Wadi Rum: „Marsjanin”, „Gwiezdne Wojny” i „Diuna”, pustynia

O pustyni Wadi Rum (arab. وادي رم czasem też Wadi Ramm) po raz pierwszy przeczytaliśmy (a przynajmniej tak pamiętamy), gdy ekipa „Gwiezdne Wojny: Przebudzenia Mocy” (2015) szukała miejsc do kręcenia nowej planety pustynnej. Ostatecznie zrezygnowali z Jordanii. Wadi Rum jednak na trwale zapisało się w historii kina, co najmniej dzięki kilku obrazom. Ostatecznie kręcili tu także „Łotra 1 – Gwiezdne Wojny Historie” (2016) i „Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie” (2019). Długo brakowało oficjalnego potwierdzenia, ale to miejsce. Tu słynna pustynia, gdzie kręcono wiele filmów, a ich lista rośnie. I są wśród nich inne głośne tytuły jak „Diuna” czy „Marsjanin”.

Wadi Rum, czyli nie tylko Mars

Pustynia ta ma dwa dominujące kolory: biały (piaskowy) i czerwony. Nie raz przejeżdża się z obszaru jednego piasku na drugi. Jest to bardzo piękne miejsce, któremu niewiele brakuje do tego, by udawać Marsa. I udawało co najmniej kilka razy. Oczywiście najnowsza, ale i chyba najgłośniejsza produkcja to „Marsjanin” (2015) Ridleya Scotta z Mattem Damonem w roli głównej. Tu nawet nie potrzeba filtrów kolorystycznych, by niektóre ujęcia wyglądały jak Mars. Acz od lat Wadi Rum bywa określana czasem jako dolina księżyca, z powodu tych nieziemskich krajobrazów.

Scott nie był pierwszy i pewnie nie jest ostatni, który tu kręcił czerwoną planetę. Powstały tu także „Misja na Marsa” (2000) Briana De Palmy i „Czerwona Planeta” (2000) Anthony’ego Hoffmana z Valem Kilmerem w roli głównej, a także „Ostatnie dni na Marsie” (2013).

Wadi Rum: inne filmy

Ale jako ciekawostkę warto dodać, że Scott był tam już przed „Marsjaninem”. Gdy kręcił „Prometeusza” (2012) również skorzystał z Wadi Rum. Wtedy jednak zarówno skały jak i kolory zmienił, by lepiej pasowały do jego wizji. Tak więc Wadi Rum jest też planetą LV-223. W przypadku „Prometeusza” należy dodać jedną rzecz, w filmie znajduje się nawiązanie do „Lawrence’a z Arabii” (1962) Davida Leana. Nawet w pewnym momencie David cytuje fragment o pustyni właśnie z filmu Leana. W innym momencie fragment tamtego dzieła nawet pojawia się na ekranie. Niektóre ujęcia pustynne także mogą stanowić nawiązanie.

Warto wspomnieć też o „Transformes: Zemsta upadłych” Michaela Baya, ale to już trochę inne klimaty, tam jednak nie był to Mars, a Egipt. Wymienimy jeszcze „Powiew pustyni” (1997) Lavinia Curriera.

Wciąż kręcone są tu kolejne filmy, jak „Aladyn” (2019) Guya Ritchie’go, czy IX Epizod „Gwiezdne Wojny: Skywalker Odrodzenie” J.J. Abramsa. W tym ostatnim jest to nowa planeta Pasaana, widać tu wiele kanionów i miejscówek podobnych do tych, które widzieliśmy (tu filmowcy wcześniej rozważali Kapadocję, ale wybrali Wadi Rum). A także kręcono tu scenę na Tatooine, odtworzono nawet scenografię z Chott El Jerid, czyli domostwo Larsów. Tym samym staje się to druga obok Erg Chebbi ulubiona pustynia filmowców. Prawdę mówiąc zastąpiło tę ostatnią w filmie „John Wick 4” (2023) Chada Stahelskiego. Poprzednią część właśnie kręcono w Maroku, tu jordańska pustynia udawała marokańską Saharę. Z kolei Denis Villeneuve nakręcił tu „Diunę” (2021). Nagrywano tu bardziej skalistą część planety Arrakis, piaszczysta natomiast powstała na pustyni Liwa. Do obu miejsc wrócił z filmem „Diuna: Część druga” (2024), dodając do tego krótkie ujęcia na namibskim Wybrzeżu Szkieletowym (wizja pustyni i morza).

