Wśród atrakcji Saksonii niedaleko polskiej granicy, znajduje się pewien niepozorny park, na który warto zwrócić uwagę. To Park Azalii i Rododendronów w Kromlau (Kromlau Azalea and Rhododendron Park) we wsi Kromlau (serb.-łuż. Kromola). Jest to miejsce bardzo dobre na odpoczynek, czy to w trasie przez Niemcy, czy jako spokojny, niezobowiązujący weekendowy wypad. Leży na obszarze zbiorników powyrobiskowych Kromlau-Gablenz (Kromlau-Gablenzer Restseengebiet), jest też elementem krajobrazu Łuku Mużakowa.
Diabelski most w Kromlau (Most Diabła)
Park rododendronów Kromlau
Parków czy ogrodów w Niemczech jest sporo, co więc sprawia, że akurat nad tym warto się zastanowić? Dwie rzeczy. Pierwsza to wspomniane azalie i rododendrony, zwłaszcza w okresie kwitnienia. Szczyt przypada na drugą połowę maja. Wówczas park jest najbardziej oblegany, ale też oferuje najwięcej. Przyjeżdżają tu całe autobusy z wycieczkami, które są oprowadzane przez przewodników. Na szczęście dość łatwo ich wyminąć, a teren jest na tyle duży, że pomijając kilka punktów, nie jest tu tłoczno i można spokojnie odpocząć. Tereny bez głównych atrakcji są raczej ciche i mało zatłoczone, nawet w sezonie. Powierzchnia całości to jakieś 200 hektarów, co czyni Kromlau jednym z największych w całej Saksonii.
Most Rakotza w Kromlau
Druga rzecz, na którą należy zwrócić uwagę, to pewien most, który pełni tu jedynie funkcję dekoracyjną. Wpierw jednak lepiej wspomnieć o historii tego miejsca. Zaczęło się od zachcianki Friedricha Herrmanna Rötschke, który w 1844 roku postanowił zbudować spory ogród w swoich posiadłościach. On i jego rodzina rozbudowywali go latami, a potem przejęli to kolejni właściciele. Rododendrony i azalie w Kromlau kazał zasadzić hrabia Friedrich Leopold von und zu Egloffstein w 1890 roku. Te przede wszystkim rosną w tak zwanym wąwozie różaneczników, no i są jednym ze znaków rozpoznawczych tego miejsca.
Groty Niebo i Piekło. To także pewne tradycyjne nazewnictwo dla dwóch bliskich, acz różnych grot, wykorzystano je choćby w Turcji w Cennet-Cehennem.
Po II wojnie światowej, były to wschodnie Niemcy, park znacjonalizowano i początkowo pozostawiono samemu sobie. Podupadł. Dopiero w latach 60. udostępniono go szerokiej publiczności i zaczęto renowację. Jest przykładem ogrodu angielskiego (sporo tu stawów i oczek wodnych), ale na jego terenie znajdują się dodatkowe atrakcje.
Ozdoby w parku w Kromlau
Diabelski most
Właśnie jedną z nich jest wspomniany most Rakotza (Rakotzbrücke), czyli diabelski most (Teufelsbrücke). Diabelski most to bardziej jak typ mostu, a konkretnie jego konotacja z miejscowymi legendami, a nie tłumaczenie nazwy (która brzmiałby Most Diabła). Przechodzi on przez jezioro Rakotz, ale właściwie od początku pełnił rolę bardziej ozdobną niż łączącą brzegi. Jezioro dość łatwo obejść, bo jest niewielkie. Natomiast z jego brzegów obserwuje się most i jego odbicie w wodzie. Jest skonstruowany tak, by nad powierzchnią znajdował się półokrąg, zaś dopełniający go drugi półokrąg był odbiciem w wodzie. To sprawia, że miejsce to nie tylko jest malownicze, ale sam most to znak rozpoznawczy Kromlau. Kojarzy się z jakąś baśnią czy magią. Malowniczy wizerunek można znaleźć w wielu folderach i to właśnie sprawia, że to miejsce przyciąga, także w czasie gdy azalie i rododendrony już przekwitły. Wówczas też jego zdjęcia zalewają Instagram i podobne serwisy.
Diabelski most w Kromlau
Zbudowany jest on ze sztucznie uformowanych kolumn bazaltowych (prawdziwe konstrukcje tego typu opisywaliśmy choćby przy Pańskiej Skale). Kamienie sprowadzono z Czeskiej i Saksońskiej Szwajcarii. Most ma 7,4 metrów długości i promień wewnętrzny mierzący 2,4 metry. Wzniesiono go w 1860 roku i miał przypominać czasy rycerskie. Budowa trwała 10 lat. Most odnowiono w 2018 roku. Dziś jest ogrodzony, tak więc nawet nie można do niego podejść zbyt blisko. Jednak bez problemu można go podziwiać z brzegów jeziora.
W parku jest sporo różnych, sztucznych skałek i wzniesień
Różaneczniki, czyli azalia czy rododendron?
Warto dodać, że tak naprawdę zarówno rododendron i azalia to nic innego jak określenie rośliny znanej u nas pod nazwą Różanecznik. Grupa ta obejmuje ponad tysiąc gatunków, najwięcej z nich występuje w Azji, w szczególności w okolicy Himalajów (Chiny, Indie, Nepal). Podział na azalie i rododendrony jest bardziej zwyczajowy, lecz najczęściej wynika z jednej reguły. Rododendrony to rośliny zimozielone, czyli takie, które stare liście zrzucają stopniowo, zachowując zieleń przez cały rok. Azalie mają miększe liście, które najczęściej zrzucają na zimę.
Kwitnący różanecznik
Inne atrakcje parku
Do tego na terenie ogrodu znajdziemy oczywiście rododendrony i azalie, ale także dęby i wiele egzotycznych drzew. Park zdobią kamienne rzeźby w stylu rokoko. Stworzono też sztuczne groty – Niebo i Piekło. Jest też kilka punktów, do których można dotrzeć spacerując po parku: Staw Wielu Wysp, Staw Syren czy Dębowe Wzgórze także parę charakterystycznych budowli jak Dom Kawalerski (Kavalierhaus), czyli domek myśliwski w szwajcarskim stylu, czy pałacyk Kromlau, który już znajduje się poza terenem właściwego parku, po drugiej stronie ulicy. Obecnie w pobliżu pałacyku działa kawiarnia.
Kolej wąskotorowa do ogrodu Mużakowskiego
Dojazd do Kromlau
Do Kromlau najlepiej dojechać samochodem. Jedzie się do Gablenz w dystrykcie Görlitz. Można go połączyć ze zwiedzaniem ogrodu Mużakowskiego (wpisanego na listę UNESCO). W tym wypadku warto pamiętać, że oba ogrody łączy kolejka wąskotorowa, zaś przejazd nią może być dodatkową atrakcją, zwłaszcza dla najmłodszych. Tu znajduje się stacja tej kolejki.
Muzeum obok parku
Zwiedzanie Kromlau
Poza okresem kwitnienia warto zastanowić się nad przyjechaniem tutaj w trakcie Zielonych Świątek. Wówczas obchodzone jest tu święto Kwiatów i Parku, które przybiera formę festynu. Widzieliśmy tu także ludzi jeżdżących konno, więc jest to miejsce dobre również na bardziej aktywny wypoczynek. Zwiedzanie jest darmowe, ale płaci się za wszystko inne. Przed parkiem znajduje się spory parking, płatny. Jak to w Niemczech, przede wszystkim wymagana jest gotówka (drobne monety). Szczęśliwie alternatywą jest możliwość zainstalowania aplikacji, pod którą można podpiąć kartę. Natomiast bliskość Polski (mniej niż 10 km do granicy) sprawia, że są tutaj nastawieni na polskich turystów. Wiele opisów na tabliczkach jest nie tylko po niemiecku, ale i po polsku (angielskich nie ma).
Na terenie parku jest też kilka ciekawych architektonicznie budynków
Jeśli podobał Ci się ten wpis, polub nas na Facebooku.
W drodze do Kandy zrobiliśmy krótki przystanek w miejscowości Matale (sin. මාතලේ,, tamil. மாத்தளை, w języku angielskim spotyka się zapisy Matale i Mathale). Od początku wiedzieliśmy, że będzie to dla nas niedługa przerwa w podróży dla dwóch powodów. Pierwszy to słynne ogrody przyprawowe, drugi zaś świątynie hinduistyczne. Poza tym miasto nie rzuca się jakoś w oczy i nie zachęca do eksploracji.
Wanilia w ogrodzie przyprawowym w Matale
Ogrody przyprawowe w Matale
Jedną z najbardziej popularnych atrakcji na Sri Lance są ogrody przyprawowe, czyli niewielkie pokazowe plantacje różnych przypraw połączone oczywiście ze sklepem. Taka typowa atrakcja turystyczna, jakich wiele na całym świecie. Niektóre są lepsze, inne gorsze. Te na Cejlonie przypadły nam do gustu. Doskonale wiedzieliśmy, że chcemy coś takiego zobaczyć. Nasz kierowca zawiózł nas do jednego z ogrodów przyprawowych niedaleko Matale (tam jest ich najwięcej) i zanim przekazał na bezpłatne zwiedzanie z przewodnikiem, ostrzegł, by nic nie kupować ze względu na ceny. W kwestii wyboru ogrodu zdaliśmy się na jego doświadczenie.
Młody ananas (ogród przypraw w Matale)
Ogród obeszliśmy w kwadrans, w tym czasie przewodnik/sprzedawca przedstawiał nam rozmaite drzewa i krzewy i tłumaczył, co jest co oraz jakie ma zastosowanie w lokalnej medycynie (ajurweda), kosmetyce i kuchni. Oczywiście przedstawiał próbki produktów, poczęstował herbatą przyprawową, by zachęcić do zakupów. Medycyna ajurwedyczna to system jeszcze rozwinięty w starożytnych Indiach, łączący ze sobą zarówno medycynę niekonwencjonalną jak i chirurgię.
Matale, ogród przyprawowy
Można mieć mieszane uczucie wobec tego rodzaju atrakcji, ale wizyta w ogrodzie przyprawowym była pouczająca. A przede wszystkim, ciekawie jest zobaczyć rosnące „w naturze” cynamonowce, kauczukowce, wanilię, ananasy, aloes i inne. No i póki nie ma presji, by koniecznie coś kupić, jest to bardzo ciekawa przerwa. Ogrody przyprawowe (spice garden) występują właśnie w dużej ilości w okolicy Matale. Duża konkurencja sprawia, że w większości z nich, chętnie oprowadza się turystów za darmo (pod warunkiem, że trwa to stosunkowo krótko, potem można samemu trochę pochodzić po ogrodzie). Jeśli nic nie kupią, to też dobrze, bo raczej nie pojadą już do konkurencji. Warto dodać, że bliżej Sigiriyi występują ogrody zielne (herbal garden), czyli coś podobnego, ale jednak trochę inne. Świetny wpis ukazujący różne rośliny w takich ogrodach znajdziecie na Podróżowisku.
Cynamon (Matale, Sri Lanka)
Matale i świątynia hinduistyczna
Matale w dużej części jest zamieszkałe przez ludność tamilską, ci zaś w większości są hinduistami. Świątynia Sri Muthumariamman (Sri Muthumari Amman Kovil) w Matale to wspaniały przykład rozbuchanej hinduskiej świątyni. Ta jest poświęcona Mariamman, bogini deszczu i płodności. Świątynia została wybudowana w 1874 roku jako niewielka świątynka pod drzewem, ale z biegiem lat była rozbudowywana przez lokalną społeczność. Służy zarówno wyznawcom hinduizmu, jak i buddyzmu. Bardzo ucierpiała w wyniku anty-tamilskich zamieszek w 1983 roku, ale sukcesywnie była odbudowywana.
Świąynia hinduistyczna Sri Muthumari Amman Kovil (Matale)
Najbardziej rzuca się w oczy wieża o wysokości 33 metrów: gopura. Jest to tak naprawdę brama prowadząca do właściwiej świątyni. Jest charakterystyczna dla stylu drawidyjskiego, przede wszystkim występuje w południowych Indiach. Stamtąd przywędrowała do Cejlonu wraz z Tamilami. Co ciekawe, gopura występuje także w khmerskiej architekturze świeckiej. Wnętrze świątyni było akurat zamknięte, trochę podpatrzyliśmy przez kratki.
Wnętrza świątyni Sri Muthumariamman
Wśród postaci na gopurze udało nam się wypatrzyć świeckiego, który był prawdopodobnie jednym z fundatorów odbudowy po zamieszkach w 1983 roku. Oryginalny fundator z XIX wieku to Nattukottai Chettiar. Świątynia obecnie żyje, organizowane są tu specjalne festiwale. Zwiedzanie jest możliwe w ograniczonych godzinach, by nie kolidowało z modlitwami. Dodatkowo bilet jest dzielony na wnętrze i okolicę. Tę drugą można spokojnie obejść i zobaczyć, co jest wokół świątyni, a jednocześnie zajrzeć do niej z różnych miejsc, bez wchodzenia do środka.
