluxe. Obecnie bardziej luksusowy jest Emirates Palace w Abu Zabi.
Burj Al Arab widoczny Jumeirah
Sztuczne wyspy
Burj Al Arab jest posadowiony na sztucznej wyspie, posiada tylko 28 użytkowych pięter, na których mieszczą się 202 apartamenty. Najmniejszy z nich ma „zaledwie” 169 m2, największy to aż 780 m2! Jednak przeglądając stronę internetową hotelu i zdjęcia pokoi to musimy przyznać, że nie są ładne. Dość kiczowate. Wnętrzarsko ładniejszy jest Emirates Palace. Ale to może tłumaczyć fakt, że Burj Al Arab jest chętnie rezerwowany przez Chińczyków – taki gust.
Jumeirah
U wybrzeży dzielnicy Jumeirah znajdują się słynne palmowe wyspy, z których największa i najbardziej znana jest Palm Jumeirah. Konstrukcja wyspy rozpoczęła się w 2001 roku, a już w 2006 roku pierwsi mieszkańcy wprowadzali się do swoich apartamentów. Gdy tak stoimy na tej wyspie, w ogóle nie mamy poczucia, że to jest wyspa, w dodatku sztuczna: jest naprawdę wielka i ma duże zagęszczenie apartamentowców wzdłuż głównej arterii – „pnia” Można też podejść na tutejsze plaże. W całym Dubaju jest ich kilka, niestety większość jest płatna. Najczęściej można za darmo zobaczyć sobie widoki i tyle. Czyli stoi się na chodniku i nie wchodzi na piasek, ochroniarze na to nie pozwalają. Zaś wracając do Palm Jumeiriah, ma ona własną kolejkę monoszynową, ot kolejny środek transportu. Widać stamtąd kolejne ciekawe miejsce, czyli Dubai Marina.
Suk w Jumeirah
Dubai Marina
Dubai Marina to dzielnica biznesowo-mieszkalna, która jest posadowiona wzdłuż sztucznego kanału łączącego się z obu stron z Zatoką Perską. Dubai Marina ma ośmiokilometrową trasę spacerową, Marina Walk, zrobioną wzdłuż wybrzeża sztucznego kanału. Po zmroku wygląda to super! Marina jest w całości zrobiona przez jednego dewelopera: Emaar Properties, a zaprojektowana przez kanadyjską pracownię projektową, stąd nie dziwi inspiracja podobną sztuczną mariną w Vancouver.
Dubai Marina
Wysokość wieżowców przeważnie mieści się w przedziale 250 – 300 metrów, ale jest także kilka o wysokości 350 do ponad 400 metrów i jeden jeszcze nie ukończony superwysokościowiec Pentominium, który ma sięgać 516 metrów.
Dubai Marina
Dubaj: Rezerwat Ras Al Khor
W Dubaju jest wiele niesamowitych rzeczy, w tym także częściowo sztuczny rezerwat przyrody. Ras Al Khor to mokradła obejmujące las namorzynowy, odbudowany i utrzymywany na zlecenie emira Dubaju, by zachęcić migrujące ptactwo do zatrzymywania się tutaj.
Rezerwat ten znajduje się na liście ramsarskiej, takim odpowiedniku listy UNESCO, ale obejmującej obszary wodno-błotne o znaczeniu międzynarodowym, zwłaszcza jako habitat ptactwa wodnego. W Polsce mamy 16 ObszarówRamsar, należą do nich choćby Stawy Milickie, Biebrzański Park Narodowy, czy Park Narodowy Ujście Warty. Wracając jednak do Ras Al Khor, ten został wpisany na listę ramsarską pod koniec 2007 roku jako pierwszy i najważniejszy obszar Ramsar ZEA na tej liście.