Wadi Rum i Thomas Edawrd Lawrence

Istotnym filmem, który tu kręcono jest też „Lawrence z Arabii” Davida Leana. T.E. Lawrence przebywał nie tylko w tej części Bliskiego Wschodu, ale dokładnie na tej pustyni. W filmie gra ona zarówno samą siebie, jak i inne lokacje z misji Lawrence’a. Nawet jedno ze źródeł nazywa się jego imieniem, a grupę skał (uwidocznione na bilecie) nazwano na cześć jego książki „Siedem filarów mądrości”. Wspomnienie Lawrence’a jak i filmu o nim jest tu żywe. Nasz kierowca-przewodnik bardzo chętnie wspominał o Lawrencie, a o film dopytywał. Mało tego w kilku miejscach sam z siebie mówił, że tu kręcono taką a taką scenę. W kanionie, w którym Lawrence bawi się echem, również mieliśmy okazję to zaobserwować. No i oczywiście dowiedzieliśmy się, że ojciec naszego kierowcy pracował wśród osób obsługujących produkcję filmu.

„Marsjanin” i „Star Trek”

Z „Marsjaninem” było inaczej. Przejechaliśmy do Wadi Rum jakieś 2-3 tygodnie po premierze (czasowo tak to się skorelowało). Prawdopodobnie byliśmy pierwszymi turystami, których interesowały miejsca z filmu Scotta. Niestety poza ogólną informacją, że kręcono to właśnie tutaj, niewiele wiedzieliśmy. Mieliśmy tylko wydrukowane zdjęcia i jak się okazało, to wystarczyło. Przewodnik spojrzał na nie i powiedział, że wie gdzie są. Nie był pewny ujęć z helikoptera.

W nocy, gdy my spaliśmy na pustyni, wrócił do swojego domu i tam jeszcze zweryfikował informację z innymi przewodnikami. I faktycznie, potwierdził, że jakieś pół roku wcześniej tam gdzie myślał, kręcono jakiś amerykański film. Tu warto przypomnieć, że Jordania jest mocno zamknięta we własnym kręgu kulturowym. Oglądają filmy, ale z zagranicznych najczęściej są to produkcje Bollywoodu. Takie nazwiska jak Ridley Scott nie robią tu na nikim żadnego wrażenia.

Warto dodać, że pojawiła się tu też ekipa serialu „Star Trek: Discovery”. Pierwszy odcinek „The Vulcan Hello” przedstawia rodzinną planetę Crepusculan i to właśnie te zdjęcia nagrywano w Jordanii. To sekwencja na początku odcinka, w której poznajemy kapitan Philippę Georgiou i komandor Michael Burnham.

Zwiedzanie Wadi Rum

Na samo zwiedzanie pustyni (wraz ze skałkami) wybraliśmy się z firmą organizującą przejażdżki. W teorii można samemu popróbować. Jednak to miejsce, gdzie łatwo stracić orientację. Tu jest dużo skał i kanionów, nie działają telefony, mieliśmy też problem z GPSem w komórce. Mapy okolic także nie są dostarczane. Więc zorganizowany wyjazd był nam na rękę. Zwłaszcza, że nie ma tu dużych grup (choć pewnie się zdarzają).  My wybraliśmy firmę, która robi wyjazdy indywidualne. Jeden samochód, przewodnik-kierowca i my. Nasz samochód zostawiliśmy  na parkingu w Visitor’s Center, tak robi większość turystów. Wcześniej podaliśmy osobie kontaktowej informacje, o której mniej więcej przyjedziemy, a także numer rejestracyjny samochodu. Kontakt czekał na nas przy wjeździe do Wadi Rum i wypatrywał samochodu, a następnie zawiózł nas do Visitor’s Center. Tam się przesiedliśmy na samochód terenowy. Wstęp na teren pustyni jest płatny (pomimo wycieczki), ale opłata wjazdowa może być pominięta jeśli mamy kartę Jordan Pass. Ostatnie chwilę spędziliśmy w Wadi Rum Village, gdzie można kupić dodatkową wodę i coś do jedzenia, jeśli nie przewiduje tego nasza wycieczka.