Ciekawe ozdoby świątyni hinduistycznej w Matale
Nalanda Gedige
Jedna z najbardziej urzekających świątyń, jakie zobaczyliśmy na Cejlonie to Nalanda Gedige nieopodal Matale. Żywcem wyjęta z przygód o Indianie Jonesie. Nalanda Gedige została zbudowana gdzieś między VIII a X wiekiem naszej ery podczas rządów tamilskich. Architektura budowli jest bardzo interesująca: plan jest typowy dla założeń buddyjskich, zaś forma architektoniczna hinduska. Płaskorzeźby i zachowane posągi są połączeniem kultów buddyjskich i hinduskich. Najbardziej prawdopodobne jest to, że Nalanda Gedige to próba synkretyzmu religijnego tamilskiego najeźdźcy i rodzimego syngaleskiego.
Nalanda Gedige
Podobnie jak Anuradhapura i Polonnaruwa, również Nalanda Gedige została na długie wieki porzucona i odkryta na nowo pod koniec XIX wieku przez brytyjskie ekspedycje naukowe. Świątynia stanęła przed groźbą zagłady w latach 80. XX wieku, gdy budowano zbiornik wodny. Jedynym rozwiązaniem było rozebranie budowli i jej rekonstrukcja na wysokim brzegu zbiornika, poza strefą zagrożenia. To z tego czasu pochodzi aleja prowadząca do świątyni, pięknie odkrywająca ją spośród drzew. Zwiedzanie tego miejsca jest dość szybkie, niewiele tu zostało. Co ważniejsze, jest także darmowe i nie ma tu turystów.
Ruiny świątyni Nalanda Gedige
Dla nas Matale było przede wszystkim przystankiem po drodze, pięknym, pouczającym, acz krótkim. I tak należy też ją traktować. Zwłaszcza, że to jedno z tych miejsc, gdzie można zobaczyć tamilską część Sri Lanki. Natomiast mając więcej czasu na Matale można też rozważyć buddyjską skalną świątynię Aluviharaya.
Nalanda Gedige nieopodal Matale
Jeśli spodobał Ci się wpis polub nas na Facebooku.
Wśród miast w Iranie Kaszan (per. كاشان, Kāshān, ang. Kashan / Keshan) zdecydowanie się wyróżnia i zapada w pamięć. Choć więcej osób jedzie od razu do Isfahanu, względnie przemierza trasę Kom – Kerman, niemniej jednak to wspaniałe miejsce, gdzie można poznać trochę lepiej tradycyjną Persję. Do tego ślady osadnictwa w tym mieście liczą sobie nawet 9 tysięcy lat, znajduje się tutaj jeden z ogrodów perskich wpisanych na listę UNESCO, uwagę przyciągają domy zamożnych kupców, XIX-wieczna zabudowa w pustynnym klimacie, piękny bazaar będący dawnym karawanserajem, miasto – będące w istocie oazą – otaczają dostojne pustynie. Tyle atrakcji i mimo to Kaszan jest odwiedzany przez mniej niż tysiąc zagranicznych turystów rocznie!
Patio naszego hotelu w Kaszanie
Historia Kaszanu
Nazwa miasta Kashan pochodzi od pierwotnych mieszkańców tych ziem – Kasytów (nie mylić z Kuszytami). Podobnie jak Elamici, nie jest to lud irański, ani w ogóle indoeuropejski, a ich język nie jest spokrewniony ani z językami indoeuropejskimi, ani semickimi. Być może jest to jedna z wymarłych grup języków Bliskiego Wschodu, huro-urartyjski, który następnie ewoluował w izolacji. Sami Kasyci pochodzili być może z Gór Zagros, by między 1531 a 1155 rokiem przed naszą erą sprawować rządy w Babilonii. Ostatecznie Kasyci wymarli połowie XII wieku p.n.e wyparci przez Elamitów.
Przestrzeń otwarta dla rzemieślników przy bazarze w Kaszanie
Ziggurat Tepe Sialk
Dziś nieopodal słynnego ogrodu Bagh-e-Fin, już w obrębie miasta Kaszan, na wzgórzu znajduje się duże stanowisko archeologiczne Tepe Sialk (tepe oznacza wzgórze). Sam Kaszan był zasiedlony przez Elamitów przynajmniej około III tysiąclecia przed naszą erą. Świadczy o tym właśnie budowa dwóch zigguratów w Tepe Sialk. Od lat 30. XX wieku prowadzi się tutaj badania. Badacze ustalili, że obszar ten był zamieszkany już w okresie neolitycznym, około 9 tysięcy lat temu, choć ślady bardziej rozwiniętego osadnictwa datuje się na wiek 7,5 – 8 tysięcy lat. Oczywiście z powodu prymitywnej technologii, niewiele z nich zostało.
Tepe Sialk
Ale zigguraty, czyli świątynne wieże z tarasami charakterystyczne dla Mezopotamii, wciąż istnieją. Te najbardziej rzucające się w oczy i przyciągające nielicznych turystów, także nas, powstały około 3 tysięcznego roku przed naszą erą właśnie w czasach elamickich. Dziś z głównego, większego zigguratu zostały „spłynięte” ruiny. Trudno sobie wyobrazić jego dawną wielkość i formę, a to za sprawą budulca, którym była suszona w słońcu cegła. Ta wystawiona na słońce, a także deszcze, niestety nie jest w stanie przetrwać w stanie nienaruszonym tylu tysięcy lat. Tym samym Tepe Sialk jest bardziej poglądowym miejscem. Choć widać, że władze starają się jakoś to zabezpieczyć przed dalszą erozją.
Dawny ziggurat Tepe Sialk (Kaszan, Iran)
Oprócz stanowiska mamy tu nieduże muzeum z niewielką liczbą eksponatów. Więcej można zobaczyć w Muzeum Narodowym w Teheranie. Trochę tabliczek informacyjnych i ścieżki-pomosty dla zwiedzających. I zerowa ilość innych odwiedzających.
Kaszan i tradycja biblijna
Kaszan od tamtego czasu istnieje praktycznie nieprzerwanie. Jest też bardzo ważny dla niektórych chrześcijańskich tradycji. Wskazują one Kaszan jako miejsce, z którego wyruszyli Trzej Królowie (Magowie) – znani jako Kacper, Melchior i Baltazar. Nie jest to oczywiście fakt historyczny, ale wskazuje na znaczenie tego miasta w pierwszych wiekach naszej ery. Żeby było zabawniej, największe współczesne w Iranie obserwatorium astronomiczne znajduje się na szczycie pobliskiej Góry Gargasz. Kaszan jest oczywiście tylko jednym z domniemanych miast Trzech Mędrców. Inne to perskie Sawe.
Uliczki Kaszanu
Jednak pomijając Tepe Sialk, większość miasta jest zdecydowanie nowsza. W 1778 roku nastąpiło tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi. Duża część Kaszanu została zrujnowana, grzebiąc pod gruzami około ośmiu tysięcy mieszkańców. Kaszan, który dziś podziwiamy, to efekt odbudowy i jednocześnie reprezentacyjny przykład architektury okresu rządów dynastii Kadżarów (1794 – 1925, pochodzenie turkmeńskie). Stare miasto to przede wszystkim wąskie uliczki w zabytkowym centrum. Klimatyczna zabudowa o nieco wyoblonych kształtach, ściany pokryte „tynkiem” z gliny zmieszanej ze słomą. Do tego dochodzą bardzo charakterystyczne budowle jak irański badgir, czyli swojsko brzmiący wiatrołap, tyle że o innej funkcji.
Badgir (wiatrołap) w Kaszanie
Badgir to tradycyjny element architektury irańskiej, znany od starożytności i używany do dziś, także w krajach, gdzie silne były perskie wpływy (Pakistan, Afganistan). Wiatrołapy znane były także w starożytnym Egipcie. Badgir przybiera najczęściej formę wież, a czasem „grzybków”. Na obszarach pustynnych wykorzystuje znaczne dzienne zmiany temperatury do wentylowania i schładzania wnętrz domów. W najprostszej formie, przez otwory w wieży wpada wiatr i wlatuje do pomieszczeń poniżej. W trochę bardziej zaawansowanej wersji, wykorzystuje do klimatyzacji kanat – podziemny kanał z wodą. Niska wieżyczka lub „grzybek” znajduje się nad kanałem, by wpadające przezeń powietrze przeniosło chłód i wilgoć wody do pomieszczeń użytkowych i przy tym wypychając nagrzane powietrze. Proste i pomysłowe, a przy tym działa i pięknie urozmaica miejską panoramę
Przyprawy na bazarze (Kaszan)
Kaszan: Wielki Bazar
Dzięki swojemu dogodnemu położeniu na Jedwabnym Szlaku, w Kaszanie rozwijał się handel oraz rzemiosło, od IX miasto słynie z doskonałej jakości porcelany, jedwabiu i tkanin. Tutaj także znajdują się największe irańskie zautomatyzowane wytwórnie dywanów oraz kopalnie miedzi i marmuru, będące surowcem dla rzemieślników i murarzy, to wszystko sprzyjało rozwojowi handlu. Kaszan słynie ze swojego Wielkiego Bazaru. Warto zauważyć, że słowo bazaar jest pochodzenia perskiego. Kaszański bazar powstał prawdopodobnie około XII wieku za czasów Seldżuków i został odnowiony po wielkim trzęsieniu ziemi z końca XVIII wieku. Korytarze bazaru liczą łącznie kilka kilometrów długości, a cały kompleks obejmuje także mniejsze i większe meczety, place, grobowce, domy, arkady, rezerwuary wody i łaźnie z różnych okresów historycznych.
Bazar w Kaszanie widoczny przez otwór wentylacyjny na dachu
Największe wrażenie w Wielkim Bazarze w Kaszanie robi jednak kompleks placów, znany jako Timche-Aminoddole (timcze to „plac” w farsi). Zaprojektowane jako główna przestrzeń handlowa, służył także niejednokrotnie celom religijnym i kulturalnym. Kopuła głównego placu Timcheh-ye Amin od-Dowleh o pięknym wysklepieniu przywodzącym na myśl sklepienie jaskiń pełne stalaktytów, to dzieło słynnego irańskiego architekta Ustad Ali Maryam (ustad to „mistrz”). Powstał w 1863 roku. Do tego jeszcze warto dodać, ze część bazaru swego czasu była karawanserajem, stąd też czasem jest to określane jako Karawanserai Amindoddole.
Dach bazaru w Kaszanie jest nietypową atrakcją turystyczną
Zwiedzanie dachu bazaru
Bazar ma jeszcze jedną, nietypową atrakcję. Rezerwując nocleg, wybraliśmy hotel, który oferował wycieczki na dach bazaru. Niestety na miejscu się okazało, że wycieczki już nie organizują, bo… zgubili klucz do schodów. Poradzono nam jednak, że na samym bazarze możemy kogoś wypytać o wejście, ale byśmy nie robili sobie nadziei. Spróbowaliśmy. I po krótkich poszukiwaniach, pomocni Irańczycy sprowadzili starszego pana, który otworzył nam drzwi na dach. Metalowe drzwi, we wnętrzu jakieś śmieci, graty i małe schodki.
Timche-Aminoddole na bazarze w Kaszanie
Wygląda mało zachęcająco i niebezpiecznie? Cóż, w każdym innym kraju byśmy zrezygnowali z uwagi na bezpieczeństwo, ale nie w Iranie. Tu nie ma się czego bać. Tym samym zwiedzaliśmy bazar z góry, nie tylko z lotu drona. Na dachu Wielkiego Bazaru w Kaszanie widać kopułową konstrukcję, która ma zminimalizować nagrzewanie się wnętrza. Wszystko pokryte suszoną gliną ze słomą. Można podejść do świetlików-otworów wentylacyjnych i zajrzeć do środka. Natomiast na koniec warto zdać sobie sprawę, że dla nas owszem bazar jest wielką atrakcją, zwłaszcza z tymi wspaniałymi przestrzeniami i chodzeniem po dachu, ale w Kaszanie on nadal spełnia swoją rolę. Tu odbywa się handel, nie turystyczny, a zwykły.
Kompleks Timche-Aminoddole na bazarze w Kaszanie widoczny w oddali
Łaźnie w Kaszanie
W Kaszanie zwiedziliśmy tradycyjną irańską łaźnię. Według naszego książkowego przewodnika, wystarczy zobaczyć jedną łaźnię, by załapać ideę, a pozostałe tego rodzaju przybytki są podobne. Łaźnia Quasemi, czyli sułtana Amira Ahmada (Hammam Sultan Amir Ahmad), uchodzi za jedną z najładniejszych. Budynek tego hammamu i jego wnętrze pochodzi pierwotnie z XVI wieku, z czasów rządów dynastii Safawidów (rządzącej około 250 lat począwszy od początku XVI wieku). Okres ten uchodzi za początek nowożytnej historii Iranu, a wywodząca się od Kurdów (to także irański lud) dynastia za jedną z najświetniejszych w historii państwa. W Kaszanie zresztą Safawidzi mieli swoją letnią rezydencję.