Wcześniej, bo w 1998 roku uznano Ras Al Khor za obszar zagrożony zagładą przez ludzką działalność, przede wszystkim postępującą urbanizację. Szejk Zajid, prezydent i główny założyciel ZEA, wydał prawo o obszarach chronionych w Dubaju. Ras Al Khor znalazł się pod protektoratem emiratu Dubaju. Od tamtego czasu znacznie wzrosły działania na rzecz ochrony Ras Al Khor i zapewnienia jego biologicznej różnorodności. Oczywiście, by ptaki czuły się tu lepiej, trochę teren dostosowano.
Ras Al Khor
Dubai Creek, Ramsar, ptaki i namorzyny
W tym hałaśliwym, rozrastającym się w błyskawicznym tempie mieście znajduje się oaza dla migrującego ptactwa. Zwłaszcza, że w bezpośrednim sąsiedztwie buduje się nowe centrum Dubai Creek, z budynkiem, który ma być jeszcze wyższy niż Burj Khalifa. Będzie mieć ponad 900 m. To niesamowity kontrast.
Widok na centrum
Ras Al Khor oznacza dosłownie „przylądek strumienia”. Obejmuje obszar 20 hektarów, będący rozlewiskiem Dubai Creek, który wpływa do Zatoki Perskiej. Wody tworzą liczne rozlewiska, płytkie laguny i bagniska. Woda słodka miesza się ze słoną, w tych warunkach rosną namorzyny. Jest przystankiem na trasie dla około 20 tysięcy ptaków reprezentujących 67 gatunków, migrujący na trasie wschodnia Afryka – zachodnia Azja. Najkorzystniejszym okresem do ich obserwacji jest zima i okresy przejściowe, kiedy nasilona jest migracja. Natomiast jak się doda różne ptaki nie migrujące, to można tu wypatrzyć ponad 270 różnych gatunków.
Dla turystów powstała ścieżka edukacyjna oraz czatownie rozmieszczone wokół obszaru. Wstęp jest bezpłatny, a na miejscu można zapoznać się z informacjami na temat ptaków żyjących w rezerwacie. Z powodu bogactwa gatunków, czatownie są dość mocno oblegane przez wielbicieli ptasiej fotografii.
Flamingi
Obserwowanie flamingów
Ras Al Khor jest znany przede wszystkim ze stad flamingów różowych. Kolor zawdzięczają czerwonemu barwnikowi zawartego w ciałach pożeranych przez nie skorupiaków. Tutaj są one dokarmiane. Ptaki jednak nie trzymają się sztywno granic rezerwatu, można je wypatrzyć w różnych częściach miasta. Zaś samo Ras Al Khor jest także dobrym miejscem na oglądanie dubajskiej panoramy, choćby gdy Burj Khalifa zaczyna się mienić kolorowym oświetleniem. Jedyny problem to zdecydowanie małe, acz darmowe parkingi.
Flamingi
Stary Dubaj – Bur Dubai
Dubaj ma swoje Stare Miasto. Trzeba tylko wziąć poprawkę na to, że to „stare miasto” w większości pochodzi z lat 60., kiedy to zaczął się okres szybkiego bogacenia miasta dzięki wydobyciu ropy naftowej.
Muzeum Dubajskie i fort Al Fahidi
Tym niemniej warte zobaczenia jest Muzeum Dubaju, mieszczące się w forcie Al Fahidi. Al Fahidi to nazwa najstarszej dzielnicy współczesnej historii Dubaju, która sięga połowy XIX wieku, kiedy to Dubaj był osadą rybacką i poławiaczy pereł. Dubajskie perły są zresztą wspomniane przez weneckiego kupca żyjącego w XVI wieku. Jednak większość XIX wiecznych zabudowań to chaty z suszonej gliny, kryte palmowymi liśćmi. W XVI wieku nie wyglądało to lepiej, a prawdopodobnie dokładnie tak samo. W Muzeum Dubaju można poznać historię miasta od najstarszych znalezisk archeologicznych, przez XVI-wieczne wzmianki o mieście, epokę przed-naftową i wreszcie gwałtowny rozwój w epoce ropy, zapoczątkowanej w latach 60. odkryciem złóż ropy naftowej w wodach terytorialnych. Muzeum jest nowoczesne, ma ciekawą ekspozycję, choć czasem tablice z opisami są słabo oświetlone.
