Pustynia Tatacoa: suchy las tropikalny, kaktusy i skamieniałości

Pustynia Tatacoa

Kolumbia nie kojarzy się z pustyniami, a raczej dżunglami, górami czy wybrzeżem. Jednak jedną z najbardziej niezwykłych atrakcji tego kraju jest pustynia Tatacoa (hisz. Desertio de la Tatacoa) w departamencie Huila, która tak naprawdę pustynią nie jest. Kolorowa i przepiękna, a jednocześnie jeszcze niezbyt popularna wśród turystów.

Tatacoa obecnie

Hiszpańska nazwa pochodzi od grzechotnika. Nadał ją w 1538 roku konkwistador Gonzalo Jiménez de Quesada y Rivera. Czasem bywa też nazywana Doliną Smutków. Dziś Tatacoa zajmuje powierzchnię jakiś 330 km2. Jest to teren częściowo chroniony, częściowo wykorzystywany turystycznie, ale jednocześnie zamieszkały. Ludzie wciąż wypasają tu swoje bydło. Spora cześć pustyni jest prywatna. Miejscowi raczej jej nie ogradzają i póki ruch turystyczny nie jest spory, nie próbują się od niego odcinać, czy na nim zarabiać. Raczej jak ktoś przyjdzie, to fajnie, niech sobie poogląda.

Pustynia, czy nie pustynia?

Właściwie nie jest to pustynia, a suchy las tropikalny. Tak przynajmniej oficjalnie się go określa, głównie z powodu wody. Ta jest obecna na terenie „pustyni” w wielu miejscach, tyle że zazwyczaj pod powierzchnią. Jest to o tyle ciekawe, że wędrując po kanionach w niektórych miejscach widzieliśmy fragmenty, gdzie woda wypływała na powierzchnię, a trochę dalej znów znikała i płynęła pod ziemią. To jedna rzecz. Druga opady deszczu, które są tu częste, oczywiście w zależności od pory roku. Można tu zmoknąć. Powoduje to, że faktycznie całość jest zarośnięta, niezbyt gęsto, ale jednak. Warto przypomnieć, że tereny te w trzeciorzędzie były dużo bardziej wilgotne, a co za tym idzie porośnięte bujną roślinnością, ale do czego jeszcze wrócimy. Z czasem Tatacoa zaczęła wysychać, więc w porównaniu z pobliskimi terenami w Kolumbii to faktycznie wygląda na pustynię, stąd właśnie tak powszechnie się ją nazywa.

Dwie pustynie Tatacoa

Najczęstszym powodem zwiedzania pustyni Tatacoa jest to, że jest ona bardzo atrakcyjna wizualnie. Wyróżnia się tu dwie części. Pierwsza to pustynia kolorowa, najczęściej w różnych odcieniach czerwieni czy ochry. Prócz barwnych walorów, dochodzą do tego różne, niezbyt wysokie formacje, powstałe w dużej mierze dzięki erozji. Kaniony te tworzą ciekawą strukturę, trochę przypominającą labirynt. Nie są wysokie, różnice wysokości wynoszą tu maksymalnie dwadzieścia metrów, często są mniejsze. Wyglądem przypomina to trochę Hell’s Kitchen, które opisywaliśmy przy okazji Malindi, ale Tatacoa jest zdecydowanie większa.

Inna jest też flora, dość skąpa w tym miejscu. Dominującą roślinnością są wysokie kaktusy. Niektóre z nich mają nawet po 4-5 metrów wysokości. Jest też sporo mniejszych, często nawet kwitnących i owocujących. Na terenie Tatacoa widzieliśmy również sporo ptaków. Żyją tu także gryzonie, czy gady, ale niestety tych nie udało się nam wypatrzeć. Trzeba przyznać, że przy dobrej pogodzie, Tatacoa jest naprawdę malownicza i zapadająca w pamięć, to też jeden z ciekawszych krajobrazów, które widzieliśmy w Kolumbii.