Wnętrze łaźni sułtana Amira Ahmada (Kaszan)
Ponieważ jednak trzęsienie ziemi w końcu XVIII wieku zniszczyło również budynek łaźni, obecny wygląd pochodzi z XIX-wiecznej odbudowy i XX-wiecznej modernizacji. Pierwszym pomieszczeniem, do którego wchodzimy i które sprawia wrażenie głównego, jest oktagonalna sala służąca za przebieralnię – sarbineh. Pośrodku znajduje się ośmiokątny basen. Dalej jest garmkhaneh, czyli gorąca łaźnia. Cztery filary dzielą tę salę na mniejsze „niecki” dla bardziej kameralnej atmosfery. Khazineh to pomieszczenie służące do finalnej, chłodnej kąpieli.
Dach łaźni sułtana Amira Ahmada (Kaszan)
Całość jest wyłożona turkusowymi mozaikowymi płytkami, przyozdobiona sztukaterią i freskami. W pewnych częściach widać XIX-wieczne płytki i malowidła, w innych są uzupełnienia i renowacje. Dziś łaźnie nie pełnią pierwotnej funkcji, dostępne są tylko do zwiedzania. W niektórych, jak w hammamie sułtana Amira, znajduje się niewielka kawiarenka (nie zawsze działająca co prawda). Dodatkowo można wyjść na dach sułtańskiej łaźni, ale bez kombinowania jak w przypadku Wielkiego Bazaru. Na dachu hammamu uwagę przyciągają przede wszystkim „grzybki” służące jako świetliki oraz do wentylacji wnętrza. Znamy je z łaźni chociażby w Turcji, czy Gruzji. Tutejsze mają charakterystyczne, wypukłe szybki. Oprócz świetlików, możemy także zajrzeć do pomieszczeń technicznych łaźni. Zobaczyliśmy między innymi konstrukcję służącą do regulacji przepływu wody w basenach.
Dom kupieckiej rodziny Borujerdi
Kaszan: Domy kupców
Jak wspominaliśmy, Kaszan leżał na Jedwabnych Szlaku, stając się bogatym miastem kupieckim. Nie powinno więc dziwić, że bogaci kupcy pobudowali tutaj swoje rezydencje. Dziś są popularną atrakcją turystyczną. Kilka z nich jest utrzymanych w dobrym stanie i otwartych do zwiedzania. My zdecydowaliśmy się zobaczyć jeden z nich, dom Borujerdi (Chan-je Borudżerd / Chane Boroujerdi), który znajdował się blisko łaźni.
Bogate zdobienia domu Borujerdi
Rezydencja ta została wzniesiona w połowie XIX wieku dla małżonki zamożnego kupca o nazwisku Borujerdi. Architektem był Ustad Ali Maryam, ten sam, który zaprojektował główny plac Wielkiego Bazaru. Według projektu tego samego architekta kilka lat wcześniej zbudowano dom rodziny Tabātabāei, z której wywodziła się małżonka Borujerdiego.
Plan domu Borujerdi jest dobrym przykładem irańskiej architektury rezydencjonalnej. Cały układ dzieli się na dwie główne przestrzenie: dostępne dla każdego zaproszonego gościa, czyli biruni, oraz część prywatną – andaruni. W andaruni kobiety mogły czuć się całkowicie swobodnie i wstęp tutaj mieli jedynie pan domu oraz jego synowie, a także chłopcy przed okresem dojrzewania.
Zdobienia domu Borujerdi (Kaszan)
Częścią prywatnej przestrzeni jest atrium z centralnym basenem – howz – obsadzonym owocowymi drzewami. Zaś nad głównym holem wznosi się centralna kopuła: khishkhan, którą możemy dojrzeć na meczetach. Charakterystyczna jest obecność wiatrołapów, które regulowały klimat we wnętrzu. Zdobienie wnętrz jest bogate w sztukaterię, freski i ceramiczne mozaiki.. Wszystko to zgodne z lokalną tradycją. Inne słynne domy to Tabatabei, Abbasian (Abbasi) i Taj. Blisko nich znajduje się też Muzeum Lalek, raczej skierowane do dzieci.
Ogród perski
Ogród perski w Kaszanie
Iran słynie ze swoich ogrodów, które łącznie jako Ogrody Perskie zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Najstarszym w Iranie nadal istniejącym ogrodem jest wspomniany wcześniej Bagh-e-Fin (bagh w farsi oznacza „ogród”). Znajduje się on w wiosce Fin, kilka kilometrów od Kaszanu. Jego realizacja została ukończona w 1590 roku za czasów szacha Abbasa I z dynastii safawidzkiej. I podobnie jak duża część Kaszanu, tak i ogród został zniszczony podczas wielkiego trzęsienia ziemi pod koniec XVIII wieku i został odrestaurowany za panowania kolejnej dynastii.
Ogród Fin (Kaszan)
Bagh-e-Fin to reprezentatywny przykład perskiego ogrodu: cechuje go atrialny układ z centralnie położoną sadzawką, w tym przypadku podłużnym basenem z geometrycznie odchodzącymi kanałami. Ogród w Fin nawadniany jest przez obfite źródło z pobliskich gór, które niegdyś zaopatrywało także sam Kaszan. Bagh cechuje także symetria i plan bazujący na prostokątach, gdzie na wydzielonych polach obsadzono drzewa, w tym owocowe. Ogród perski, w tym ten w Fin, otoczony jest wysokim murem, który tworzy wewnątrz zieloną oazę, zaskakującą w pustynnym otoczeniu. W pomieszczeniach wokół ogrodowego atrium znajdują się między innymi kawiarnie, czy łaźnie.
Fin, perski ogród z listy UNESCO (Kaszan, Iran)
Sam sposób rozplanowania roślin, wody i ogrodzenia był wymyślony jeszcze w starożytności. Choćby centralny zbiornik, od którego odchodzą kanały, fontanny i cała reszta. Ogrody perskie rozwijały się samodzielnie, ale jednocześnie wpływały na świat arabski i dalej na Europę. Ślady tych wpływów są dostrzegalne choćby w Andaluzji (Sewilla, Grenada). Oryginalne ogrody ukształtował zaratusztrianizm, z harmonią czterech żywiołów. Islam dodał nawiązania do Edenu. Natomiast ogrody miały jeszcze jedną rolę: hodowano w nich kwiatu, choćby róże. Te ostatnie są dość powszechne w wielu miejscach w mieście (na zdobieniach chociażby), ale najbardziej znana jest woda różana, z której słynie okolica.
Meczet Agha Bozorg (Kaszan)
Kaszan: Meczet Agha Bozorg
Jak w każdym większym mieście w Iranie, tak i tu warto zobaczyć główny meczet. Meczet Agha Bozorg (Aga Bozorg) został zbudowany w połowie XIX wieku i uchodzi za najwspanialszy obiekt religijny w Kaszanie, a także za doskonały przykład perskiej architektury tej epoki. Świątynia posiada dwa ejwany, czyli charakterystyczne dla perskiej, a potem ogólnie islamskiej architektury (głównie sakralnej, choć nie tylko) wysokie pomieszczenie-bramy z wysklepionym łukiem, najczęściej złamanym.
Meczet Agha Bozorg (Kaszan)
Pierwszy z ejwanów meczetu Agha Bozorg pełni funkcję wejścia do strefy sacrum świątyni, zaś drugi jest skierowany ku mihrabie, który w architekturze perskiej najczęściej – jak i tutaj – jest wyeksponowanym fragmentem ściany wokół kibli (a więc kierunku na Mekkę), a nie niszą jak w arabskim wydaniu. Ejwan przed mihrabem posiada dwa minarety i przykryty jest kopułą.
Wejście do meczetu
Wewnętrzny dziedziniec meczetu Agha Bozorg przybiera formę dwupiętrowego atrium z basenem i drzewami na niższym poziomie. Świątynia jest zbudowana z lokalnego budulca, głównie suszonej w słońcu cegły i niewielkiemu dodatkowi glazurowanej cegły. Dzięki temu wygląd meczetu posiada swego rodzaju uduchowione dostojeństwo, wynikające z prostoty i siły przekazu wybranych środków.
Nazwa meczetu Agha Bozorg oznacza dosłownie „Wielkiego pana”. Jest to tytuł nadany Molli Mahdiemu Naraghi II przez szacha. Kim był Molla Mahdi Naraghi II? Synem Naraghiego I, oczywiście, synem człowieka, który ogłosił dżihad przeciwko Rosjanom, atakującym wówczas północne terytoria Imperium Perskiego. Rodzina Naraghiego – ojciec i synowie, to poważana do dziś w Iranie rodzica szyickich teologów, myślicieli, kleryków. Warto zwrócić uwagę na detale zdobnicze sklepień meczetu Agha Bozorg. Skromne i piękne, doskonale wpasowujące się w pustynny klimat Kaszanu. No i widać tu wiele z wpływów zaratusztriańskich. Zwiedzanie meczetu, podobnie jak bazaru jest darmowe.
Kaszan widziany z góry, okolice bazaru
Centrum starego Kaszanu
I jeszcze warto chwilę poświęcić na hotel. W centrum miasta wybraliśmy jeden z tradycyjnych (Noghli Traditional Hotel – wart polecenia), czyli dom otaczający atrium, ogród na dachu i nieduże pokoje, do których pomyka się przez zewnętrzne schody, pokoje często sklepione kolebkowo. Na środku atrium orzeźwiająca fontanna i obok pomieszczenie, gdzie można sobie zrobić herbatę i gdzie rano serwują proste i pyszne śniadanka.
Malownicze uliczki starego centrum (Kaszan, Iran)
Kaszan to zdecydowanie jedno z bardziej klimatycznych, wręcz bajkowych miast w Iranie. W tej materii dorównuje mu chyba tylko Jazd. Tu jest jeszcze wiele innych, mniejszych miejsc do zobaczenia, jak choćby mury Ghal’eh Jalali oraz bardzo ciekawa okolica. To sprawia, że na miasto i jego otoczenie należy przewidzieć przynajmniej dwa lub trzy dni.
Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.
Kandy (syng.
මහ
නුවර,
tamil. கண்டி)
czasem uchodzi za kulturalną lub religijną stolicę Sri Lanki. Dziś jest to
święte miasto buddystów, którzy przyjeżdżają tu oddać cześć najważniejszej
relikwii w kraju – zębowi Buddy. To
też dawna stolica ostatniego królestwa Cejlonu, część Złotego Trójkąta, a także
lokacja filmowa. Niebanalna, zwłaszcza dwie z nich są dość wymagające.
Tama Victoria koło Kandy
„Indiana Jones” i Sri Lanka
Kilkukrotnie wspomnieliśmy, że na Sri Lance czuje
się klimat Indiany Jonesa. Porównanie jest nieprzypadkowe. Wszak tutaj ekipa Stevena Spielberga w 1983 roku kręciła
wiele scen do filmu „Indiana Jones i Świątynia Zagłady” (lub „Indiana Jones i
Świątynia Przeznaczenia”, bo pod takim tytułem w Polsce wchodził do kin film „Indiana Jones and the Temple of Doom”).
Choć obraz z 1984 roku jest drugim w serii, chronologicznie dzieje się przez
„Poszukiwaczami zaginionej Arki”. Jeśli dodamy, że za produkcję odpowiada George Lucas, to już taki przeskok
czasowy nie powinien dziwić.
Filar z którego kręcono Indianę Jonesa
Początkowo film, którego główna akcja rozgrywa
się w Indiach, miał być kręcony w północnym regionie tego kraju. Jednak po
zapoznaniu się ze scenariuszem przez indyjski wydział kultury, nie wyrażono
zgody na produkcję w ich mniemaniu obraźliwą i
rasistowską. Zaproponowane liczne poprawki do scenariusza, ale twórcy nie byli
na szczęście chętni na ustępstwa. Przenieśli się więc na Sri Lankę, głównie w
okolicy Kandy. Był jeszcze drugi powód wybrania Cejlonu: David Lean, ale do
niego jeszcze wrócimy.
„Indiana Jones i Świątynia Zagłady”. Przy budowanej tamie Victoria nagrywano scenę na wiszącym moście.
Okolice Kandy: Tama Victoria
Jedna ze scena w filmie „Indiana Jones i
Świątynia Zagłady” zapisała się szczególnie w historii kina. Mianowicie
sekwencja na moście wiszącym nad rzecznym wąwozem. Zapędzony w pułapkę Indiana
Jones przecina most, na którym stoi i cała konstrukcja widowiskowo spada do
wąwozu, a wrogowie kończą w paszczach wygłodzonych krokodyli. Scena ta była
kręcona nieopodal Kandy na rzece Mahaveli
Ganga (najdłuższa rzeka Sri Lanki, 335 kilometrów długości), a konkretnie przy
budowanej wówczas tamie Victoria.