Dubai Creek
Malowniczy jest też widok na Dubai Creek, po którym można się przepłynąć tradycyjną rybacką łodzią. Nazywa się je abra, dziś jednak pełnią głównie rolę turystycznych taksówek, oraz statków wycieczkowych (te drugie są zdecydowanie droższe i mają swoich naganiaczy). Warto się przespacerować uliczkami Al Fahidi – klimatyczne miejsce, daje wgląd w tradycyjne arabskie miasteczko, jakim jeszcze niedawno był Dubaj. W okolicy są też targi hinduskie.
Można też zobaczyć z zewnątrz dwór Jego Wysokości Emira Dubaju, premiera i wiceprezydenta Zjednoczonych Emiratów Arabskich Mohammeda bin Rashid Al Maktoum. Oczywiście z zewnątrz.
Okolice toru wyścigowego
Dubaj: Suk – Deira
Po drugiej stronie rzeki w dzielnicy Deira znajduje się kolejna bardziej tradycyjna atrakcja, czyli suk. Dziś zdecydowanie bardziej turystyczny, ale też warty zobaczenia. Złoty Suk w Dubaju, czyli dobre miejsce na zakupy, oblegane przez turystów. W sklepach ze złotem najczęściej widać Arabów i Rosjan, co zrozumiałe. Dla tych ostatnich to sprzedają nawet złote krzyże. Mogą nie lubić symbolu chrześcijaństwa, ale pieniądz jest pieniądz. Z przypraw najbardziej widoczne są stosy drogocennego szafranu z Iranu. Oprócz tego kaszmirowe chusty i mnóstwo pamiątek.
Suk
Tu też wrócimy do „Mission: Impossible”. Ethan Hunt wybiegając z Burj Khalifa wbiega gdzieś w stare miasto. Patrząc na odległość tych miejsc, to jest tam niezły skok w akcji. Ale to przecież niemożliwa misja.
Złoty suk (Dubaj)
Parki rozrywki i inne atrakcje
Dubaj ma też wiele miejsc typowo rozrywkowych. Od parków rozrywki, przez ciekawe ogrody, po lokale rozrywkowe. Tych ostatnich nie ma dużo, nie są też jakoś wybijające, ale są. Jeśli ma się pieniądze, to znajdzie się tu wszystko, włącznie z alkoholem. Jest nawet kościół katolicki. A co ważniejsze, to bardzo bezpieczne miejsce. Jedyne co nas rozczarowało, to samochody. Podobno nawet policja miała jeździć jakimiś kosztownymi brykami, ale nie widać tego aż tak bardzo na ulicach.
Natomiast z dodatkowych atrakcji można tu obejrzeć przepiękne ogrody, parki tematyczne, ale dodatkową atrakcją są też wyścigi wielbłądów. Te organizowane są pod Dubajem, przede wszystkim w okresie zimowym. Choć nawet jest strona z informacją, niestety nie jest ona aktualizowana na bieżąco, więc najlepiej poprosić w hotelu o sprawdzenie, kiedy takie wyścigi się odbywają. Alternatywą jest też skorzystanie z google’a i sprawdzenie pośredników. Jeśli mają termin dostępny na dany dzień, to śmiało można wziąć samochód/taksówkę i pojechać.