Czerwona pustynia

Kolorowa, czy czerwona pustynia (Desertio rojo) jest idealnym miejscem na spacer i obserwacje. To przede wszystkim chodzenie między skałami i kanionami. Czasem ogląda się je z dołu, czasem z góry. Jest sporo malowniczych punktów, przy których warto się zatrzymać, by podziwiać krajobraz. Niektóre fragmenty mają dodatkowe nazwy, jak na przykład Cuzco (bo przypomina peruwiańskie Góry Tęczowe), czy Colorados (kolory także przypominają Wielki Kanion). Swoją drogą wiele osób porównuje tutejsze widoki do księżycowych czy kosmicznych, to jednak trochę przesada, Tatacoa nie jest tak „obca” jak choćby park Timanfaya. Jedną z przyczyn jest roślinność. Wspominaliśmy już, że sporo tu różnych kaktusów. Przewodnik wskazał nam nawet takie, które miały małe różowe owoce zdatne do jedzenia.

Szara pustynia

Druga cześć to pustynia szara (Desertio gris). Jednym z punktów na trasie jest Los Hoyos, czy szlak Xilópalos. Wciąż Tatacoa jest pełna przepięknych widoków, zwłaszcza, że znów teren nie jest płaski, a pokrywają go różne niewielkie formacje i trochę roślin. Niemniej jednak nie robi już takiego wrażenia. Bardziej przypominało to chodzenie po grani czy nawet typowy kanioning, choć oczywiście suchy. Właśnie tutaj doskonale widzieliśmy, jak w niektórych miejscach woda wypływa spod powierzchni, by zniknąć kilka metrów dalej. Również roślinność była w tej części inna, brakowało dużych kaktusów, więcej było krzewów. Ale być może z powodu wypasu owiec, były one jakby przetrzebione. Wizualnie najbardziej kojarzyło się nam to z pustynią Tabernas.

Skamieliny w Tatacoa

Tereny Tatacoa są też wyjątkowo atrakcyjne dla paleontologów. Obok pustyni Atacama w Chile to prawdopodobnie drugie największe miejsce w Ameryce Południowej, jeśli chodzi o ilość odnalezionych skamienielin. Sporo jest pozostałości olbrzymich ssaków. Wynika to z tego, że tereny, na których obecnie znajduje się Tatacoa, były częścią olbrzymiego ekosystemu, którego pośrednią pozostałością jest Amazonia. Dzięki zasobom wodnym i roślinności, mogły tu się rozwijać olbrzymie ssaki, takie jak megaterium, czyli olbrzymi naziemny leniwiec o wielkości współczesnego słonia. Rzeźby megaterium jak i inne jego przedstawienia są bardzo często spotykane w okolicy, właśnie przypominając o tej części historii. Niektóre z nich to rekonstrukcje naturalnej wielkości.

I choć wiele skamieniałości wywieziono z pustyni Tatacoa – można je choćby oglądać w muzeum w pobliskiej Villavieja – to jednak wciąż nawet tutaj uda coś zobaczyć. Nie należy się spodziewać kompletnych szkieletów, ale w naszym przypadku przewodnik był nam w stanie wskazać fragmenty skamieniałych pni drzew, które prawdopodobnie byśmy ominęli. Odwiedziliśmy też podwórko przy domu tutejszych mieszkańców, gdzie wystawiono wiele kamieni. Cześć z nich to były fragmenty skamieniałych kości. Zniszczone, więc niewprawne oko tego nie zauważy. Wiele z takich kamieni jest tu używane w normalnym gospodarstwie, choćby do budowania płotów. Takie skamieliny widzieliśmy także na szarej pustyni, znów przewodnik był bardzo pomocny w ich wskazaniu.

Z innych ciekawostek: niedaleko Villaviejy znajduje się wioska o nazwie Polonia.

Obserwatorium astronomiczne w Tatacoa

Kolejną z atrakcji pustyni Tatacoa jest możliwość oglądania nieba i gwiazd. To obszar, gdzie nie ma sztucznego światła, ani wysokich drzew, więc przy dobrej pogodzie jest to idealne miejsce dla astronomów. Zbudowano tu obserwatorium, a możliwość obserwacji nocnego nieba jest właściwie w planie każdej wycieczki (najczęściej jako opcja dodatkowo płatna). Problemem może być jedynie pogoda: jeśli pojawią się chmury, nici z obserwacji gwiazd. I tak było w naszym przypadku. Między innymi dlatego właśnie nie wliczają tego w cenę. Pod koniec czerwca odbywa się tu Fiesta de la Estrellas. Zjeżdżają na nią ludzie zainteresowani podziwianiem nieba. Warto dodać, że miejsce to znajduje się blisko równika, można tu obserwować blisko 90 konstelacji.