Skała przy tamie Victoria, okolice Kandy. Tu kręcono drugiego Indianę Jonesa
Historia i zwiedzanie Tamy
Tama
Victoria planowana była przez blisko 30 lat, a jej budowa rozpoczęła się w
1978 roku. Zapora została uroczyście otwarta w kwietniu 1985 roku, a więc rok
po premierze filmu „Indiana Jones i Świątynia Zagłady”. Jest to najwyższa tama
na Sri Lance – mierzy 122
metry wysokości i 520 metrów długości. Tworzy ogromny zbiornik
retencyjny, co sprzyja zarządzaniu zasobami wody i jednocześnie tama
funkcjonuje jako elektrownia wodna.
Tama Victoria z punktu widokowego
Nie jest trudno trafić do tamy Victoria z Kandy, zwłaszcza gdy ma się tak dobrego kierowcę, jak nasz. Dla odwiedzających dostępny jest jeden punkt widokowy, ale wejście na samą tamę jest surowo zabronione odkąd Tamilskie Tygrysy przeprowadziły nieudany zamach na obiekt. Zresztą do punktu obserwacyjnego też nie jest tak łatwo dotrzeć, trzeba poprosić żołnierzy o zezwolenie. Ci zazwyczaj wpuszczają, potem już w Visitor’s Center wpisujemy się do księgi i wychodzi się na balkon. Na tym koniec. Bardzo nas to rozczarowało, gdyż wyglądało na to, że nie zobaczymy wymarzonej lokacji. Z punktu obserwacyjnego udało się dojrzeć jedynie konstrukcję – słup – na którym umieszczono w 1983 roku kamerę. Ale najważniejszego, czyli skały i filarów mostu, nie dało się dojrzeć. By zobaczyć tyle i tak musieliśmy dostać pozwolenie i dodatkowego przewodnika. Od centrum odwiedzających wiedzie droga w lewo (w prawo idzie się w kierunku tamy), a potem dochodzi do płotu jak na zdjęciu.
Widok na skałę przy tamie
Kręcenie filmu przy tamie
Twórcy
musieli nagrywać ujęcia tylko w jednym kierunku, by nie pokazać placu budowy
tamy. Obecnie w teorii (bo w praktyce ciężko dostać zezwolenie) tamą można się
przedostać na drugą stronę rzeki, ale w 1983 roku budowa nie była na tyle
zaawansowana, by to umożliwić. Jedyny most na drugą stronę to był filmowy most
wiszący. Nie wyglądał zbyt solidnie (chociaż był), więc Steven Spielberg ze
swoim lękiem wysokości musiał jechać do oddalonego o 10 kilometrów „normalnego”
mostu, by przedostać się do ekipy po drugiej stronie.
„Indiana Jones i Świątynia Zagłady”. Na dawnej plantacji herbaty zbudowano indyjską wioskę Mayapore. Obecnie wszystko zarosło.
I tu ciekawostka. Wytłumaczenie,
że chce się zobaczyć nie tamę, a jakieś skały, bo kiedyś kręcono tam film, o
którym nikt tu nigdy nie słyszał, brzmi dziwnie. Nasz kierowca, widząc jak
ogromnie nam zależy, by dostać się na tamę, bardzo pomógł nam zagadać i
zakręcić pracownika obiektu, że – nie wierząc własnemu szczęściu – weszliśmy na
ściśle chroniony teren! Podjechaliśmy kawałek do innego punktu widokowego,
dostępnego jedynie dla pracowników tamy, skąd zobaczyliśmy wszystko, czego
pragnęliśmy. Oczywiście ten pracownik pojechał z nami, by mieć pewność, że nie
robimy jakiś inżynieryjnych zdjęć tamy. Tam zaś doskonale było widać skałę, na
której zawisł Indiana Jones, filary do których przywiązany był most i kanion w
dole. Cudowny widok, bardzo rozpoznawalny!
Miejsce gdzie znajdowała się indyjska wioska, obecnie zarosło. Bez maczety trudno przejść.
Set jetting i znajomość filmów na Sri Lance
Film „Indiana Jones i Świątynia Zagłady” nie jest
szeroko znany na Sri Lance. Nie znał go nasz kierowca, nie znał też pracownik
tamy. Na tablecie włączyliśmy słynną scenę ze „Świątyni Zagłady”, by pokazać ją
pracownikowi tamy i kierowcy. Bardzo emocjonalna reakcja ich obu – zwłaszcza
pana od tamy – sprawiła nam ogromną radość. Dobry film budzi emocje pomimo
upływu czasu i różnic kulturalnych.
Pola herbaciane, Hantana
Niektórzy
twierdzą, że tama jest najtrudniejszą lokacją z „Indiany” do zobaczenia.
Mieliśmy ogromne szczęście, z różnych przyczyn. Jedną z nich było to, że dzień
później było wielkie buddyjskie święto – pełnia księżyca – i tym samym dzień
wolny, a i tama niedługo była zamykana. Przed weekendem już nikomu się nie
chciało dzwonić po urzędach wyżej, więc nas wpuścili. Udało nam się także wejść
tam, gdzie zwykły turysta nie miał prawa wejść, by zobaczyć upragnioną lokację.
To była zdecydowanie udana wyprawa! Przejazd przez tamę i oglądanie tego miejsca
z drugiej strony, było niemożliwe z powodu obostrzeń i tu już nie nalegaliśmy.
Starczyło to, co zobaczyliśmy.
Podsumowując, tama Victoria to piękna lokacja, wyzwaniem jest się na nią dostać, tym większa satysfakcja, gdy się udało. Natomiast sama tama znajduje się kilkadziesiąt kilometrów od Kandy. Tu właściwie można dojechać jedynie samochodem lub tuk-tukiem. Droga jest dość kręta.
Droga między polami herbacianymi w Kandy
Kandy: Pola herbaciane Hantana
Tama to nie jedyna lokacja z
Indiany w okolicy. Część zdjęć kręcono też w sierocińcu dla słoni – Pinnawala,
część zaś na polach herbacianych. Kandy znajduje się w dolinie pod masywem
górskim Hantana, osiągającym
wysokość do 1118 metrów
n.p.m. Mgliste stoki porastają krzewy herbaciane, znajduje się tutaj także Muzeum cejlońskiej herbaty. Niestety
nie udało nam się do niego dotrzeć (ale na Sri Lance zwiedzaliśmy fabrykę Liptona). Za to mogliśmy podziwiać zapierające dech widoki okolicznych wzgórz i
dolin. Jest to też obszar popularny wśród uprawiających łagodną turystykę
górską.
Pola herbaciane otaczające Kandy
Samo muzeum jest jedną z
popularniejszych atrakcji i do niego dojeżdżają czasem turyści. Dalej znajdują
się stare plantacje i fabryki, kiedyś opuszczone, obecnie tylko trochę
wykorzystywane. Jednak to nie herbata, ani górskie widoki były dla nas
najważniejsze. Pamiętacie indyjską wioskę, do której trafia Indiana Jones,
Willy i Shorty po rozbiciu się samolotu? Tutaj rozpoczyna się i kończy przygoda
ze świętym kamieniem Śankary.
Pole Oodewella
Dotarcie do lokacji na plantacji
Miejsce to jest ogólnodostępne, ale porzucone.
Herbatę zbierają jedynie okoliczni mieszkańcy na własne potrzeby, wiele miejsc
pochłonęła dżungla. Niestety również to jedno konkretne miejsce było bardzo
zarośnięte. Nie mieliśmy czym torować sobie drogi w gęstwinie, na domiar złego
zaczęła się ulewa, a godzina robiła się coraz bardziej późna. W każdym razie
przemokliśmy i aż nazbyt dobrze zapoznaliśmy się z lokalnymi pijawkami (więcej
o nich przy okazji wpisu o Sinharaji). To też taki moment, w którym trzeba
sobie powiedzieć dość. Jeśli ktoś się będzie tu wybierał, to maczety są
naprawdę wskazane.
Głazy na dawnej plantacji
Mieliśmy w miarę dokładne
wskazówki od innych poszukiwaczy filmowych lokacji (stąd: templeofdoomlocation.blogspot.com),
ale najważniejszy i najbardziej charakterystyczny element lokacji – wielki
kamień z niszą na filmowy artefakt – trzeba było odszukać pośród zarośli.
Niestety, nie udało się to nam tym razem, nie zawsze się udaje. Droga była dość
wymagająca. Nie dało się tu podjechać samochodem, ale pod ostatnią kwartę
(jednostka podziału plantacji) można dotrzeć tuktukiem. Zresztą teren Oodewella Top Division był znany
lokalnej młodzieży pijącej tu alkohol. Jednak o kręconym tu filmie nie
wiedzieli.
Centrum Kandy
Królestwo Kandy i historia Sri Lanki
Kandy jest jednym z
najważniejszych miast na Sri Lance i drugim co do wielkości, choć liczy
zaledwie ok. 120 tysięcy mieszkańców. Z pewnością jest też jednym z
najświetniejszych ze względu na swoją historię: wszak było ostatnią stolicą
niezależnego królestwa lankijskiego. Stare miasto zostało wpisane na listę UNESCO w 1988 roku.
Jezioro Kandy
Miasto położone jest między
wzgórzami Wyżyny Kandy, otoczone przez pola uprawne – głównie herbaty.
Odczuliśmy już, że tutejszy klimat jest chłodniejszy
i znacznie bardziej deszczowy (tutaj trwał okres monsunowy) niż na nizinie,
kwalifikując się do strefy klimatycznej lasów deszczowych. Nie przeszkadzało to
w zwiedzaniu okolic, ot trzeba przygotować się na krótkotrwałe opady.
Kompleks świątyni Zęba w Kandy to najważniejszy zabytek miasta
Powstanie Kandy
Miasto
Kandy zostało założone prawdopodobnie w XIV wieku przez króla Vikramabahu III, którego Królestwo
Gampola miało stolicę nieopodal późniejszego Kandy. Jedna z historycznych nazw
Kandy brzmiała Senkadagalapura lub Senkadagala Siriwardhana Maha Nuwara, co
znaczyło „Wielkie miasto Senkadali o olśniewającym blasku”, co bywało skracane
do Maha Nuwara, czyli Wielkie Miasto lub Stolica. Nie do końca jest jasne kim –
lub czym – był Senkadala: mieszkającym nieopodal braminen, żoną Vikramabahu czy
specyficznym kamieniem? Natomiast używane w czasach kolonialnych Kandy to skrót
od nazwy Kanda Uda Rata, co oznacza „Krainę na wzgórzach”. Obecnie w języku
syngaleskim funkcjonuje nazwa Maha Nuwara, często skracana po prostu do Nuwara.
Sztuczne jezioro przy świątyni Zęba
Sena Sammatha Wickramabahu (rządy
w latach 1473–1511) był pierwszym królem Królestwem Kandy, częściowo zależnym
od współistniejącego Królestwa Kotte. Jako samodzielne i ostatnie na wyspie
królestwo, Kandy stało się w 1592 roku. Bezpośrednią przyczyną było zajęcie
przez Portugalczyków obszarów wybrzeża. Portugalczycy przybyli na Sri Lankę w
1505 i od tego czasu zmagali się z Królestwem Kandy. Jedno zagrożenie
kolonialne zostało zastąpione przez drugie. W latach 1638-1640 do prób
podporządkowania Cejlonu włączyli się Holendrzy, którzy niebawem zastąpili
Portugalię. Przepuścili oni w 1765 roku atak na Kandy i tymczasowo zajęli
stolicę, zmuszając króla do podpisania pokoju w 1766 roku, który oddawał Holendrom wybrzeże. To był okres
nieustannego spychania i osłabiania Kandy.
Waran paskowany w jeziorze
Upadek Królestwa Kandy i okres brytyjski
Holenderski Cejlon został zajęty przez Brytyjczyków w 1796 roku, a na mocy traktatu z Amiens po rewolucji francuskiej stał się oficjalnie kolonią brytyjską. Anglikom zaś nie zależało na zachowaniu władzy królewskiej na tej wyspie. Seria konfliktów i otwartych wojen zakończyła się porażką Królestwa Kandy w 1815 roku, abdykacją króla Sri Vikrama Rajasinha i uznania króla Grzegorza III jako głowę Cejlonu. Zakończyła się trwająca 2500 lat rodzima monarchia. Królewski pałac można oglądać przy Świątyni Zęba.
Oświetlenie świątyni w Kandy
Tak upadło ostatnie królestwo Lankijczyków. Warto wspomnieć, że w Królestwie Kandy obowiązywały dwa
języki urzędowe: syngaleski i tamilski, co obowiązuje na Sri Lance do dziś. W
latach 1817 – 1948 państwo istniało jako kolonia: Cejlon Brytyjski. W roku 1972 oficjalnie została proklamowana
Demokratyczno-Socjalistyczna Republika Sri Lanki z prezydentem na czele; do tej
pory państwo pozostawało dominium brytyjskim. Dziś jest członkiem brytyjskiej
Wspólnoty Narodów. Jednak to już jest ten okres, w którym Kandy traciło na
znaczeniu politycznym i gospodarczym na korzyść Kolombo, które stawało się
bramą Sri Lanki na świat.