Przebieg wycieczki

Wybraliśmy 2-dniową wycieczkę Wadi Rum Classic Tours. Ma ona jeszcze jedną istotną zaletę. Jest właściwie szyta na miarę. Można wprowadzić pewne modyfikacje, ale wszędzie mieliśmy tyle czasu, ile chcieliśmy. Jeśli chcieliśmy jechać przez pustynię, nie ma problemu. Jeśli chcieliśmy chodzić, samochód odjeżdżał i czekał na nas. Nocleg w namiocie beduińskim, zaś dodatkową atrakcją było gotowanie galayti – beduińskiej potrawy – przez kierowcę przewodnika na ogniu. Co prawda wcześniej pytali, czy chcemy wegetariańskie jedzenie, więc w pierwszy dzień był … tuńczyk (ale tam był zwykły lunch). Przy gotowaniu było już tak jak powinno, żadnego mięsa.

Swoją drogą herbata również była gotowana na ogniu, ale słodzona. Raz nas zapytano, czy chcemy zwykłą. Potem już słodzili unikając kłopotliwego pytania (bo przecież nie da się pić gorzkiej herbaty). Kierowca na tyle zna ten teren, że może na pustynię jechać sam. Nie wjeżdża w takie wydmy, na których mógłby się zakopać. Zresztą mieliśmy też przerwy techniczne, by przed jakimś fragmentem dopompować lub spuścić powietrze w kołach.

Wśród innych opcji istnieje też możliwość podróżowania na wielbłądach lub konno po pustyni. Zresztą jest tam wiele atrakcji, związanych także ze wspinaczką, więc każdy znajdzie tam coś dla siebie. Podobnie jest z noclegami, obecnie jest to bardzo zróżnicowane. Jedni chcą spać w kapsułach, inni w namiotach. Wszystko pod turystów. Podobnie z długością wypraw. Można znaleźć zwiedzanie w kilka godzin, lub liczone w dniach. Prawdę mówiąc sporo się zmieniło od naszej wizyty.

Przyroda Wadi Rum i nie tylko

Wadi Rum to miejsce, które naprawdę warto zwiedzić. Ma wspaniałe formacje skalne, na które można wchodzić (jako urozmaicenie wycieczki lub wyspecjalizowana wyprawa na skały), przepiękne widoki i niesamowicie czerwony piasek. Sama pustynia jest dość spora, ma powierzchnię 721 km2, co czyni ją największym Wadi w całej Jordanii. W tej okolicy znajduje się też najwyższy szczyt kraju, Dżabal Umm ad Dami o wysokości 1840 m n.p.m. Leży on jakieś 30 km od wioski. Natomiast warto pamiętać, że cała pustynia znajduje się dość wysoko, więc zwłaszcza wieczorami może tu być chłodniej.

Nawet bez filmów tu kręconych jest to cudowna przyrodnicza atrakcja, a turystów nie ma aż tak wielu. No i znajduje się na liście UNESCO od 2011. Także ze względu na malunki naskalne, petroglify i pozostałości antycznych świątyń. Sporo tych malunków jest w kanionie Khaz’ali, część z nich jakoby sięga czasów nabatejskich. Podobno można tu też spotkać fenki i gazele, ale my widzieliśmy tylko ptaki i jaszczurki.

Wadi Rum Trail

Warto dodać jeszcze jedną rzecz, którą warto rozważyć jako alternatywę dla krótkiego zwiedzania tego obszaru. To tak zwany Wadi Rum Trail. Generalnie większość wycieczek, które przybywają do Wadi Rum trwa dzień, dwa góra trzy. Przez ten czas owszem poruszamy się też po pustyni i skałach, ale większość czasu spędza się w samochodach 4×4 lub na wielbłądach. Wadi Rum Trail to możliwość eksplorowania i doświadczania natury w inny sposób. Szlak ma 120 km długości i na jego pokonanie potrzeba 10 dniu. Sporo w tym wspinania i trudniejszych fragmentów, ale można je ominąć. Jest to stosunkowo młoda inicjatywa, bardzo podobna do tego co robił Egipt w obszarze Morza Czerwonego i półwyspu Synaj, acz bez większych problemów można znaleźć firmy, które pomagają to zorganizować.

Jeśli spodobał Ci się wpis, polub nas na Facebooku.

Szlak jordański
Wadi Rum
Szlak filmowy
Wadi Rum
Share Button

Komentarze

Rekomendowane artykuły