Targ przypraw
Poruszanie się po mieście
Na koniec małe sprowadzenie na ziemię. Prowadzenie samochodu i nawigowanie po Dubaju to jakiś koszmar. Mapy Google nie są zbyt aktualne, nie nadążają za zmianami, GPS nie zawsze dobrze łapie poziom ulicy zwłaszcza na dużych skrzyżowania, olbrzymi ruch i polska kultura jazdy (lub raczej jej brak) oraz liczne rozjazdy powodują problemy. A gdy się źle zjedzie, to do nadrobienia jest 10 – 20 kilometrów! Innymi słowy, jak się nie zna Dubaju, to technika nie zawsze pomoże szybko podejmować decyzje. Jeśli mamy przejechać głównymi arteriami, bądź bardziej bocznymi drogami, to wystarcza. Ale jeśli trzeba krążyć po ślimakach, to niestety należy poświęcić temu więcej czasu na ewentualne błędy.
Nam było szkoda się tłuc po Dubaju w ten sposób, więc postawiliśmy zostawić auto na parkingu Dubai Mall (gdzie i tak jechaliśmy ze względu na Burj Khalifa). Takie rozwiązanie ma dwie zalety. Stąd było dość blisko do metra (które jest połączone z Dubai Mallem), a dwa parking jest darmowy. Dubaj jest olbrzymi, pełny aut więc parkingi są tu niestety płatne. Malle są bardzo dobrą darmową alternatywą, ale trzeba zająć miejsce z samego rana – potem jest tłoczno.
Trasa metra
Dubaj: Metro pierwszej klasy
Metro w Dubaju w połączeniu z tramwajem i taksówką to efektywny, bezstresowy i stosunkowo tani sposób podróżowania. O ile nie kupimy biletu na pierwszą klasę. Tak, metro ma wagony pierwszej klasy. W pełni zautomatyzowane metro zostało uruchomione w 2009 roku, ma dwie linie liczące razem 75 kilometrów, przez co jest jedną z najdłuższych sieci transportu szynowego zautomatyzowanego, czyli bez maszynisty. Wyprzedza je tylko kolejka w Vancouver (79 km) i Singapurze (97 km linii zautomatyzowanej). Za to Red Line o długości 52 km jest najdłuższą pojedynczą zautomatyzowaną linią. W Emiratach musi gdzieś być jakiś rekord. Oprócz wagonów pierwszej klasy (konkretnie to „złotej” klasy), jest także wagon dla kobiet i kobiet z dziećmi.
Wystawa samochodów w Dubai Mall
Metro kursuje co jakieś 2 – 3 minuty, jest całe klimatyzowane, szybko się fajnie jedzie. Do 2025 roku ma być w sumie 221 km trasy metra, dla porównania londyńskie metro liczy 402 kilometry długości. Jest kilka typów biletów i kart pre-paidowych jak choćby karta NOL. To jest warte rozważenia, gdy w Dubaju zostaje się dłużej (choć jest też czerwona, papierowa karta NOL idealna na małą liczbę przejazdów). Nam wystarczył bilet 24-godzinny na metro (plus tramwaje wliczone w cenę). Do reszty zaprzęgliśmy samochód.
Taksówki w Dubaju
Taksówki nie należą do drogich, przynajmniej jeśli nie wpadnie się w korki. Liczy się bowiem czas jazdy, nie kilometry.
Burj Al Arab z plaży
Ogrom wrażeń z samego tylko Dubaju jest przytłaczający. To nie jest miasto historyczne, z bogatą kulturą czy tradycjami. To nowoczesna metropolia, zaplanowana z głową, gdzie widać, że nie szczędzono kosztów. Z jednej strony więc mamy efekt wow, z drugiej taki facepalm. No i jeszcze megalomania, lotnisko ma być największe (DXB ma mieć pięć pasów startowych), najwyższy budynek, największe ogrody miejskie i tak dalej. Bardzo intrygujące miejsce.
Zaś poza filmami Dubaj to dość popularne miejsce na wakacje czy urlop, zarówno dla osób preferujących zwiedzanie, jak i innego typu rozrywki. Jest tu naprawdę sporo rzeczy do oglądania. Choćby niesamowicie zadbane parki rozrywki lub kwiatowy Dubai Miracle Garden.
Dubaj nocą
Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.