Świątynia Zęba w Kandy
Kandy obecnie
Kandy nas urzekło kolonialną architekturą oraz pięknym położeniem pośród wzgórz i nad Jeziorem Kandy. Właściwie jest to sztuczny zbiornik wodny w kształcie prostokąta o długości obecnie 3,4 kilometra, założony w 1807 roku przed Świątynią Zęba. Miał służyć jak rezerwuar wody na czas pory suchej, a także do hodowli ryb. Dziś jezioro jest domem nie tylko dla karpi, ale także bardzo licznych białych czapli, czarnych kormoranów i kruków oraz gadów: waranów paskowanych i żółwi błotnych. Niezwykłe wrażenia robią całe stada ogromnych nietoperzy: rudawek wielkich. I choć widzieliśmy je już w Anuradhapurze, dopiero w Kandy widzieliśmy ich wieczorne przepiękne stadne przeloty.
Rudawka wielka (Pteropus giganteus) jest czasem nazywana latającym psem. Można je oglądać na przykład we wrocławskim ogrodzie zoologicznym. Zostały uwiecznione tak w „Moście na rzece Kwai” Davida Leana, jak i „Indiana Jonesie”. Tam Jones nazywa je gigantycznymi nietoperzami wampirami (giant vampire bat). Nietoperze wampiry występują w Amerykach, od Meksyku po Chile i Argentynę. Zaś wracając do świątyni, warto dodać, że pierwotnie znajdowało się przed nią pole ryżowe z niewielkim stawem pośrodku, zwanym Kiri-muhuda, czyli Morzem Mleka.
Rudawka wielka to dość częsty widok w Kandy
Kandy i Ząb Buddy
Przy okazji zwiedzania Anuradhapury i Polonnaruwy napomknęliśmy o buddyjskiej relikwii, jaką jest ząb
Buddy. Lankijczycy uważają, że relikwia jest zębem Gautamy Buddy i traktują ją jako jeden ze skarbów narodowych. Wraz
z przenoszeniem stolicy, przenoszono także relikwię, gdyż król był osobiście
odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo odkąd w IV wieku n.e. trafiła do króla
Anuradhapury. Do Kandy ząb trafił w XVI wieku i zdecydowano się wybudować
kompleks świątynny, który swą wielkością i wspaniałością miał być adekwatny do
rangi skarbu. Obok świątyni wzniesiono Pałac
Królewski, który można zwiedzać do dziś. Pierwsza świątynia została
ukończona w 1595 roku, ale na skutek portugalskiej inwazji, nie przetrwała
długo. Na szczęście na czas wojen Ząb był ukrywany w bezpiecznym miejscu poza
stolicą. Kompleks pałacowo-świątynny to najważniejsza i właściwie jedyna
zabytkowa, rdzennie lankijska część Kandy. Reszta to już pozostałości
postkolonialne.
Świątynia Zęba Buddy w Kandy
Do świątyni poszliśmy przed świtem.
Wejście na teren Sri Dalada Maligawa, czyli Świątyni Zęba, oddzielone jest od
przylegających terenów wąską fosą i murem. Zaraz za bramą wejściową widzimy
pawilon na planie ośmiokąta, pochodzący z początku XIX wieku. Pattirippuwa, bo
tak się nazywa, miał służyć do eksponowania przez władcę relikwiarza z zębem w
czasie publicznych uroczystości. W okresie kolonialnym w pawilonie umieszczono
bibliotekę, która znajduje się tam do dziś.
Świątynia Zęba w Kandy
Świątynia Zęba
Pawilon został zniszczony w latach 90. XX wieku podczas wojny domowej, ale szybko go zrekonstruowano. W sumie świątynia była dwukrotnie atakowana przez Tamilskie Tygrysy (w większości byli to hinduiści, więc poza podziałem narodowościowym dochodził tu konflikt religijny). Główna świątynia jest piętrowa i okala ją również piętrowy budynek przeznaczony dla wiernych. Szczególnym wydarzeniem jest otwarcie relikwii o świcie. Przed drzwiami świątyni stoją bębniarze i wybijają rytm aż do czasu, gdy o wschodzie słońce drzwi się otwierają i mnisi wchodzą do środka, by odprawić odpowiednie rytuały. Na górnym piętrze wierni gromadzą się przed główną świątynią i czekają na otwarcie jej drzwi. W całym budynku jest mnóstwo osób z darami, głównie kwiatami, owocami i miseczkami ryżu.
Relikwia zęba Buddy przyciąga do Kandy wielu pielgrzymów
Święta relikwia
Relikwia Zęba Buddy ukryta jest w siedmiu szkatułach ozdobionych
klejnotami, zamkniętych wewnątrz dekoracyjnego złotego relikwiarza w formie
stupy. W głównej świątyni wystawiony jest także przenośny relikwiarz, używany
podczas Kandy Esala Perahera, czyli Festiwalu Zęba. Jest to święto, podczas
którego słoń z pokaźnymi ciosami obwozi relikwiarz z zębem ulicami miasta. Z
całą pompą: historycznymi strojami, tradycyjnymi tańcami i procesjami, odbywa
się ono rokrocznie w lipcu i sierpniu.
Świątynia Zęba
Do kompleksu świątynnego można
podejść przez cały dzień, nawet jeśli nie zamierza się go zwiedzać. Bilety
kupuje się w automatach nieopodal świątyni. Natomiast jeśli się ich nie kupi,
można budowlę oglądać z zewnątrz. Ma to bardzo praktyczne znaczenie, bo tam też
czasem odbywa się część kolorowych ceremonii. Natomiast jak już decydujemy się
na zwiedzanie, to należy pamiętać jeszcze o konieczności oddania butów
(dodatkowa opłata) i ewentualnym skorzystaniu z przewodnika (także dodatkowo
płatne). Nasz kierowca radził nam sobie pominąć ten wydatek, jedyna rada to
zaglądać w różne zakamarki, bo oznaczenia wewnątrz świątyni są dość słabe. Nam
udało się zobaczyć ceremonię wewnątrz świątyni, gdzie rano witano relikwię.
Świątynia Zęba
Pałac Królewski w Kandy
Przy Świątyni Zęba znajduje się
wspomniany już Pałac Królewski. Ten pochodzący z XVI wieku budynek nie jest
zbyt imponujący, ale ma wielkie historyczne znaczenie. tutaj urzędował ostatni
król syngaleskiej dynastii, Sri Vikrama Rajasinha. Obecnie w pałacu znajduje
się muzeum. Można tam również zobaczyć wypchanego słonia Radża (zapis: Raja) (żył
w latach 1913 – 1988), który przez 50 lat uczestniczył w festiwalu Zęba, z
czego przez prawie 40 lat nosił szkatułę z zębem. W 1986 roku prezydent Sri
Lanki ogłosił Radżę skarbem narodowym. Gdy dwa lata później zwierzę padło,
ogłoszono żałobę narodową. Warto odnotować, że nie wolno fotografować się ze
słoniem Radżą w tle, podobnie jak z podobiznami królów i posągami Buddy.
Pałac Królewski w Kandy
Kandy: Hotel Suisse
Kontynuując tematykę filmu
„Indiana Jones i Świątynia Zagłady”. Ekipa filmowa była zameldowana w Suisse Hotel. Jest to nie tylko najświetniejszy
hotel w mieście, ale także część dziedzictwa kulturalnego. Budynek powstał w
XVII wieku i należał do królewskiego ministra. Po antybrytyjskiej rebelii w
latach 1817 – 1818 przeszedł w ręce brytyjskiego oficera. Później wielokrotnie
zmieniał właścicieli, by w 1924 roku zostać zakupionym przez Szwajcarkę, która
urządziła w nim hotel.
Hotel Suisse w Kandy
Dziś Suisse Hotel jest zarządzany przez lankijską firmę hotelarską. W hotelowym lobby wiszą zdjęcia nawiązujące do bogatej historii obiektu i jego znamienitych gości. Nie ma wzmianki o pobycie Stevena Spielberga, Kate Capshaw czy Harrisona Forda, ani nawet gościach Mr i Mrs. Longfellow (pod takimi imionami zameldowano w hotelu pytony). Hotel Suisse, tak się zdarzyło, był tuż przy naszym skromnym hotelu, więc wycieczka była dla nas obowiązkowa. Suisse znajduje się bardzo blisko jeziora, a jednocześnie wyróżnia się w okolicy, stąd trudno go przeoczyć.
Peradeniya, Królewski Ogród Botaniczny w Kandy
Peradeniya, czyli królewski Ogród Botaniczny w Kandy
Królewski ogród botaniczny w Peradeniya to nasz kolejny punkt
zwiedzania w okolicach dawnej stolicy. Ogród znajduje się na przedmieściach
Kandy. Pierwotny Królewski ogród botaniczny został założony aż w 1371 roku
przez króla Vikramabachu III na brzegiem rzeki Mahaweli. Kolejni królowie
kontynuowali dzieło botaniczne założyciela, ale wojna z Wielką Brytanią na
początku XIX wieku doprowadziła ogród do ruiny.
Wiszący most w Peradeniya
Brytyjczycy nie chcieli zarzucać
idei ogrodu botanicznego, wręcz przeciwnie: już w 1821 roku opracowywano nowe
założenia ogrodowe i rozpoczęto nasadzenia. Pierwotnie była to co prawdy
plantacja kawy i cynamonu, ale już dwadzieścia lat później oficjalnie założono
nowy Królewski ogród botaniczny. Dziś jest to jeden z największych ogrodów
botanicznych w całej Azji.
Królewski Ogród Botaniczny w Kandy
Jednym z ciekawych miejsc w ogrodzie jest wielka polana, wokół której znane osoby nasadzały drzewa. Są więc drzewa zasadzone przez kolejnych brytyjskich monarchów, światowych polityków, ludzi kultury, sztuki i nauki, jak choćby drzewo Jurija Gagarina. Z Polaków roślinę zasadził tu Józef Cyrankiewicz (pierwszy sekretarz KC PZPR).
„Most na rzece Kwai” kręcony w ogrodzie Peradeniya w Kandy. Tu znajdowała się kwatera sił Brytyjskich.
Ogród botaniczny i David Lean
W czasie II wojny światowej na
terenie ogrodu naczelny dowódca sił sprzymierzonych, lord Louis Mountbatten, założył główną kwaterę Dowództwa na Azję
Południowo-wschodnią. W tej roli Królewski ogród botaniczny wystąpił w filmie
„Most na rzece Kwai” (premiera 1957 rok) w reżyserii Davida Leana. W filmie widzimy też kilka scen, których akcja działa
się na Birmie przy budowanym moście, ale najprawdopodobniej także powstały pod
Kandy, na przykład gąszcz bambusów nad brzegiem rzeki. Inna scena to wspomniane
już rudawki. Tu właśnie najłatwiej zobaczyć ich latające chmary (choć trzeba
mieć szczęście). Zaś poza nietoperzami możemy tu wypatrzeć motyle, małpy,
żółwie (są nawet w małych sadzawkach) i przede wszystkim ptactwo. Spielberg i
Lucas byli wielkimi fanami Leana, potrafili jeździć na lokacje jego filmów i
nagrywać tam swoje własne (o tym wspominaliśmy przy okazji Sewilli czy Guadix).
Scenę z rudawkami w „Moście” i w „Jonesie” są bardzo podobne, obie nagrano
gdzieś w tej okolicy.
Żółw w Ogrodzie Peradeniya
Jest jeszcze most wiszący nad
rzeką Mahaweli. Można przez chwilę poczuć się jak Indiana Jones. Taka dodatkowa
atrakcja. Centrum Kandy jest usłane postkolonialnymi budynkami, ale też bardzo
turystyczne. Obok Kolombo czy turystycznego wybrzeża, to właśnie tutaj
koncentruje się nocne życie. Jest mnóstwo knajpek, sklepów, ale też
organizatorów wycieczek. Jednak jeśli zapytamy kogoś o kręcone tu filmy, raczej
niewiele powiedzą. Za to można zastanowić się nad jeszcze jedną atrakcją,
kulturalną rewią rdzennych tańców. Z powodu pijawek i przemoczenia, nie
dotarliśmy na pokaz.
Peradeniya
Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.
Oaza u styku Wielkiej Pustyni Słonej i Pustyni Lota, czyli miasto Jazd (pers. یزد, ang. Yazd) to jedno z ciekawszych i najpiękniejszych miejsc w całym Iranie. Zabudowa starego centrum trochę przypomina Kaszan. To pustynne miasto to także miejsce, do którego przybywa się, by lepiej poznać pierwotną religię Iranu, czyli zaratusztrianizm.
Mozaika na ścianie meczetu Hazireh
Położenie i unikalność Jazdu
Sam Jazd to jedno z najgorętszych miejsc na
świecie – w lipcu temperatura powietrza może sięgać powyżej 40 – 50 stopni Celsjusza,
zaś rozgrzane w pełnym słońcu place, kamienie i budynki sprawiają, że odczuwa
się prawdziwy żar. Wilgotność powietrza jest przy tym znikoma. To także
najsuchsze miasto w Iranie, gdzie roczna suma opadów wynosi zaledwie 60 milimetrów. Za to
zimą temperatury mogą spaść nieco poniżej zera. Takie warunki klimatyczne
wymusiły na mieszkańcach konkretne rozwiązania architektoniczne i inżynieryjne.