Baseny i inne atrakcje

Wycieczki oferują też drugą płatną atrakcję, czyli basen. Prawdę mówiąc jest ich tu kilka, wliczając nawet SPA. Większość jednak to konstrukcje dość proste, niewiele oferujące poza możliwością ochłodzenia się w wodzie. Tu warto pamiętać, że w dzień temperatura może sięgać nawet do 45°C, by wieczorem spaść poniżej 20°C. Choć nas przestrzegano, że może być gorąco, jednak tak wysokich temperatur nie doświadczyliśmy. W każdym razie, warto wcześniej zaopatrzyć się w wystarczającą ilość wody do picia. Czytaliśmy, że w upalny dzień niektórzy turyści zakopują jajka na pustyni i czekają, aż się one zetną (trudno to nazwać gotowaniem).

Pustynia Tatacoa – zwiedzanie

Zwiedzanie pustyni może nastręczać pewnych problemów. Przede wszystkim nie ma tu oznaczonych szlaków (ale są wydeptane, choć tu można się pomylić z ścieżką używaną przez mieszkańców), niewiele też jest oznaczonych punktów, gdzie się zaczyna oglądanie, a gdzie nie. Pomijając oczywiście dodatkowe atrakcje, te zazwyczaj same dobrze się reklamują. W teorii Tatacoę można zwiedzać jedynie z przewodnikiem. W praktyce nikt tego nie pilnuje. Najczęściej wybierane opcje to znalezienie przewodnika w miejscowości Villavieja, działa ich tam kilku, albo przez hotele. Na terenie pustyni działa kilka ośrodków, każdy z nich ma jakiegoś przewodnika w ofercie, ale też często dodatkowe atrakcje jak quady, jazda konna, czy wspomniane baseny.

Przy niektórych z tych hoteli można też rozbić namiot, w teorii zabronione jest to na samej pustyni, w praktyce trudno stwierdzić, czy jest to egzekwowane. Inną opcją jest wzięcie taksówkarza w Villavieja. Oni zazwyczaj wiedzą dobrze, gdzie wysadzić i potrafią wskazać drogę. Jest jeszcze możliwość załatwienia wycieczki bezpośrednio z Neivy, czy to przez niektóre z hoteli czy agencji turystycznych, ale lepiej zatroszczyć się o to wcześniej, bo Neiva nie jest miejscowością nastawioną na turystykę.

Jak dojechać do Tatacoa?

Problemem jest jednak trafienie tutaj. Z Bogoty najwygodniej jest dotrzeć do miejscowości Neiva, która jest dobrą bazą wypadową na pustynię Tatacoa, jak również do San Agustin. Bogotę i Neivę łączą zarówno samoloty jak i autobusy (w tym nocne). Jest w czym wybierać. Do Villaviejy z Neivy także można dotrzeć autobusem, tyle że korzystając z transportu publicznego dość ciężko jest Tatacoę i San Agustin obejrzeć w dwa dni (a prawdę powiedziawszy więcej nie potrzeba). Może wynajmując samodzielnie samochód (i licząc się ze zmęczeniem). My z powodów logistycznych wybraliśmy ofertę firmy Go and Travel, gdzie dogadaliśmy się i właściwie pojechaliśmy na pustynię wprost z lotniska. W przypadku pustyni trafił nam się nawet anglojęzyczny przewodnik (liczyliśmy się z hiszpańskojęzycznym). I choć odległość między Tatacoą a Neivą to jakieś 40 kilometrów, przejazd zajął ponad godzinę. Wyprawa tutaj dała pouczającą możliwość obcowania z cudowną naturą.

Jeśli podobał Ci się wpis, śledź nas na Facebooku.

Szlak kolumbijski
Pustynia Tatacoa
Share Button

Komentarze

Rekomendowane artykuły