Najcenniejszy z zasobów – woda – był rozprowadzany siecią kanatów, czyli
podziemnych kanałów. Liczne cysterny, czyli ab abnars, to obiekty o znaczeniu wręcz strategicznym. Do tego
potrzebne jest też chłodzenie, więc musiano nauczyć się korzystać z wiatru.
Kopuła mauzoleum Seyed Rokn Addi
Stąd właśnie inna nazwa Jazdu to Shahr-e Badgirha, czyli Miasto Wiatrołapów. Znajduje się ich
tutaj szczególnie dużo, tworząc charakterystyczną panoramę miasta. Ich funkcją
było chłodzenie wnętrz (więcej szczegółów w relacji z Kaszanu). W wieży
znajdują się szczeliny, przez które do wnętrza wpada nocą chłodny wiatr, a za
dnia wydostaje się gorące powietrze. Jeszcze bardziej wydajne chłodzenie dają
badgiry połączone z kanatami, gdzie powietrze przechodzi przez podziemny kanał,
przy okazji schładzając się i zanosząc do wnętrz mieszkalnych przyjemną wilgoć.
Jazd z perspektywy dachów, w oddali Meczet Piątkowy i mauzoleum
Historia Jazdu
Jazd to jedno z najstarszych wciąż istniejących miast świata. Jego historia sięga państwa Medów jakieś 3 tysiące lat wstecz. Nazywało się wówczas Issatis. Obecna nazwa wywodzi się najpewniej od Jezdegerda I, żyjącego na przełomie IV i V wieku władcy sasanidzkiego. Dzięki specyficznej lokacji – na pustyni i w otoczeniu gór – Jazd stanowił trudne miejsce do zdobycia. Oparł się arabskim najeźdźcom (dlatego właśnie tak silny jest tu zaratusztrianizm, w tych okolicach ocalał), ale również mongolskim w późniejszej historii.
Schody do kanatów w naszym hotelu
Zaratusztrianizm
Dzięki historii i unikalnej kulturze, miasto Jazd
zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Dziwi tylko, że stało się to dopiero w 2017 roku. Jednak
zamiast od samego centrum, zaczniemy od tego z czym najbardziej kojarzy się
Jazd, określane także jako miasto
Wiecznego Ognia. Najpierw przyjrzyjmy się samej religii. Zaratusztrianizm to jedna z
najstarszych wciąż praktykowanych religii, wywodząca się z Azji Centralnej, a do
podboju arabskiego religia państwowa Persji. Zaratusztra Spitama (farsi: Zartošt, zaś jeszcze kilkanaście lat
temu po polsku określano go jako Zoroaster,
czasem też jest Zaratustra) działał
między XIII a VI wiekiem przed naszą erą, przy czym obecnie większość
historyków obstaje przy okolicach pierwszego tysiąclecia przed naszą erą.
Najwcześniejsze datowania przenoszą Zaratusztrę do nawet 6500 lat przed naszą
erą, acz najprawdopodobniej są mocno przesadzone.
Jazd z dachu naszego hotelu
Jako miejsce urodzenia źródła podają mityczną
krainę Arianem Waedż, pierwotną siedzibę Arian.
Lokalizuje się ją gdzieś w środkowej Azji, może na terenie Turkemnistanu lub w
samym Iranie. Arianie wyznawali wiele bóstw, była to pierwotna, politeistyczna
religia typowa dla ludów indo-europejskich. W wieku 30 lat Zaratustra doznał
objawienia. Sam Mądry Pan – Ahura Mazda –
wyjaśnił mu pochodzenie zła i jego skutki. Przedstawił sposób na walkę ze złym
duchem, którym jest Angra Mainju, swoiste przeciwieństwo Ahura Mazdy. Zaratusztra
zaczął głosić wiarę w jednego boga i nawoływać do zmiany sposobu życia. Jak to
z prorokami bywa, nie znalazł uznania w ojczyźnie i wybył w inną znaną tylko z Awesty krainę, być może na wschodzie
obecnego Iranu. Króla tamtego państwa urzekło nauczanie Zaratusztry, więc
przyjął go do siebie. Głoszoną religię ustanowił religią państwową, a związany
z nią kodeks postępowania stał się obowiązującym prawem. Wkrótce podbił
okoliczne ziemie i religia rozlewała się po terenie Persji.
Badgir, czyli wiatrołap
Rozwój religii w Persji
W rządzonym przez Achemenidów Imperium Perskim (550 – 330 r. p.n.e.), mazdaizm był religią panującą, zaś w okresie Sasanidów (224 – 651 r. n.e.) otrzymał status religii państwowej i funkcjonowało to do chwili podbojów arabskich i narzucenia islamu. Tu właśnie o dzisiejszej roli miasta zadecydował przypadek, bowiem położenie Jazdu na styku dwóch wielkich pustyń sprawiało, że było swego rodzaju naturalną twierdzą. Zdobycie go wymagało czasu, środków i poświęcenia, które się nie kalkulowało. Gdy w VII wieku Arabowie najechali Persję i nieśli ze sobą słowa Proroka, wielu zaratusztrian zdecydowało się uciec właśnie do Jazdu. Dołączyli do wiernych, którzy w tym mieście żyli wówczas już od niemal tysiąca lat. Dotąd państwowa i dominująca, a przy tym tolerancyjna religia, stała się obiektem prześladowań i liczba wiernych topniała. Zgodnie z przewidywaniami, zaratusztrianie byli tu całkiem bezpieczni.
Typowe uliczki w Starym Mieście
Tym samym Jazd stał się głównym ośrodkiem
zaratusztrianizmu w Iranie i jednym z ważniejszych na całym świecie. W Iranie
pozostało około 40 tysięcy czcicieli ognia, jak nazywają ich muzułmanie. Ogółem
na świcie jest nie więcej niż 250 tysięcy zaratusztrian, z czego 150 tysięcy to
indyjscy Parsowie – potomkowie irańskich uciekinierów.
Meczet Piątkowy z charakterystycznymi minaretami (ich kształt został skopiowany w kilku innych meczetach)
Jazd: Świątynia Ognia
Świątynię zaratusztriańską można zwiedzać, znajduje się ona w pewnej odległości od centrum. Atash Bekhram znaczy „Ogień Zwycięstwa”, który jest najwyższym stopniem uświęcenia ognia. Ogień Zwycięstwa to wieczny ogień, podtrzymywany od wieków. Obecnie istnieje na świecie tylko dziewięć świątyń, które podtrzymują Atash Bekhram. Tylko jedno w Iranie, pozostałe są w Indiach, stąd wielkie znaczenie tutejszej świątyni dla irańskich zaratusztrian. Świątynia w Jazd podtrzymuje ogień, który płonie aż od 420 roku, ma więc ponad półtorej tysiąca lat! Na jego powstanie złożyły się płomienie z szesnastu niższych stopni, w tym ogień zapoczątkowany przez uderzenie pioruna. Aby wyświęcić ogień do najwyższego stopnia, trzydziestu dwóch kapłanów przez rok odprawia odpowiednią ceremonię. Wieczny ogień w ciągu swojej historii kilkukrotnie zmieniał świątynie, aż w XX wieku powstało dla niego dzisiejsze miejsce. Obecna świątynia została zbudowana w 1934 roku z pomocą środków indyjskich Parsów.
Atash Bekhram, Świątynia Ognia w Jazd
W roku 1960 świątynię Atash Bekhram otwarto dla zwiedzających,
nie tylko dla wyznawców mazdaizmu. Każdy może zobaczyć najświętszy ogień, który
odgrodzony jest szybą. Jedynie wierni mają wstęp w pobliże płomieni, a i tak
muszą przejść oczyszczenie, a na usta i nos założyć zasłonkę, by nie skalać
ognia oddechem. Wstęp oczywiście jest płatny, a jedyne ograniczenie dotyczy
kobiet w trakcie okresu. Wokół świątyni jest mały ogród, a w nim rosną choćby
cyprysy. Cyprys to drzewo, którego
wizerunek lub drzewo „we własnej osobie” często widujemy w związanych z zaratusztrianizmem
miejscach. Jest to niejako symbol powiązany z tą religią i symbolizuje wieczne
życie. Takie znaczenie tego wiecznie zielonego drzewa przeniknęło także do
wierzeń Rzymian, a potem i chrześcijańskich. Cyprys ma łączyć świat zmarłych ze
światem żywych. Symbolizuje śmierć i odrodzenie, stąd często obsadzano nim
nekropolie. Chociażby w Rzymie możemy zobaczyć cyprysy nasadzone na terenie
kompleksu chrześcijańskich katakumb wzdłuż Apia Antica. Tu warto dodać, że z
kolei Grecy wierzyli, że to drzewo jest poświęcone Artemidzie.
Świątynia Ognia Zwycięstwa
Świątynia-muzeum
W muzeum przy Świątyni Ognia w Jazd znajdowały się informacje na temat wierzeń i rytuałów zaratusztriańskich. Wiele wątków jest bardzo, ale to bardzo zbliżonych do znanych z religii Judeo-chrześcijańskiej i islamu. Sami muzułmanie, a przynajmniej szyici, przyznają, że zaratusztrianie są jednym z Ludów Księgi, a Zaratusztrę uznają za proroka. Zresztą wiele rzeczy przejęli od nich, choćby budowę kopuł na meczetach.
Święty Ogień
W wierzeniach czcicieli ognia znajdujemy
najwyższe bóstwo – Ahura Mazdę (pahlawi: Ormuzd) – który stworzył świat
materialny i duchowy. Jest on dobry, troszczy się o swoje stworzenie i chce, by
także człowiek był dobry. Niemal równym mu bóstwem jest Zły Duch Angra Maijnu (pahlawi: Aryman).
Kłamliwy i przewrotny, odpowiada za istniejące w świecie zło. Czyni to z
zoroastryzmu nawet bardziej religię dualistyczną, aniżeli monoteistyczną.
Ahurze Maździe pomagają zastępy świętych. Spenta Jaza to dobre duchy, bliższe
jednak człowiekowi, aniżeli bóstwu. Ich przeciwnikami są pomocnicy Angra
Maijnu, nazywane Dewawi, w późniejszym języku pahlawi demonami.
Zaratusztra (dawniej Zoroaster)
Ahura Mazda stworzył świat na trzy tury. Są to
trzy epoki stworzenia. Podczas pierwszej w siedem dni stworzył wszystko, z
wyjątkiem ognia. W tym świecie nie było jednak ruchu i życia, był to świat
statyczny. Wówczas tchnął na świat ogień, uruchamiając dynamikę świata i upływ
czasu, a także nadając stworzeniu cielesność. I wtedy do akcji wkroczył Zły
Duch. Skaził wszystkie 7 pierwiastków stworzenia: atak na ziemię utworzył
pustynię, zasolił wodę w morzu czyniąc ją niezdatną do picia, przebił
południowe niebo, które tchnęło morderczym żarem, sprowadził więdnięcie na
rośliny, zabił pierwszego byka i pierwszego człowieka. Na koniec skaził ogień:
dodał do niego dym. Jednakże nie udało mu się to do końca.
Awesta, święta księga zaratusztrian
Żywioły w zaratusztrianizmie
Ogień jest nadal najczystszym tworem, gdyż dym
nie miesza się z płomieniami, ucieka do góry. To zniszczenie stworzenia Ahury
Mazdy otworzyło drugą epokę, epokę zmieszania. Żyjemy w niej i jest to pole
walki dobra ze złem. Koniec tej epoki nastąpi w dniu zstąpienia Ahury Mazdy na
ziemię i dokonania ostatecznego osądu. Zapoczątkowana zostanie trzecia epoka:
królestwa Ahury Mazdy na Ziemi. Nastanie czas podobny do pierwszych siedmiu dni
stworzenia, ale z obecnością ognia, cielesności i czasu.
Po śmierci człowieka, dusza trafia przed osąd
Mitry (jeden ze świętych, zdegradowany babiloński bóg). Ten ma szalę i waży
uczynki człowieka. Gdy dobre czyny przeważają złe, człowiek trafia do Nieba,
gdzie w spokoju oczekuje na Sąd Ostateczny i przywrócenie cielesności w nowej,
uświęconej formie. Gdy uczynki złe przeważają nad dobrymi, niestety – Piekło.
Tam czeka duszę nieskończona męka u samego Angra Maijnu. Jeżeli szale się
wyrównają, dusza trafia do krainy umarłych i nic nie odczuwa: ani smutku, ani
radości. Szary cień. Chrześcijański Czyściec lepszy, daje szansę na poprawę. Według
niektórych z awestyjskich tekstów, Zaratusztra nie umarł, lecz zanurzył się w
wodach jeziora. Gdy zbliży się czas Sądu Ostatecznego, dziewica wejdzie do wody
i zostanie zapłodniona nasieniem z jeziora. Urodzi Mesjasza – Saoszjata.
Poprowadzi on ludzkość do ostatecznej bitwie dobra ze złem, oczywiście stojąc
po stronie Ahura Mazdy.
Świątynia Ognia
Wierzenia zaratusztriańskie
W trakcie Sądu zmartwychwstaną wszyscy zmarli,
zachowując swoją świadomość. Osądzone zostaną ostatecznie ich uczynki i albo
powiększą grono świętych sprawiedliwych albo trafią do Piekła bądź staną się
nieczującymi szarymi duchami, jakby nigdy nie istnieli. Kompilacją świętych
tekstów, taką zaratusztriańską Biblią jest Awesta (staroperskie upa-stāvaka,
średnioperskie abestāg), której tytuł tłumaczy się jako „Pochwały”. Ciekawostką
niech będzie fakt, że tylko w tej księdze został spisany jeden ze
staroirańskich języków, znany jako awestyjski. W języku staroawestyjskim
spisano część księgi zwaną Gathy i przypisywaną samemu Zaratustrze.
Wieża milczenia w Jazd
Według perskich historyków z czasów Sasanidów,
przekazywana ustnie Awesta została po raz pierwszy
spisana w okresie rządów Achemenidów, gdzieś pomiędzy VII a VI wiekiem przed
naszą erą. Niestety, podczas podbojów Aleksandra
Macedońskiego w IV w. p.n.e. te święte księgi zostały zniszczone. Według
przekazów to sam Aleksander spalił Awestę. W Iranie jest on naprawdę bardzo,
bardzo nielubiany i pomimo tysięcy lat wciąż źle wspominany. Dzięki temu, że
kapłani nadal znali Awestę na pamięć, odtworzono te pisma wraz z komentarzami
za czasów Imperium Partów i Sasanidów. Ostateczną formę księga otrzymała w IV
wieku naszej ery. Pisma, które do dziś przetrwały, to tylko część
dawnego kanonu Awesty. Składają się na nią księgi liturgiczne, modlitwy,
wytyczne co do sposobu życia, hymny pochwalne i rozproszone fragmenty
zaginionych ksiąg.
Farawhar
Symbole zaratusztrianizmu
Symbolem zaratusztrianizmu jest Farawhar. Przedstawia uskrzydlonego
człowieka zwracającego twarz w wybraną stronę, który dzierży w ręku wieniec,
wieniec znajduje się także przy pasie. Skrzydła mają zawsze po trzy rzędy piór,
a skierowany w dół ogon (lub szata) także ma trzy rzędy piór. Są tutaj także
dwa odchodzące na boki „nóżki” lub „wąsy”. Znaczenie tego symbolu określa
główną myśl religii. Ludzka postać jest wyobrażeniem ludzkości. Wszystkich
ludzi razem i każdego z osobna. Przedstawiony człowiek jest starcem, a więc
symbolizuje mądrość, do której powinien każdy dążyć. Uniesiona otwarta dłoń do
znak szacunku wobec Ahura Mazdy. Zwycięski wieniec wyraża wiarę w
zmartwychwstanie.
Skrzydła oznaczają Dobro. Trzy rzędy piór to trzy
fundamenty zaratusztrianizmu: Dobre Słowa, Dobre Czyny, Dobre Myśli (Intencje).
Większy pierścień na pasie człowieka oznacza czas i wędrówkę od narodzin do
śmierci. Ogon lub szata także ma trzy rzędy piór (lub „piór”). Wyrażają one
Zło: Złe Słowa, Złe Czyny, Złe Myśli. Ciągną one człowieka w dół, w królestwo
Angra Maijnu. Należy się od nich wyzwolić, wzlecieć na skrzydłach ku Ahurze
Maździe. Dwie nóżki, a raczej sznury większego pierścienia, to symbol Dobrego
Ducha (od strony twarzy) i Złego Ducha (od strony pleców), od którego człowiek
musi przez całe życie się wyzwolić. Farawhar jest symbolem religijnym, ale w
Iranie stanowi także o tożsamości religijnej i narodowej. Jest popularny jako
zawieszka na łańcuszku, nadruk na koszulce, graffiti, i tym podobne.
Wieże Milczenia w Jazd
Wieże milczenia i pochówki
Wybierając się do Iranu mieliśmy
swoją listę tego, na czym nam najbardziej zależy. Jedną ze zdecydowanie
najważniejszych rzeczy były wieże
milczenia. Powiedzmy sobie wprost: jeśli chodzi o architekturę to wieża
milczenia (lub dakhma) to nic
szczególnie wykwintnego. Ot, okrągła wieża, często jeszcze na szczycie góry. To
co w takim razie sprawia, że są one tak odmienne dla nas kulturowo i
egzotyczne? Otóż to, że dakhma służy zoroastriańskiej formie pochówku.
Dakhma, czyli wieża milczenia
Zaratusztrianizm przedstawia
świat jako pełen ważnych sił . Poza bogiem, walką i równowagą dobra ze złem,
istotne są także żywioły. Zaratusztrian przyjęło się uznawać za czcicieli
ognia, ale to jest krzywdzące. Czczą też wodę (o tym też wspomnimy), a żywioł
ziemi nie jest żadnym wyjątkiem. Stąd właśnie wierzą, że pochówki w ziemi ją
zanieczyszczają. Praktycznie miało to dużo większe znaczenie. U nas także w
dawnych czasach lokowanie cmentarzy też nie było przypadkowe. Ważne, by
rozkładające się ciała zmarłych nie zatruły ujęć wody i tak dalej. W takim suchym
kraju jak Iran było to jeszcze bardziej istotne.
Wieża Milczenia, cmentarz zaratusztriański
Muzułmanie nazywali zaratusztrian czcicielami ognia, a chrześcijanie nazywali ich czcicielami żywiołów. Oba te określenia były powierzchowne i obraźliwe, bo zrównywały wierzenia zaratusztrian z prymitywnymi religiami naturalnymi. Oni nie oddają boskiej czci siłom natury, ale składają im cześć jako pierwiastkom stworzonym przez ich Mądrego Pana, czyli Boga. Z tych pierwiastków najważniejszy jest ogień, gdyż nie uległ skalaniu przez zło. Można to porównać do tego, że niektórzy chrześcijanie modlą się do obrazków i uważają je przez to za jakieś sprawcze siły. Jest to powierzchowny i nieprawdziwy obraz, ale chętnie wypominany przez przeciwników (ikonoklaści chociażby). Zaratusztrianizm to religia monoteistyczna lub dualistyczna (niuanse), a nie politeistyczna, czy naturalna. Podobnie chrześcijaństwo nie jest politeistyczne przez wiarę w istnienie aniołów i patronat świętych.
Wieża Milczenia (ta niedostępna do oglądania)
Kwestia skalania gleby nie
tłumaczy, dlaczego do celów grzebalnych budowano wieże milczenia. Wydawać by
się mogło, że idealnym sposobem pochówku zaratusztrian byłoby spalenie ciała w
ogniu. Nic bardziej mylnego. Z punktu widzenia byłby to taki sam występek jak
zanieczyszczenie ziemi, tyle że tu skazilibyśmy żywioł ognia. Do wody też ciała
nie można wrzucić, nie tylko dlatego, że nie ma za bardzo morza czy Gangesu w
okolicy. Stąd wystawiano ciała w wieżach. W teorii na działanie żywiołu
powietrza, w praktyce dla natury.
Schody na wieżę milczenia
Wieża milczenia (swoją drogą ten termin ustanowił Robert Murphy w 1832) to miejsce, gdzie wystawia się ciało zmarłego, po to by zjadły je sępy. Jest wiele padlinożernych zwierząt, które nie pogardziłby człowiekiem, ale tylko ptaki jedzą ciało na miejscu, nie rozrzucają kawałków mięsa czy kości. Czyszczą ciało. Dodatkowo ich układ odpornościowy jest na tyle silny, że jeśli ktoś zmarł w skutek zarazy, sępy jej nie rozniosą. Wiedza miesza się z religią. Według wiary należy zapewnić, by zmarłych nie zjadły jakieś szakale czy podobne ścierwojady. Zaratusztrianie wierzą, że powietrzny pochówek to najczystsza forma grzebania umarłych.
Wieża Milczenia w Jazd z góry
Tablice
edukacyjne na obszarze wież milczenia ciekawie przedstawiały kwestię pochówków
z punktu widzenia samych zaratusztrian. Potwierdzały, że z dzisiejszego punktu
widzenia pochówek powietrzny może się wydawać szokujący, ale „co za różnica,
czy ciało zjada sęp czy robak?” Wieże są oddalone od ludzkich siedzib, a
wystawienie ciała wysoko, za murem i bez dostępu dla „cywili” sprawia, że cały
proces nie jest widoczny. Jednocześnie nie ma zagrożenia epidemiologicznego –
brak zanieczyszczenia wody i skażenia zarazą w razie epidemii. W przypadku wojny
lub wspomnianej epidemii, gdy na raz trzeba pochować wielką liczbę ciał, taka
forma pochówku też jest lepsza, niż pochówek ziemny. Jeszcze
ciekawa rzecz: padłe krowy w Indiach też stanowiły ucztę dla sępów. Nie można
było przecież krowy zjeść. Odkąd ograniczono liczebność sępów, pojawił się
problem z utylizacją padliny, ze szczurami, zanieczyszczeniem rzek i
roznoszeniem zarazków.
Górny poziom wieży milczenia
To skoro jesteśmy przy pochówku,
jak to w ogóle wygląda / wyglądało? Wieża znajdowała się w jakiejś odległości
od miasta. Rodzina przywoziła tam ciało zmarłego i zostawiała w małych domkach,
w których mieszkali opiekunowie cmentarza, zwani nasselars. To właśnie oni wnosili ciało na sam szczyt wieży, już
samodzielnie. Nikt poza nimi nie miał tam wstępu. Musieli wejść na płaski dach
wieży, w którym znajdowały się trzy kręgi, odpowiednio przeznaczone na zwłoki
mężczyzn, kobiet i dzieci. Umieszczali oni tam ciało i zostawiali je na ekspozycję.
Słońce plus padlinożerne ptaki załatwiały resztę. Zostawały same kości. Kości
trzeba było z kolei uprzątnąć, najczęściej po roku, i wrzucić do znajdującego
się w środku ossuarium. Posypywano je wapnem, by przyśpieszyć rozkład. A potem
wrzucano kolejne i kolejne.
Minarety w Meczecie Piątkowym (Jazd)
W Iranie ostatni raz używano wieży milczenia w latach 70. XX wieku. Obecnie jest to praktyka zakazana, ale zaratusztianie się nie poddają i wciąż walczą, może niezbyt intensywnie, o jej przywrócenie. Więc jak dziś grzebią swoich zmarłych? Ci mniej religijni, godzą się na kremacje. Ci bardziej restrykcyjni decydują się grzebać zwłoki w ziemi, ale w wybetonowanych dołach. Tak by nieczyste ciało nie skaziło ziemi. Pochówki w wieżach wciąż są dozwolone w Indiach. Natomiast według wiary uważa się, że to, iż zmarły daje swoje ciało ptakom do zjedzenia, jest jego ostatnim aktem miłosierdzia.
Kompleks Amir Chakhmaq i fontanna (Jazd)
Kompleks wież milczenia w Jazd
znajduje się blisko wylotu z miasta. Stamtąd widać nowsze budynki, w tym
szkołę. Między innymi dlatego je zamknięto. Dziś jedną z dwóch wież można łatwo
zwiedzić. Druga zamknięta nie jest, ale dostęp ze względu na brak dobrej drogi
jest utrudniony. Zaś Jazd uchodzi za jedno z najgorętszych miast Iranu nie bez
powodu. Tu mieliśmy wędrówkę w 53-55 stopniach Celsjusza.
Z gorącem można niby sobie poradzić, ale organizm i tak szybko się odwadnia.
Trzeba pić i to naprawdę dużo, inaczej może zrobić się słabo. Dlatego weszliśmy
tylko na tę łatwiejszą wieżę.
Ab abnars, cysterny na wodę z wiatrołapami (Yazd, Iran)
Swoją drogą, sama tradycja wież sięga V-IX wieku naszej ery, jednak ekspozycja ciał była dużo starsza, miała miejsce nawet w V wieku przed naszą erą. Na koniec jeszcze jedna rzecz. Zaratusztian można rozpoznać w Jazdzie dość łatwo, zwłaszcza po kobietach i dzieciach. Ubierają się one w sposób dla nich tradycyjny, bardzo kolorowy. Owszem mają chusty na głowie, ale ich stroje nam bardziej kojarzyły się cygańskimi.
Brama i minarety Meczetu Piątkowego
Meczet piątkowy w Jazd
Zaratusztrianizm, czyli rdzenna
religia Iranu została w dużej mierze wyparta i zastąpiona przez islam. Ale
jednocześnie wpłynęła na niego, zwłaszcza w architekturze, jak w choćby Esfahanie,
gdzie dawne świątynie ognia zostały przerobione na meczety. Dokładnie to samo
stało się w Jazdzie. W XII wieku w miejscu pochodzącej z VI wieku świątyni
ognia wzniesiono meczet, konkretnie Meczet
Piątkowy (Masjid-e Jame). Jest on czynny do dziś. Co
prawda w XIV wieku (w latach 1324 – 1365) został mocno przebudowany, niemniej jednak
jest to wciąż jeden z najbardziej charakterystycznych, pięknych i
najsłynniejszych meczetów w całym Iranie. Znajdował się nawet na banknocie 200
riali. Dziś w skutek inflacji taki banknot raczej ciężko znaleźć.
Mihrab w Meczecie Piątkowym. Mihrab wyznacza kierunek do Mekki
To co jest najbardziej
charakterystyczne, to wejście do meczetu z dwoma minaretami. Oba liczą sobie po
52 metry
(pamiętajmy, to XIV wiek) i należą do najwyższych w Iranie. Do tego dochodzi
piękna mozaika tak przy bramie, jak i mihrabie. Meczet jest nierozerwalną
częścią starego miasta, które umieszczono na liście UNESCO. Przy nim znajduje się zarówno ulica turystyczna, bazar jak
i przecudowne domki Jazdu. Zaś charakterystyczny układ dwóch minaretów był
kopiowany w Jazdzie w wielu innych miejscach i można się na niego natknąć
oglądając inne meczety. Piękne, ale już nie tak istotne historycznie. Wejście
do meczetu jest darmowe.
Ejwan w Meczecie Piątkowym. Ejwan to charakterystyczny element architektury perskiej, potem przejęły go meczety.
Wieże zegarowe
Kolejna ciekawostka to wieże
zegarowe. Gdy się ogląda dawne brytyjskie kolonie i dominia, to jest to stały
element krajobrazu. W Jazdzie jedną wieżę wzniósł Markar, zaratusztrianin z
Indii. Jednak najbardziej charakterystyczna wieża zegarowa znajduje się na placu Saat. To między nią a Meczetem
Piątkowym wiedzie najbardziej turystyczna ulica miasta.
Wieża Zegarowa przy placu Saat
Jazd: Amir Chakhmaq
Kompleks Amir
Chakhmaq znajduje się w starym mieście i to kolejna ze znanych budowli
Jazdu. Wygląda jak meczet z minaretami i wielkim placem. Ale prawda jest dużo
bardziej skomplikowana. Plac owszem jest, i to z fontannami, obok są też
łaźnie. Kiedyś jednak duża część tego budynku to był… teatr. Główna budowla
to tak zwana tekyeh, czyli specjalny
budynek do świętowania Aszury. Aszura to święto szczególne wśród szyitów (uznawane za jedno z najważniejszych), obchodzone 10 dnia miesiąca muharram.
Związane jest też z wspomnieniem męczeńskiej śmierci wnuka Mahometa, Husajna
ibn Alego w Karbali (tam też są największe obchody tego święta). I to właśnie
inscenizacja męki Husajna jest wystawiana w takieh. Co ciekawe, w krajach
bliskich Iranowi zdarza się, że święto to czczą także buddyści, chrześcijanie
czy nawet hinduiści, dołączając do szyitów. Sunnici także to święto mają, ale
bliżej mu do żydowskiego Jom Kipur.
Amir Chakhmaq
Obok
znajdują się kolejne ciekawostki Jazdu. Przede wszystkim zbiorniki na wodę,
będące częścią obiektu, oraz słynne muzeum
wody, jedno z najczęściej odwiedzanych w mieście (choć głównie jest to
muzeum kanatów). Jest też meczet. Ale zostańmy jeszcze przy wodzie. Podobnie
jak w Kaszanie, tak i tutaj można w niektórych miejscach zejść do kanatów,
czyli lokalnych kanałów na wodę. Można się na nie natknąć w centrum, jedno
takie zejście mieliśmy bezpośrednio w naszym hotelu (Traditional Kohan
Hotel). Z podobnych miejsc, acz można je oglądać
jedynie z zewnątrz, warto wspomnieć o Ab anbar Rostam Giv. Znajduje się on w pewnym oddaleniu od centrum,
ale to interesujący budynek z czterema wiatrołapami. Natomiast w dawnym
rezerwuarze wody, czyli ab anbar przy
Amir Czakhmaq znajduje się jeszcze Zurchane, czyli dom siły. Tu przychodzą
Irańczycy by pokazać swoją tężyznę fizyczną.
Tekyeh (Amir Chakhmaq)
Jazd: Bazar
Bazar w Jazdzie nas rozczarował. Zdecydowanie
„najsłabszy” bazar w Iranie. Pewnie dlatego, że jest wysprzątany, zadbany, wypiękniony
i wyjątkowo turystyczny. Można się po nim przejść, ale to nie jest to, co
widzieliśmy wcześniej. Wolimy takie bardziej chaotyczne. Za to im dalej od
bazaru i części turystycznej, tym bardziej rozlewa się część sklepowa. Ta może
nie jest aż tak ciekawa, ale ma swój urok.
Bazar w Jazd
My znaleźliśmy sklepik, w którym sprzedawano
cukier. Wydawać by się mogło, że to taka zwykła rzecz, prawda? A tu jest ciut
inaczej. Cukier jest sprzedawany w kryształkach, a właściwie całych bryłach. W
dodatku czasem jest smakowy (owocowy). Przypomina to czasem stare, jeszcze nie
tak napakowane chemią lizaki. I właściwie podobnie się to stosuje. Można cukier
wziąć do ust i wówczas popijać gorzką herbatą. Można go też po prostu trzymać w
ustach i czekać aż się sam rozpuści. Cukier w Iranie lubią, ale jeśli szukacie
innych lokalnych łakoci to możecie się trochę zawieść. Czasem na bazarze da się
coś znaleźć, ale w porównaniu z Turcją wybór jest raczej ograniczony. Irańczycy
zdecydowanie wolą po prostu cukier.
Jazd z perspektywy dachów
Kolację jemy na dachu. Część restauracji,
zwłaszcza blisko Meczetu Piątkowego, ma tu swoje stoliki na dachach. Stąd jest
świetny widok na oświetlony meczet. W menu mieli między innymi gulasz z
wielbłąda. Tu warto jeszcze raz wspomnieć o pieniądzach. Inflacja była duża,
nominały i kwoty są wysokie, a nasze karty w tym kraju nie działają, choć
płacenie kartą jest bardzo popularne. Problemem jest wydawanie pieniędzy. Więc
jest niepisana reguła, że wszystko się zaokrągla. Czasem płaci się trochę
więcej, najczęściej jednak chcą trochę mniej, niż wynika z rachunku.
Meczet Piątkowy w Jazd
Stare miasto Jazdu jest naprawdę
przepiękne i klimatyczne. Małe wąskie uliczki, pełne zaułków, istny labirynt
uroczych uliczek, trochę przypominają to, co widzieliśmy w Kaszanie. Cudowne za
dnia i fenomenalne nocą.
Więzienie Aleksandra
Więzienie Aleksandra
Jest też jedno miejsce, które
zdecydowanie warto sobie odpuścić, choć jest ono historyczne, znane jako
grobowiec 12 imamów lub więzienie Aleksandra. Aleksander Wielki przerobił ten
budynek na więzienie. Wejście do kompleksu jest płatne. Poza architekturą nie
ma tu prawie nic do oglądania, nie licząc sklepików z rękodziełami, które
zajmują większość powierzchni. Takie to mało irańskie. Spokojnie można obejrzeć
z zewnątrz, niewiele się straci.
Perski ogród Dolat Abad w Jazd
Ogród Dolat Abad w Jazd
Ze względu na bardzo suchy
klimat, utrzymanie ogrodu musi być tutaj nie lada wyzwaniem. Umożliwia to
największa na świecie sieć kanatów, a tutejsi inżynierowie podziemnych kanałów
uchodzą za jednych z najlepszych. Założony w połowie XVIII wieku, Bagh-e Dolat Abad jest pięknym
przykładem perskiego ogrodu i architektury ogrodowej i jako taki znajduje się
na liście UNESCO. Szczególnie cieszy oczy długi
basen z ocienioną przez cyprysy wodą. Można tu dostrzec cysternę z
wiatrołapami.
Badgir w ogrodzie Dolat Abad
Centralny pawilon ogrodowy został tak
zaprojektowany, by z okien uchwycić najładniejsze partie ogrodu. Jest to
przykład ścisłego powiązania architektury i krajobrazu. Tutejszy badgir, czyli
wiatrołap, mierzy 33 metry
wysokości, co czyni go największą wieżą wiatrów w całym Iranie. Ten, który obecnie
możemy podziwiać, nie jest oryginałem, ale rekonstrukcją z lat 60. XX wieku –
poprzednia wieża uległa zawaleniu.
Dolat Abad
Karawanseraj Zein-o-Din
Trasa Jazd – Keram to część dawnego Jedwabnego Szlaku. Po drodze budowano karawanseraje,
w których mogły zatrzymywać się karawany. Pod Jazdem znajduje się jeden z XVI
wieku, który został przerobiony na klimatyczny hotel. W Iranie staraliśmy się
korzystać przede wszystkim z hoteli w tradycyjnym, lokalnym stylu, ten zaś
stanowił dodatkową atrakcję. Karawanseraj
Zein-o-Din położony jest nieduży kawałek od głównej szosy. Po ciemku łatwo
przeoczyć odpowiedni wjazd. Budynek ten powstał w XVI wieku na trasie
Jedwabnego Szlaku jako jeden z 999 podobnych obiektów, które kazał wybudować
szach Abbas I Wielki. Podobnie jak inne, tak i ten karawanseraj służył
zmęczonym podróżnym jako bezpieczne miejsce odpoczynku, uzupełnienia wody i
prowiantu, a także wymiany handlowej.
Karawanseraj Zein-o-Din
Mocno zniszczony, porzucony karawanseraj
Zein-o-Din zostały wykupione przez przedsiębiorcę z Teheranu, który postanowił zwrócić
mu nieco z dawnej świetności, by mógł znów przyjmować gości. Wnętrze przypomina
oryginał: materace na podłodze odgrodzone kotarami zamiast pokoi, dziedziniec z
fontanną i opłata za wjazd oraz dodatkowe usługi. Oczywiście jest elektryczność
i wspólne łazienki – duże, czyste i dobrze wyposażone. Jest to popularne
miejsce wśród zagranicznych turystów.
Karawanseraj Zein-o-Din z drona
Jeśli chodzi o karawanseraje, to pierwsze
wzmianki o takich obiektach pochodzą sprzed dwóch i pół tysiąca lat, gdy Persją
rządziła dynastia Achemenidów. W czasach Safawidów, władców Persji do VII
wieku, budowano je w odległości dwóch dni podróży wielbłądem. Wraz z rozwojem
sieci dróg handlowych, szachowie Abbas I i Abbas II odnowili i nakazali
zbudować nowe zajazdy. Forma karawanseraju Zein-o-Din jest bardzo nietypowa, bo
na planie okręgu. Zbudowano zaledwie dwa takie zajazdy. Ruiny drugiego znajdują
się w Esfahanie. Pozostałe mają formę prostokąta z atrium z niewielką otoczoną
zielenią sadzawką.
Dachy Jazdu z góry
Jazd i prezydenci
Z ciekawostek warto wspomnieć, że
w Jaździe urodził się Mohammad Chatami, były prezydent Iranu w latach 1997 –
2005. Postać o tyle ciekawa, że obecnie jest… opozycjonistą. Chatami jest
szyickim teologiem, duchownym. Zaczął krytykować (działać mniej) swojego
następcę, cywilnego prezydenta Iranu (pierwszego i jedynego po rewolucji, który
nie był duchownym). Trzeba przyznać jednak, Mahmud Ahmadineżad, to postać
kontrowersyjna, nawet w Iranie. Chatami zaś był postrzegany jako nadzieja przez
zwolenników reform. On sam jednak pragnął zbudować porozumienie między dwiema
stronami, reformatorami i konserwatystami, znaleźć drogę środka. Niestety
zawiódł. Dziś znajduje się w niełasce. Od 2015 media mają zakaz publicznego
wspominania o nim. Z Jazdu pochodzi także Mosze Kacaw, były prezydent Izraela.
Opuścił on ten kraj w 1951.
Jazd o zachodzie słońca (widok z dachu restauracji)
Zwiedzanie Jazd i wież milczenia
Jazd nas oczarował. O ile samo centrum jest bardziej turystyczne niż to w Kaszanie, nadal jednak ma swój klimat. Natomiast wieże milczenia sprawiają, że jest to unikalne i robiące fenomenalne wrażenie miasto. Wszystko na spokojnie, bezpiecznie, właściwie na wyciągnięcie ręki. To Iran niepośpieszny, przyjazny i wciągający. A przede wszystkim unikalny i wyróżniający się. W tym kraju widzieliśmy sporo przyjaznych miejsc, ale już bez tak niesamowitych zaratusztriańskich budowli.
Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these cookies, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may have an effect on your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.